- Niemcy nie mają dobrych doświadczeń z niekontrolowaną imigracją. Powstaje pytanie: Za pomocą jakich instrumentów można ją regulować? Jedni opowiadają się za systemem punktów (za wykształcenie), takim jak w Kanadzie, inni są zdania, że system taki jest zbyt kosztowny. Ale jeśli nie chcemy systemu punktowego, musimy znaleźć inne instrumenty - powiedziała Schavan na spotkaniu z zagraniczną prasą w Berlinie. Jak dodała, "nadszedł czas, by Niemcy wysłali jasne sygnały, że chcą być atrakcyjnym krajem dla wykwalifikowanych pracowników z całego świata". Regulowanie imigracji, np. za pomocą systemu przyznawania punktów za wykształcenie, miałoby stanowić jeden ze sposobów na rozwiązanie problemu niedoboru wykwalifikowanej siły roboczej, na który coraz częściej skarżą się niemieccy przedsiębiorcy. Zdaniem niemieckiego ministra gospodarki Rainera Bruederle w zeszłym roku brak fachowców kosztował gospodarkę 15 mld euro. Jak poinformował on w miniony poniedziałek, obecnie niemieckim firmom brakuje 36 tysięcy inżynierów i 66 tysięcy informatyków. Bruederle opowiada się za złagodzeniem przepisów dotyczących podejmowania pracy w Niemczech przez cudzoziemców i wprowadzeniem systemu przyznawania imigrantom punktów za wykształcenie. Pomysły te stanowczo odrzucił jednak we wtorek chadecki minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere. "Wszyscy gadają bez znajomości rzeczy i prawa (...) Złości mnie to, że obecnie obowiązujące prawo imigracyjne jest krytykowane, a system punktowy uważa się za jakieś błogosławieństwo" - powiedział de Maiziere w wywiadzie dla telewizji ZDF. Jego zdaniem obecne przepisy imigracyjne są wystarczające, pod warunkiem że "mądrze się je stosuje". De Maiziere poparł jednocześnie przygotowany przez resort minister Schavan projekt ustawy o ułatwieniu uznawania w Niemczech dyplomów zagranicznych uczelni. Ustawa ma być przyjęta przez rząd przed końcem tego roku. Schavan szacuje, że skorzystać z niej może nawet do 300 tysięcy żyjących w Niemczech cudzoziemców, którzy zdobyli wykształcenie w swoich ojczyznach, lecz nie mogą pracować w Niemczech w swoich zawodach. - Sprawa uznawanie dyplomów zagranicznych uczelni jest ważniejszą sprawą niż przyciąganie wykwalifikowanej siły roboczej z zagranicy - oceniła Schavan. - Pierwszy i centralny artykuł projektu ustawy przewiduje, że każdy ma prawo do ubiegania się o nostryfikację swojego dyplomu, uzyskanego na zagranicznej uczelni - poinformowała. Jak dodała, kryteria uznawania dyplomów będą bardziej przejrzyste, a procedura zostanie skrócona do maksymalnie trzech miesięcy. Ubiegający się o nostryfikację będą mieli możliwość dokształcenia, jeśli nie spełniają pewnych kryteriów, koniecznych do uznania dyplomu. Dyskusja na temat rozwiązanie problemu niedoboru wykwalifikowanej siły roboczej w Niemczech wpisuje się w toczące się od wielu tygodni gorące spory o integrację imigrantów w niemieckim społeczeństwie. Spór ten wywołała kontrowersyjna książka byłego członka Bundesbanku, socjaldemokraty Thilo Sarrazina, który zarzucił imigrantom z krajów islamskich, że nie chcą się integrować, wyzyskują niemiecki system socjalny i zaniżają ogólny poziom inteligencji społeczeństwa. Większość niemieckich polityków, w tym kanclerz Angela Merkel i prezydent Christian Wulff, potępili tezy Sarrazina, ale według sondaży wielu Niemców podziela jego racje. Debatę zaostrzył niedawno chadecki premier Bawarii Horst Seehofer, który stwierdził w jednym z wywiadów, że Niemcy nie potrzebują dodatkowej imigracji pracowników z "obcych kręgów kulturowych". Z kolei w minioną sobotę kanclerz Merkel oświadczyła na spotkaniu młodzieżówki CDU w Poczdamie, że próby zbudowania w Niemczech wielokulturowego społeczeństwa - w którym ludzie o różnym zapleczu religijnym, kulturowym, etnicznym żyliby zgodnie obok siebie - zdecydowanie się nie powiodły. Anna Widzyk