- Możemy sprawić, że milion osób wyjdzie na ulice - powiedział bogaty opozycjonista w wywiadzie dla agencji AFP, którego udzielił w swym wystawnym domu w Tbilisi. Iwaniszwili wykluczył jednak możliwość starć między manifestantami a policją, co miało już miejsce w przeszłości. - Będziemy działać w ramach określonych przez prawo, w sposób pokojowy i nie pozwolimy na konfrontację - zapowiedział najbogatszy człowiek w Gruzji, którego fortunę szacuje się na 6,5 mld dolarów. Opozycjonista zarzucił prezydentowi Saakaszwilemu autorytaryzm i "kontrolowanie wszystkiego" poprzez swój aparat władzy. - Jest to w rzeczywistości system autorytarny. Czy u nas jest naprawdę lepiej niż w Rosji czy Białorusi? - zapytał retorycznie miliarder, który określił Saakaszwilego jako "zawodowego kłamcę". Dodał, że jego opozycyjna koalicja Gruzińskie Marzenie, założona w ubiegłym roku, powinna wygrać z rządzącą partią Saakaszwilego Zjednoczony Ruch Narodowy. Odebranie prezydentowi władzy jest celem, który Iwaniszwili deklaruje od początku swojej kariery politycznej - pisze AFP. Miliarder twierdzi również, że w razie wygranej w wyborach parlamentarnych pozostanie na stanowisku premiera jedynie przez dwa lata, aby następnie ustąpić stanowisko swoim sojusznikom politycznym. Jednak według sondażu wyborczego opublikowanego w ubiegłym tygodniu przez portal Civil.ge poparcie dla Gruzińskiego Marzenia spadło z 18 proc. w czerwcu do 12 proc. w sierpniu. Poparcie dla partii Saakaszwilego wyraziło natomiast 37 proc. Gruzinów, o jeden punkt procentowy więcej niż w czerwcu. Rządząca partia zarzuca Iwaniszwilemu służenie interesom Rosji, z którą Gruzja nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych od wojny 2008 roku, wskutek której Rosja oderwała od Gruzji zbuntowane prowincje Abchazję i Osetię Południową. Saakaszwili na każdym kroku wypomina Iwaniszwilemu, że zbił majątek w Rosji, a teraz chce zdobyć władzę w Gruzji, by zrewanżować się Kremlowi. Najbogatszy człowiek w Gruzji faktycznie zaleca wznowienie stosunków dyplomatycznych z Rosją, gdyż jego zdaniem mogłoby to pomóc kruchej gruzińskiej gospodarce i ułatwić ponowne przyłączenie terytoriów Gruzji, które ogłosiły niepodległość. Opozycjonista deklaruje jednocześnie, że podobnie jak obecna partia rządząca życzyłby sobie wejścia Gruzji do NATO i UE. Oprócz prorosyjskich sympatii władze zarzucają miliarderowi kupowanie głosów, za co został skazany na kilka drakońskich, milionowych kar pieniężnych w ciągu ostatnich miesięcy. Iwaniszwili oskarża Saakaszwilego, że chce w ten sposób zastraszyć go przed wyborami i odebrać majątek. Stosunki między dwoma politykami nie zawsze były napięte. Iwaniszwili wspierał Saakaszwilego, kiedy ten doszedł do władzy jako przywódca rewolucji róż w 2003 roku. Zerwał z nim jednak po brutalnym stłumieniu opozycyjnych manifestacji w 2007 roku. Wybory zaplanowane na 1 października mogą okazać się jednymi z najważniejszych w najnowszej historii Gruzji. Saakaszwili musi oddać prezydencką władzę w 2013 roku, kiedy kończy się jego druga i ostatnia kadencja. Jednak 44-letni obecnie polityk już w 2010 roku zmienił konstytucję, tak by Gruzja przekształciła się z republiki prezydenckiej w parlamentarną, rządzoną przez premiera. Jeśli jego partia wygra, Saakaszwili będzie mógł dalej rządzić jako szef rządu, powtarzając rosyjski scenariusz Władimira Putina. Jeśli jednak przegra, będzie się musiał pożegnać z władzą.