"Polskie cienie i milczenie Europy"
Europejska opinia publiczna wydaje się roztargniona wobec niedawnych zmian w sytuacji politycznej w Polsce - uważa włoski dziennik "Corriere della Sera".
Brak jest znaczących reakcji wobec wejścia do rządu Warszawy dwóch formacji politycznych: Samoobrony i katolickiej Ligi Polskich Rodzin, które nie ukrywają swoich nastrojów antysemickich.
Wicepremierem i ministrem rolnictwa został nominowany Andrzej Lepper, były bokser, były działacz komunistyczny, były hodowca świń, któremu zdarzyło się między innymi zadeklarować: "Największym wrogiem Polski jest naród żydowski" - opisuje gazeta.
Reakcją na tego typu deklaracje jest ostrożność środowisk politycznych i dyplomatycznych państw członkowskich Unii Europejskiej oraz ogłuszająca cisza kręgów medialnych i intelektualnych. Nic co mogłoby przypominać protesty, jakie w swoim czasie wywołało pojawienie się Joerga Haidera na austriackiej scenie politycznej. Można by powiedzieć, że inaczej niż Austria, Polska nadal wydaje się daleka od nas: to nie" Europa Środkowa", lecz "Europa Wschodnia", to ciągle jeszcze "kraj za kurtyną".
Można by powiedzieć, że antysemityzm nadal nas przeraża tylko wówczas, gdy wyrażany jest po niemiecku, niczym mrożące krew w żyłach echo głosu Hitlera. Błędem byłoby jednakże umniejszać znaczenie tego, co dzieje się w Warszawie. I nie tylko dlatego, że nadszedł najwyższy czas, aby uznać, że oś Unii przesunęła się na Wschód, że Polska jest dużym państwem, którego znaczenie polityczne, gospodarcze, kulturalne w Unii będzie nieuchronnie wzrastać.
Bagatelizowanie tego, co dzieje się w Warszawie, byłoby błędem wobec teraźniejszości i przyszłości, ale także wobec przeszłości, bo tak czy inaczej dzień wczorajszy ciąży zawsze na dniu dzisiejszym. A w kwestii antysemityzmu polskie "wczoraj" jest przerażające. A jeszcze bardziej przerażające jest polskie "przedwczoraj".
Wczoraj to Polska komunistyczna, gdzie nieliczni Żydzi, którzy przeżyli Shoah - wśród nich najwybitniejsze umysły kontynentu: filozofowie, historycy, ekonomiści - byli metodycznie prześladowani przez prosowiecki reżim, zarówno ze względu na ich tożsamość etniczną - jako Żydzi (całkowicie zlaicyzowani) - jak i na przynależność kulturową - jako dysydenci wobec ortodoksyjnego marksizmu.
Przedwczoraj - to Polska okupowana przez nazistów podczas II Wojny Światowej, gdzie miejscowa ludność udzieliła bezpośredniej pomocy Wehrmachtowi i SS, aby doprowadzić do "ostatecznego rozwiązania" problemu żydowskiego. Od 1939 do 1944 r. poza językiem niemieckim najbardziej nieludzkie rozkazy wyszczekiwano po polsku, w granicach geograficznych regionu, gdzie najgęstsza była sieć obozów koncentracyjnych i obozu zagłady. Szczekano je zresztą nie tylko w bezpośredniej bliskości obozów i linii kolejowych, które wiozły Żydów na śmierć.
Jak wykazał kilka lat temu historyk Jan Gross, prawie wszędzie ultrakatolicka Polska wydawała ochoczych kolaborantów Shoah: na wsiach i w miastach, nawet w małych wioskach, gdzie wszyscy znali wszystkich. Setki tysięcy polskich Żydów rozpoznało w swoich sąsiadach twarze morderców.
W dzisiejszej Polsce pamięć o tym wszystkim nie została stracona, jest żywa we wrażliwości i w sumieniach. I właśnie dlatego jest tym bardziej alarmujące pojawienie się w rządzie partii o antysemickim zabarwieniu, które inwestują w antysemityzm jako w narzędzie mobilizacji mas, które może się okazać skuteczne.
Jest to paradoks, że właśnie w kraju Karola Wojtyły, papieża, który dokonał więcej niż którykolwiek inny dla zbliżenia katolików i Żydów, istnieje ryzyko, że atmosferę ponownie zanieczyszczą trujące wyziewy. Ci, którzy niedawno obchodzili pierwszą rocznicę śmierci polskiego papieża, nie powinni zapominać, że jego największa lekcja moralna - lekcja pojednania między katolikami i Żydami - może zostać dziś przekreślona właśnie w jego rodzinnej Polsce.