Wynika z tych relacji, że w środę pilot Boeinga 777, lecącego z Nowego Jorku nie nawiązał przepisowego kontaktu z wieżą portu lotniczego Ben Guriona koło Tel Awiwu. Amerykańską maszynę z 256 ludźmi na pokładzie przechwyciły myśliwce izraelskie. Siły lotnicze wychodziły z założenia, że samolot pasażerski znajdował się w rękach terrorystów. - Byliśmy bliżsi niż kiedykolwiek zestrzelenia samolotu pasażerskiego - cytuje gazeta "Jediot Achronot" przedstawiciela sił powietrznych. Według mediów izraelskich, przez kilka minut załoga amerykańskiego samolotu nie odpowiadała na wezwania radiowe; słychać było tylko jakieś "niepokojące mamrotanie". W tej sytuacji wydany został rozkaz "ochrony izraelskiego obszaru powietrznego". O sytuacji informowany był na bieżąco premier Ehud Olmert. Dopiero, kiedy maszyna znajdowała się w odległości kilku kilometrów od wybrzeża Izraela, jej pilot zgłosił się przez radio i poprosił o zgodę na lądowanie. Twierdził, że wcześniej nie słyszał wezwań radiowych. Boeinga eskortowały do lotniska cztery izraelskie myśliwce.