Gruzini bardziej nieufni wobec Saakaszwilego
Po 6 miesiącach, które upłynęły od zbrojnego konfliktu z Rosją, Gruzja jest innym krajem. Jego mieszkańcy zadają sobie pytania, jak doszło do konfliktu i czy mogą ufać swemu prezydentowi - pisze Jonathan Steele w "Guardianie".
"Wizerunek małej demokracji stawiającej opór brutalnemu gigantowi miał swoje skazy. Teraz czołowe postacie opozycji otwarcie winią Micheila Saakaszwilego za pięciodniową wojnę. Podobne stanowisko zajmują również byli współpracownicy prezydenta, w tym ci w ONZ i Moskwie" - stwierdził publicysta.
Od tego, w jaki sposób prezydent USA Barack Obama ustosunkuje się do konfliktu rosyjsko-gruzińskiego, niefigurującego wysoko na liście jego międzynarodowych priorytetów, zależeć będzie, jaką wagę przywiązuje do dobrych stosunków z Rosją, a także, jakie ma wyobrażenie o postępach demokracji w republikach byłego ZSRR - zauważa Steele.
"Saakaszwili był naszym Obamą. Po 10 latach rządów Szewardnadzego społeczeństwo chciało zmian, ale teraz Gruzja nie różni się od Azerbejdżanu czy Turkmenistanu" - powiedział "Guardianowi" Erosi Kitsmariszwili, biznesmen, którego telewizyjna stacja Rustawi-2 nawoływała do wystąpień ulicznych przed pięcioma laty; ich efektem była rewolucji róż.
Georgi Chuciszwili z międzynarodowego ośrodka ds. konfliktów i negocjacji w Tbilisi sądzi, iż Saakaszwili chce "aksamitnego autorytaryzmu". W imieniu kilku organizacji społecznych Khutsiszwili wręczył w ambasadzie USA w Tbilisi petycję apelującą do Obamy, by nie ograniczał kontaktów z Gruzją do szczebla rządowego.
Inny krytyk Saakaszwilego Dawid Akubardia, który prowadzi telewizję Kawkasia twierdzi, że prezydent zdecydował się na atak na stolicę Osetii Płd., ponieważ chciał na Rosję skanalizować społeczne niezadowolenie przeciwko (uznanym za sfingowane - PAP) wynikom wyborów parlamentarnych.
Z kolei szef partii republikańskiej Dawid Usupaszwili sądzi, że "do sierpnia ub.r. 80 proc. odpowiedzialności za wojnę spoczywało po stronie Rosjan, którzy przejmowali regiony Osetii Płd. i Abchazji krok po kroku. W nocy 7 sierpnia, gdy Gruzini zbombardowali Cchinwali i weszli do miasta 70 proc. winy spadło na Saakaszwilego".
Rząd Gruzji, wskazuje "Guardian", uważa, iż jego krytycy kierują się niskimi pobudkami. Gruziński minister ds. reintegracji Temur Iakobaszwili twierdzi, że Gruzja nie zaatakowała Cchinwali po to, by wyzwolić region, lecz w celu zablokowania rosyjskiej inwazji, która rozpoczęła się wcześniej.
INTERIA.PL/PAP