Ekspert uważa, że od trzech tygodni nasila się dyplomatyczna wojna między Białorusią i UE, a przyczynia się do tego głównie strona białoruska. "Po znieważeniu polityków Polski i Niemiec nasze władze zmieniły taktykę. Główne uderzenie skierowali przeciwko rodakom, kierując się logiką; bij swoich, żeby obcy się bali" - czytamy w artykule. 28 lutego ministrowie ds. europejskich państw UE zatwierdzili zakaz wjazdu do Unii oraz zamrożenie aktywów wobec 21 kolejnych przedstawicieli reżimu białoruskiego. Tego samego dnia władze Białorusi zwróciły się do ambasadorów UE i Polski, aby udali się na konsultacje, oraz wezwały swoich ambasadorów w Brukseli i Warszawie na konsultacje do Mińska. W odpowiedzi wszystkie kraje UE podjęły decyzję o wycofaniu swych ambasadorów z Mińska na konsultacje. Na początku marca prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył, że Polska i Niemcy są "w awangardzie" unijnej "histerii" wobec Białorusi. Polsce zarzucił, że uważa białoruskie tereny aż do Mińska za swoje terytorium. O homoseksualnym szefie niemieckiej dyplomaci Guido Westerwellem powiedział zaś, że "lepiej być dyktatorem niż niebieskim" (ros. gejem). Kilka dni później zaczęły się pojawiać informacje o uniemożliwieniu wyjazdu z Białorusi politykom opozycji, obrońcom praw człowieka i niezależnym dziennikarzom. Łukaszenka potwierdził w środę istnienie listy osób objętych zakazem wyjazdu i zapowiedział egzekwowanie jej "z pełną mocą". "Za policzek od europejskiej dyplomacji nasze władze zemściły się na opozycji, społeczeństwie obywatelskim i niezależnych mediach" - pisze Karbalewicz, podkreślając, że władze nawet nie starają się prawnie uzasadnić nowej fali represji. "Tłumaczenia, jakie podają oficjalne struktury, prześcigają się w absurdalności i komiczności" - uważa Karbalewicz. Jak podkreśla, redaktorowi naczelnemu niezależnego tygodnika "Nasza Niwa" Andrejowi Dyńce oraz szefowi organizacji obrony praw więźniów "Platforma" Andrejowi Bandarence wyjaśniono, że powodem zakazu wyjazdu jest uchylanie się przez nich od służby wojskowej. "Przy tym obaj mają ponad 40 lat i są oficerami rezerwy" - zauważa politolog. Według niego oznacza to, że władze wzięły kolejnych zakładników, obok więźniów politycznych. "Drugą ofiarą wojny z Europą w dosłownym znaczeniu stali się oskarżeni o zamach w mińskim metrze Uładzisłau Kawaliou i Dźmitry Kanawałau. Zostali rozstrzelani.(...) Dyplomatyczna wojna z UE przyspieszyła to dramatyczne rozwiązanie" - pisze Karbalewicz. Jak zauważa, zwykle od momentu zapadnięcia na Białorusi wyroku śmierci do egzekucji mija ponad rok, a tym razem upłynęło zaledwie trzy i pół miesiąca. "Dlaczego władze tak się pospieszyły(...)? Jest to zemsta na Europie, rzucenie wyzwania europejskim wartościom, odrzucającym karę śmierci.(...) Przy tym trzeba to było zrobić właśnie teraz, żeby pokazać Europie swoją siłę, nieugiętość, gotowość pójścia na całość w tej wojnie" - uważa politolog. UE ma przyjąć w piątek nowe sankcje wobec Białorusi, obejmując nimi m.in. firmy trzech biznesmenów: prezesa klubu piłki nożnej Dynamo Mińsk, Jurego Czyża, biznesmena i gospodarczego doradcy prezydenta Łukaszenki, Uładzimira Piefcieua, drugiego po szefie państwa najbogatszego człowieka na Białorusi, a także aktywnego w branży paliwowej Anatola Tarnauskiego.