38-letni morderca pięciu osób w Teksasie jest obywatelem Meksyku i w przeszłości miał być czterokrotnie deportowany, lecz mimo tego - wracał do Stanów Zjednoczonych. Według amerykańskiej prasy wydalenie cudzoziemca miało następować dwukrotnie w 2009, a następnie w 2012 i 2016 roku. Media dotarły również do świadka - Wilsona Garcii - mężczyzny, który poszedł do Oropezy, by prosić go o ciszę, gdy ten strzelał na swoim podwórku. USA: Brutalne morderstwo w Teksasie. Świadek mówi, co się stało Według jego relacji, "z szacunkiem" poprosił swojego sąsiada, aby ten przestał ćwiczyć celowanie z broni, ponieważ jego miesięczny syn nie może zasnąć. - Powiedział mi, że jest na swojej posesji i może robić, co chce - przekazał Garcia w rozmowie z Associated Press. Mężczyzna dzwonił również pięć razy na policję. Służby zapewniały go, że "pomoc jest już w drodze", lecz w po kilku bezskutecznych telefonach świadek zauważył, że Oropeza biegnie w kierunku jego domu i przeładowuje broń. Żona Garcii powiedziała, by jej mąż schował się w środka, a ona wyjdzie porozmawiać z agresywnym napastnikiem, ponieważ - jak stwierdziła - "przecież nie będzie strzelał do kobiety". Okazało się jednak, że była pierwszą ofiarą zabójcy. "Nie mam słów na to, co się stało" W tym czasie w budynku miało przebywać 15 osób, wszystkie pochodziły z Hondurasu. Część osób miała być uczestnikami rekolekcji religijnych, a Oropeza zabił pięć z nich - oprócz żony także m.in. dziewięcioletniego syna Garcii oraz dwie kobiety, które ochroniły ciałem inne dwuletnie dziecko i niemowlę. Szeryf podkreślił wcześniej, że ofiary zabito "niemal w stylu egzekucyjnym" - precyzyjnym strzałem z bliskiej odległości nad szyją z tyłu głowy. - Nie mam słów, aby opisać to, co się stało - przekazał w płaczu lokalnym mediom Wilson Garcia. Jedna z kobiet miała do niego powiedzieć, aby wyskoczył przez okno, żeby przeżył i mógł zająć się dziećmi. W strzelaninie ucierpiało troje z nich - trafiły do szpitala, a w niedzielę zostały zwolnione do domu. Francisco Oropeza przebywa na wolności. FBI wyznaczyło nagrodę W Teksasie wciąż trwa obława. - W tej chwili nie mamy żadnych tropów - powiedział agent specjalny FBI James Smith. - Nie wiemy, gdzie on jest. Nie mamy żadnych wskazówek, gdzie może być. Cały czas trafiamy na ślepe zaułki - dodał. Miejscowy szeryf Greg Capers oznajmił w rozmowie z CNN, że w domu Oropezy znaleziono trzy sztuki broni, a chwilę po tragedii 150 funkcjonariuszy z psami tropiącymi przeczesywało kilkaset mil kwadratowych w okolicy. Służby wyznaczyły 80 tys. dolarów (około 335 tys. złotych - red.) nagrody za informacje, które pomogą w schwytaniu 38-latka. Suma ufundowana jest przez gubernatora Teksasu, lokalne władze i FBI - federalne biuro przeznaczyło na to 25 tys. dolarów.