Jako mała dziewczynka Zofia Podzorska co tydzień odwiedzała groby swoich sióstr. - Ale grobu chƚopca nie byƚo - mówi 73-letnia dziś kobieta. Tym chƚopcem byƚ jej brat, Stanisƚaw. Zmarƚ w 1943 roku, trzy lata przed narodzeniem Zofii. Miaƚ wtedy 11 lat. Zofia wiedziaƚa, że jej siostry wcześnie zachorowaƚy i nie przeżyƚy, ale o chƚopcu rodzice mówili tylko tyle, że byƚ pacjentem szpitala w Lublińcu. Brat Zofii leży w zbiorowej mogile. Na cmentarzu, tuż za kliniką w Lublińcu. Trawa porasta groby, przedziera się przez kamienne ramy. Nie pƚoną znicze, prawie nie ma kwiatów. Blaszana tabliczka informuje, że to "Miejsce Pamięci Narodowej". A niżej: "Mogiƚa 194 dzieci - ofiar eksperymentu, przeprowadzonego przez hitlerowców w latach 1942-1944". *** Dla niemieckich nazistów dzieci takie jak Stanisƚaw są ciężarem dla spoƚeczeństwa. Podlegają eutanazji, czyli akcji T4. Staś ma padaczkę. Choroba ujawnia się co dwa, trzy miesiące, ale przed wojną, dzięki lekarstwom, stan zdrowia chłopca się poprawia - zezna później jego ojciec, Jan Polok. W 1942 roku Staś trafia do Lublińca. "Nie chcieliśmy się zgodzić. Dano nam jednak do zrozumienia, że to zarządzenie urzędów" - powie ojciec. Prawo do mordowania 1 września 1939 roku Adolf Hitler wysyƚa "dekret Fuehrera" do Reichsleitera (naczelnika Rzeszy) Philippa Bouhlera i swojego osobistego medyka, Karla Brandta. Każe im tak "rozszerzyć uprawnienia wymienionych z nazwiska lekarzy, aby osobom według wszelkiego prawdopodobieństwa nieuleczalnie chorym (...) można było zapewnić łaskawą śmierć“. Lekarze i położne mają zgłaszać nie tylko dorosłych, ale i dzieci psychicznie chore lub fizycznie niedorozwinięte. Hitlerowski mechanizm lekarskiej zgody na zabójstwo działa tak: lekarz zgłasza, rzeczoznawcy wyrażają zgodę, Komitet Rzeszy do spraw Naukowej Rejestracji Poważnych Chorób Dziedzicznych i Wrodzonych w Berlinie wysyƚa lekarzom "zezwolenie uśmiercenia". "Z uwagi na odpowiednie przepisy nic nie stoi na przeszkodzie leczeniu dziecka". To złudny żargon, którego używa też niemiecka lekarka lublinieckiego szpitala - dr Elisabeth Hecker. W zachowanym i odnalezionym po wojnie liście zgƚasza swojego pacjenta do eutanazji i prosi komitet o "szybkie wydanie zezwolenia". Odnosi bowiem wrażenie, że matka dziecka "nie chce go tu zostawić zbyt długo". Jan Polok ma dziwne przeczucie, kiedy po raz pierwszy odwiedza Stasia w Lublińcu. "Na początku nie chciano mi go pokazać" - zezna 26 lat później. "Krótko potem ubrano go i przyprowadzono do mnie“. Lekarze nie robią mu nadziei, że Stanisƚaw może wyzdrowieć. "Od początku zakƚadaliśmy, że coś z nim robią“ - mówi Polok. Jego syn - zawsze silny, sprawny jedenastoletni chłopak - sprawiał wrażenie sƚabego. Staś umiera 4 września 1943 roku. Zabójczy środek nasenny Niemcy przejmują Polski Państwowy Szpital dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Lublińcu w pierwszych dniach okupacji. Do lata 1941 roku leczono w nim tylko dorosƚych. Jesienią tego roku powstaje oddziaƚ dla dzieci i młodzieży. Kieruje nim Elisabeth Hecker. Z trzema innymi lekarkami doktor Hecker bada nowo przyjęte dzieci przez cztery, a nawet sześć tygodni. Dopiero potem młodzi pacjenci przechodzą na oddziaƚ. Nieuleczalnie chorych kieruje na oddziaƚ B, ulokowany w willi poza kliniką. Tam lekarz Ernst Buchalik, dyrektor szpitala, podaje mƚodym pacjentom popularny wówczas środek nasenny - luminal. Tłumaczy, że tabletki mają chronić dzieci przed samookaleczeniem. Ale luminal ma jeszcze inne działanie. Ernst Buchalik je zna. Na oddziale dziecięcym w Brandenburgu nad Hawelą - jednym z gƚównych ośrodków akcji T4 - przechodzi szkolenie z metod eutanazji dzieci. Uczy się, jak zabijać je większymi dawkami luminalu. Potem pielęgniarki z oddziału B w Lublińcu odnotują, ile luminalu podają dzieciom. To dawki od 0,1 do 0,6 