Polska wydaje najwięcej Europejskich Nakazów Aresztowania
Polska wydaje najwięcej Europejskich Nakazów Aresztowania (ENA) spośród wszystkich krajów członkowskich UE - wynika ze statystyk przedstawionych w środę przez Komisję Europejską.
W zeszłym roku polskie sądy wydały 2421 ENA, które są żądaniem wydania osoby podejrzanej w celu przeprowadzenia postępowania karnego przed sądem krajowym. W porównaniu z analogiczną procedurą ekstradycji wydanie na podstawie ENA trwa o wiele krócej, gdyż odbywa się na drodze współpracy sądowej, omijając całkowicie władze polityczne.
Tuż za Polską była w zeszłym roku Francja, z 1552 wydanymi nakazami. W 2006 roku to Francja wydała ich najwięcej (1914), Polska zaś była w statystykach druga (1448 ENA).
- Polska wydała w zeszłym roku najwięcej ENA" - cieszył się na konferencji prasowej unijny komisarz ds. wymiaru sprawiedliwości Franco Frattini. "To znakomicie, że nowe kraje członkowskie tak chętnie stosują ten instrument, który jest namacalnym dowodem działania zasady wzajemnego uznawania orzeczeń sądowych w UE - dodał.
Eksperci Komisji Europejskiej tłumaczą nieoficjalnie, że pierwsza pozycja Polski to z jednej strony wynik "bardzo represyjnego systemu sądowego", a z drugiej - skłonności polskich sędziów do uciekania się do ENA we wszystkich przypadkach, które przewiduje unijna decyzja ramowa z 2002 roku.
- Sądy w Polsce stosują ENA bardzo szeroko - powiedział przedstawiciel KE.
Tradycyjna procedura ekstradycji trwała nawet ponad rok. ENA pozwala na skrócenie tego okresu średnio do 11 dni, jeśli wydanie odbywa się za zgodą podejrzanego, albo 5-6 tygodni, jeśli zainteresowana osoba nie wyraża zgody.
- Wyraźne skrócenie czasu procedur przekazywania osób, podobnie jak coraz większy zakres wykorzystania ENA przez organy krajowe, jest miarą sukcesu stosowania tego instrumentu. Dane statystyczne potwierdzają jego skuteczność - podkreślił Frattini.
Dane za rok 2006 nadesłało dotąd dopiero 14 krajów członkowskich, więc KE nie dysponuje jeszcze pełnymi statystykami. Dane za rok 2005 (nie obejmujące Niemiec i Belgii) pokazują, że nakazów aresztowania wydano dwa razy więcej niż w 2004 roku, kiedy było ich blisko 6900. Zaowocowało to ustaleniem miejsca pobytu i aresztowaniem 1770 osób, z których 1532 przekazano do kraju, skąd pochodził wniosek.
ENA został wprowadzony do polskiego porządku prawnego w marcu 2004 roku wraz z nowelizacją kodeksu postępowania karnego. W kwietniu 2005 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nowe przepisy są niezgodne z konstytucją w zakresie, w jakim zezwalają na wydawanie z Polski polskich obywateli, odroczył jednak czas utraty ich mocy obowiązującej o 18 miesięcy, czyli do listopada 2006.
Problem rozwiązała we wrześniu nowelizacja konstytucji. Obecnie wydanie obywatela polskiego jest możliwe w sytuacji, gdy poza terytorium RP popełnił on czyn, który jest przestępstwem według polskiego prawa zarówno w momencie popełnienia, jak i w momencie złożenia wniosku o wydanie. Wydanie jest zakazane w stosunku do osoby podejrzanej o popełnienie, bez użycia przemocy, przestępstwa z przyczyn politycznych, a także w sytuacji, gdy jego dokonanie "będzie naruszać wolności i prawa człowieka i obywatela". Komisja Europejska uważa, że takie ograniczenie zastosowania ENA przewidziane w polskim prawie jest sprzeczne z decyzją ramową.
Ostatnio rozgłos zyskała sprawa Jakuba T. z Poznania, który został zatrzymany na podstawie ENA w lutym i w kwietniu przekazany władzom brytyjskim. Jest podejrzany o brutalne zgwałcenie 48- letniej mieszkanki Exeter w Anglii. Na jego wydanie zgodził się poznański sąd okręgowy, a decyzję podtrzymał w kwietniu Sąd Apelacyjny w Poznaniu. Jak uzasadniał - sąd ma zaufanie do instytucji ENA i nie bada merytorycznej zawartości tego wniosku - sprawdza tylko, czy nie ma żadnych przeciwwskazań formalnych i musi mieć zaufanie do instytucji ENA.
Jakubowi T. za brutalny gwałt grozi na Wyspach kara dożywotniego więzienia. Tymczasem jego sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich, który ma sprawdzić, czy przy podejmowaniu decyzji o przekazaniu podejrzanego brytyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości nie zostały naruszone jego prawa i wolności obywatelskie.
INTERIA.PL/PAP