Izrael rozszerza ofensywę lądową w Libanie
Armia izraelska dokonała przy pomocy helikopterów desantu na dużą skalę w rejonie miasta Baalbek, położonego w północno wschodnim Libanie - poinformowały libańskie służby bezpieczeństwa. Baalbek jest jedną z "twierdz" szyickiego Hezbollahu.
Wcześniej informowano, że w walkach w południowym Libanie izraelscy żołnierze zabili dziś rano dwudziestu hezbollahów.
Tymczasem arabska telewizja Al-Arabija poinformowała, że trzej izraelscy żołnierze zginęli w starciach z bojówkami Hezbollahu. Wg tego źródła, żołnierze zostali zabici w regionie przyległym do nadgranicznej wioski Aita al-Szaab.
Na razie brak potwierdzenia tych doniesień przez izraelską armię.
Do starć z bojówkami Hezbollahu miało dojść w rejonie południowolibańskich wsi Taibe, Adajseh i Rob Thalantin, kilka kilometrów od granicy z Izraelem.
Informację rzeczniczki armii izraelskiej o bezpośrednich walkach na granicy potwierdził częściowo też Hezbollah, podając że bojownicy organizacji odpierają ataki sił izraelskich, wkraczających na terytorium Libanu w rejonach miejscowości Aita al- Szaab i Kfar Kila. W nocy z poniedziałku na wtorek Hezbollah wystrzelił również co najmniej trzy rakiety na północ Izraela. Brak informacji o skutkach ostrzału.
Wbrew żądaniom opinii międzynarodowej w kwestii jak najszybszego zawieszenia walk, izraelski gabinet bezpieczeństwa (składający się z szefów tzw.resortów siłowych) na nocnym posiedzeniu zadecydował o rozszerzeniu ofensywy sił lądowych w Libanie.
Plany te - według części rządowych źródeł - zakładają zepchnięcie Hezbollahu poza linię rzeki Litani, płynącą w odległości od czterech do 30 kilometrów od granicy izraelsko-libańskiej. Inne anonimowe źródła podają jednak, że izraelskie oddziały miałyby zatrzymać się w odległości 6-7 kilometrów od granicy. - Nie ma planów zajmowania całego terenu aż do Litani - powiedział informator agencji Reutera.
Tymczasem Kanał 2 izraelskiej telewizji poinformował, że armia izraelska wezwała mieszkańców niektórych terenów na północ od libańskiej rzeki, by opuścili swe domy.
Armia izraelska zdementowała jednak te doniesienia.
Z relacji agencyjnych wynika, że siły izraelskie pozostałyby w stworzonej strefie w południowym Libanie przez "tygodnie", do momentu przejęcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo granicy Izraela przez siły międzynarodowe.
Izraelski minister infrastruktury Benjamin Ben-Eliezer, dawny minister obrony, w wywiadzie dla rozgłośni wojskowej mówił o terminie 10-14 dni - tyle czasu armia potrzebowałaby na oczyszczenie południa Libanu z bojówek Hezbollahu.
Rząd Izraela zapowiedział też wznowienie "z pełną siłą" ataków powietrznych na bojówki Hezbollahu po wygaśnięciu (w środę nad ranem) 48-godzinnego częściowego zawieszenia nalotów, na które Izrael zgodził się w nocy na poniedziałek.
O tym, czy i kiedy operacja sił lądowych się rozpocznie, ma zdecydować izraelskie dowództwo. Jak podało izraelskie radio, w następstwie decyzji gabinetu bezpieczeństwa Izrael zmobilizuje kolejną grupę rezerwistów, co najmniej 15 tys. ludzi - tyle samo, ile powołano w ubiegłym tygodniu. Tymczasem dziennik "Haarec" podaje dziś, że Izrael gotów jest wymienić dwu libańskich więźniów na uprowadzonych przez Hezbollah dwu izraelskich żołnierzy. Gazeta powołuje się na informacje uzyskane ze źródeł rządowych i armii. Taka wymiana - pisze "Haarec" - byłaby częścią ogólnego porozumienia rozejmowego. Bezpośrednio po porwaniu przez hezbollahów dwu żołnierzy - 12 lipca - Izrael wykluczał jakąkolwiek wymianę wojskowych na Libańczyków, przebywających w izraelskich więzieniach.
INTERIA.PL/PAP