g dziennie. Środek dostaje 235 dzieci w wieku od 1 do 14 lat. 221 z nich umiera. Sƚabsze umierają szybciej, czasem już po kilku dniach "leczenia". Najpierw są osƚabione, blade, przez większość dnia leżą w ƚóżkach. Budzi się je tylko na posiƚki. Później zaczynają gorączkować, tracą apetyt, charczą, na ich ustach pojawia się czerwona, nieraz krwawa piana. Jako przyczynę śmierci szpital podaje najczęściej zapalenie pƚuc. Czy tak jest w przypadku Stasia? Nie wiadomo. W 1965 roku prokuratura w Dortmundzie wszczyna dochodzenie przeciwko Buchalikowi, Hecker, czterem lekarzom-stażystom i ośmiu pielęgniarkom. Zwłaszcza na Hecker ciążą ciężkie oskarżenia. Ona bowiem miała decydować, które dzieci trafią na oddziaƚ B, a które przeżyją. Ambitna i samotna Ambitna lekarka, rocznik 1895, jeszcze przed drugą wojną światową pnie się po szczeblach kariery. Jest ordynatorem oddziału w Szpitalu Dziecięcym w Dortmundzie, poźniej prowadzi gabinet pediatryczy, kieruje oddziałem szpitala we Fryburgu i ośrodkiem zdrowia Jannowitz w dzisiejszym powiecie jeleniogórskim. Żyje swoją pracą. Nie ma męża ani dzieci. W czasie studiów często zmienia miejsca zamieszkania. - Nieraz zastanawiam się, czy ten status niezamężnej, bezdzietnej lekarki był związany z jej pracą medyczną - mówi historyk Hans-Werner Kersting z Instytutu LWL, badającego regionalną historię Westfalii. Kersting zajmuje się historią Hecker. - Czy zrobiłaby to samo jako matka dwójki dzieci? Wydawała się samotna i utożsamiona ze swoim środowiskiem pracy - mówi. W artykule opublikowanym w fachowym periodyku Hecker opowiada się w 1943 roku za utworzeniem klinik psychiatrycznych dla dzieci.Dziecięce mózgiJest rok 1941, kiedy 46-letnia Hecker przyjeżdża do Lublińca. Krótko potem tworzy Dziecięcą Klinikę Psychiatryczną, oddział obserwacji i leczenia dzieci.Jak stwierdzi Ernst Buchalik, oddział ten podlegał "tylko i wyłącznie pani dr Hecker“. Ona zezna później, że zapisała tam: "wychowanków domów opieki społecznej, dzieci cierpiące na neurozy, dzieci z problemami wychowawczymi i zaburzeniami zachowania (dzieci moczące się podczas snu) oraz takie z epizodycznymi trudnościami".Klinika może pomieścić 60 pacjentów, ale za Hecker przewija się przez nią ponad 1100 dzieci.Lekarka wie, że rządy Hitlera jej sprzyjają i może powiększyć swój oddział. W artykule z tamtych czasów pisze nawet w nieco zawoalowany sposób, że do celów badawczych wykorzystuje mózgi zamordowanych dzieci. "Mogę tylko wspomnieć, jak dobrze zbadany materiaƚ gromadzimy na oddziale, kiedy po śmierci dzieci ich mózg jest badany przez instytut neorologiczny we Wrocƚawiu" - pisze.- Nawet jak na tamte czasy było to bardzo otwarte oświadczenie - uważa Kersting. Hecker musiała wiedzieć Trzy pielęgniarki obciążą Elisabeth Hecker swoimi zeznaniami. Przed Gƚówną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce Agnieszka Mastalerz mówi, że początkowo nie była świadoma, iż podanie luminalu ma na celu mordowanie dzieci. Kiedy mówi Buchalikowi, że jedno z nich jest już spokojne i nie trzeba mu podawać więcej, ten każe kontynuować - zeznaje w 1967 roku. W szpitalu w Lublińcu pracuje od marca 1924 roku. "Dr Elisabeth Hecker musiała dobrze wiedzieć, że luminal uśmierca dzieci, bo przecież decydowała, które z nich trafią na oddział B“. Ale Hecker zaprzecza. "Ogólnie rzecz biorąc, zeznania świadka są prawidłowe" - powie w prokuraturze o zeznaniach Mastalerz. "Nieprawdą jest jednak, że oddział B służył eutanazji, a oddział A selekcji chorych psychicznie dzieci". Są jeszcze inne dowody obciążające lekarkę. Wśród nich adresowany do niej list Komitetu Rzeszy, że nie udzielono jeszcze zezwolenia na "leczenie" trojga dzieci. Jest też raport o wynikach badań pewnej dziewczynki. Hecker nieformalnie poinformowała komitet o przeniesieniu dziecka na "oddział dziecięcy" - jak