Paryski nie-co-dziennik: Cios w serce Francji
Tak prezydent Chirac określił śmierć najpopularniejszego Francuza, którego imię przez 17 lat widniało na czele rankingów.
Tak długo aż w 2004 roku poprosił organizatorów, by więcej nie figurował w sondażach. Dopiero wtedy jego miejsce zajął sławny futbolista Zinedine Zidane - zajął miejsce... księdza. Czy to nie paradoks? Ksiądz popularniejszy od Zidane'a i to w kraju przyśpieszonej dechrystianizacji. Imię tego katolickiego księdza to o. Piotr (Abbé Pierre), który za życia stał się we Francji legendą. Umarł w poniedziałek 22 stycznia, o godz. 5.25 w paryskim szpitalu Val-de-Grâce. W piątek pożegnano go w katedrze Notre Dame z honorami należnymi bohaterowi narodowemu. Był sumieniem narodu, papieżem bezdomnych, buntownikiem dobroci, głosem nędzarzy pozbawionych głosu, nadziei, dachu nad głową.
Stał się sławny w kilka minut. A było to 1 lutego 1954 roku. Tego mroźnego dnia na falach Radia Luksemburg wezwał Francuzów do "rewolucji dobroci". "Przyjaciele! Na pomoc! - wołał. Dziś w nocy na bulwarze Sewastopol zamarzła 60-letnia kobieta". Wzywał do zakładania ośrodków noclegowych, do zbiórki pieniędzy, żywności, koców, namiotów, piecyków. Jego apel solidarności z bezdomnymi spotykał się z ogromnym odzewem.
Ojciec Piotr pochodził z zamożnej rodziny handlarzy jedwabiem. Chciał być misjonarzem, a został kapucynem, wikariuszem w Grenoble. Naprawdę nazywał się Henri Groues, a pseudonim Abbé Pierre przyjął w czasie wojny, kiedy działał we francuskim ruchu oporu. Walczył z nazizmem i ratował Żydów ściganych przez policję Vichy. Po wojnie przez kilka lat zasiadał we francuskim parlamencie jako deputowany niezależny. W roku 1949 założył pierwszą wspólnotę Emaus (od nazwy osady w Palestynie), mającą nieść pomoc nędzarzom. Zakładał ją z alkoholikiem i niedoszłym samobójcą o imieniu Georges. - Zanim się zabijesz, pomóż mi - przekonywał go, i przekonał. Biedacy z Emaus przeszukiwali śmietniki i za sprzedaż z odzysku żyli i pomagali innym. Z czasem zaczęli zakładać banki żywności, bary serca, noclegownie. Oryginalność tego ruchu polegała nie na proszeniu o jałmużnę, ale na organizowaniu się według zasady: "Najpierw pomóż sobie, a Bóg, to znaczy inni, pomogą tobie". W obronie godności swoich nieszczęśników używał polityków, działaczy i artystów, i jako pierwszy wykorzystał w tym na wielką skalę siłę mediów. Znamienny był tu datek Charlie Chaplina, który w paryskim hotelu "Crillon" przyłączył się do "rewolucji dobroci". Aktor, przekazując czek na 2 miliony franków, powiedział: - Jestem wam winien miliony - ja tych pieniędzy wam nie daję, ja je wam oddaję, bo one należą do wagabundy, w którego się wcielałem. 50 lat później stowarzyszenie Emaus działa już w 40 krajach świata, również w Polsce.
Bywało, że Abbé Pierre głosił poglądy niezgodne z oficjalną doktryną Kościoła. Wzbudzał kontrowersje, nie szczędząc twardych słów pod jego adresem. Miał wątpliwości co do zakazu wyświęcania kobiet i zasadności celibatu księży. Przypominał, że Jezus wybrał na apostołów również żonatych, jak Piotra. Wyrażał też zrozumienie dla używania prezerwatyw, a nawet w wyjątkowych sytuacjach dla aborcji, także dla związków homoseksualnych i wychowywania w nich dzieci. Prowokował swoją wizją Kościoła, lecz nigdy nie pomylił frontów, zawsze wypowiadał wojnę biedzie. W swej książce "Mój Boże... Dlaczego?", która rozeszła się w ćwierćmilionowym nakładzie, przyznał, że nie sprostał sile pożądania i miał doświadczenia seksualne. "Z moich trzech kapłańskich ślubowań - napisał - ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, te, które mnie najwięcej kosztowały, to były śluby czystości. Wyrzeczenie się kobiecej czułości było przyczyną mojego stałego cierpienia". Dzięki jego szczerości, skromności i odwadze wielu Francuzów przestało negatywnie patrzeć na Kościół. Stał się jednym z tych ludzi wiary, którzy sprawiają, że religia przybiera ludzkie oblicze. "Nie wierzę w Boga, ale dzięki panu wierzę w człowieka" - napisał jeden z czytelników Libération.
Ksiądz Piotr wydawał się nieśmiertelny, wiecznie stary, wiecznie walczący z wiecznie obecną niesprawiedliwością. Pogarbiony wysłannik Boga, który wpisywał się w tradycję św. Franciszka z Asyżu. Nie zadowalał się kontemplacją swojego Pana. Był katolikiem nowoczesnym, człowiekiem wiary, serca i rozumu. Działał. Działał w myśl przesłania Camusa, że całe piękno świata załamuje się wobec jednego cierpiącego dziecka. Umarł pogodnie, opowiadają jego najbliżsi. Ale czy mogło być inaczej, skoro uważał śmierć za długo oczekiwane spotkanie z przyjacielem. "A przyjaciela, podkreślał, nie można się bać. Ja nigdy nie bałem się śmierci. Czekałem na nią od bardzo dawna, od dzieciństwa, od ósmego roku życia, kiedy widziałem dziadka na łożu śmierci. Od tego czasu modliłem się, by umrzeć młodo, ale... to mi się nie udało" - mówił z humorem w swoje 90. urodziny. Dopiero w 95. roku życia wybiła godzina jego wiecznych wakacji. Czy znajdzie się na ołtarzach? - Zobaczymy - odpowiada ostrożnie kardynał Barbarin, metropolita Lyonu. Grzech nieczystości nie przeszkodził w świętości Augustynowi i Charles'owi de Foucauldowi. Najważniejsze to wiedzieć, czy życie o. Piotra było źródłem światła i przykładem dla przyszłych pokoleń. Sprawa jego kanonizacji z pewnością będzie wnikliwie studiowana - dodał kardynał. A na razie wiadomo tylko tyle, iż wielki spektakl o Janie Pawle II, przygotowywany na wrzesień w paryskiej Bercy, będzie dedykowany księdzu Piotrowi - papieżowi bezdomnych. Tych, którzy ciągle umierają na paryskim bruku.
Leszek Turkiewicz, Paryż