w Trzeciej Rzeszy nazywano oddziały, na których mordowano dzieci. Zaczyna od nowa Dla rodziny Stasia wiadomość o jego śmierci jest szokiem. Imię syna i dwóch zmarłych sióstr noszą kolejne dzieci Poloków. Nie jeżdżą na grób, który do dzisiaj przetrwał za kliniką w Lublińcu. Zofia Podzorska rozumie, dlaczego rodzice nie opowiadali jej o zmarłym braciszku. - To bardzo smutna i haniebna historia - mówi. Dopiero po moim telefonie dowiaduje się, że jej brat padł ofiarą hitlerowskich lekarzy. Jest zaskoczona. Nie wiedziała, że ojciec składał zeznania przed Gƚówną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Nigdy też nie była na grobie Stasia, choć mieszka w oddalonym o nieco ponad sto kilometrów od Lublińca Skoczowie. Kiedy Polokowie próbują zapomnieć, Elisabeth Hecker robi w Niemczech karierę. Lekarka opuszcza Lubliniec w połowie stycznia 1945 roku. Najpierw pracuje w Bawarii, a w 1947 roku przyjeżdża do Siegen w Westfalii. Tam nikt jej nie zna. W torbie ma "świadectwo niewinności“, dokument poświadczający, że nie uczestniczyła w zbrodniach hitlerowskich. To oświadczenie Georga von Thaera, do 1933 roku wojewody dolnośląskiego. Podkreśla on, że nastawienie Hecker odnośnie psychiatrii "przyczyniło się znacząco do tego, że masowe zabijanie chorych psychicznie, zwane ‘eutanazją’, nie miało miejsca w górnośląskich placówkach". Hecker może zaczynać od nowa. Jej przeszłość nikogo nie interesuje, a w powojennych Niemczech brakuje lekarzy. Każdy specjalista jest na wagę złota. Zbrodnia bez kary Wkrótce spełnia swoje największe marzenie. W 1952 roku tworzy Westfalską Klinikę Psychiatryczną dla Dzieci i Młodzieży w Hamm. Osobiście wybiera lekarzy, którzy będą tam pracować. "Kto zajmuje się psychiatrią nieletnich, musi mieć nie tylko serce i umysł, ale musi okazywać je w swoim zachowaniu“ - pisze. W swojej dziedzinie Hecker szybko zyskuje sławę pionierki. Kliniki psychiatryczne dla nieletnich to novum w tamtych czasach. W 1960 roku ceniona lekarka zostaje odznaczona Krzyżem Zasƚugi Republiki Federalnej Niemiec, a w 1979 roku zostaje honorową członkinią Niemieckiego Towarzystwa Psychiatrii Dzieci i Młodzieży (DGKJP). Dopiero po latach traci zaszczytny tytuł. W 2003 roku zarząd DGKJP wydaje oświadczenie, w którym dystansuje się od eutanazji w Trzeciej Rzeszy i od swojej honorowej członkini. Elisabeth Hecker do końca zaprzecza oskarżeniom. Twierdzi, że nie przeprowadzała selekcji dzieci. Mówi, że z 1100 pacjentów umarł tylko jeden. W 1969 roku prokuratura zamyka dochodzenie. Hecker - czytamy w uzasadnieniu - mogła zakładać, że Ernst Buchalik z uwagi na swoją katolicką postawę nigdy nie zabije dzieci. Ani Hecker, ani Buchalik nie odpowiedzieli za zbrodnie na dzieciach w Lublińcu. Olivia Kortas (Deutsche Welle) POLECAMY "Zbrodnia bez kary" w serwisie specjalnym Deutsche Welle i Wirtualnej Polsce Horst Pilarzik. Postrach krakowskiego getta Hans Krueger. "Morderca w białych rękawiczkach" "Lekarz Hitlera", Kurt Blome Wrzesień 1939: Niewidzialna broń, która sprzyjała likwidacji Polaków Strażniczka z Majdanka: "Nic nie widziałam" "Do widzenia w niebie". Likwidacja szpitala w Kobierzynie Należał do "rasy panów". Był w swoim żywiole Peter Grubbe, czyli Claus Volkmann. Podwójne życie lewicowego dziennikarza Jakob Loelgen - kat Bydgoszczy. Po wojnie robił karierę w Niemczech Firma Topf & Soehne "zawsze do usług". Przedsiębiorcy bez moralności "Tatuś kanalia". Po niemiecku "Vati Schweinehund" "Zaczęło się. Jest wojna". Dziennik bojowy por. Kurta Hartmanna 1 września 1939 r., Wieluń. Masakra na bezbronnym mieście Germanizacja Łodzi. Werner Ventzki i jego Litzmannstadt Czaszki Polaków i Żydów oferuję po umówionej cenie Pierwsza zbrodnia II wojny. Alfred Naujocks i prowokacja gliwicka Bezkarni naziści w powojennej RFN. "Amnezja i brak empatii dla ofiar"