Francja: Tłumy na placu Bastylii fetowały zwycięstwo Hollande'a
Nieprzebrana rzesza ludzi bawiła się w niedzielę do późnej nocy na paryskim placu Bastylii, świętując zwycięstwo w wyborach prezydenckich socjalisty Francois Hollande'a. Radość sięgnęła zenitu, gdy do zebranych przemówił nowo wybrany prezydent.
Od późnego popołudnia na plac w centrum stolicy Francji, gdzie niegdyś stało słynne więzienie zburzone przez Rewolucję 1789 roku, ściągały grupy sympatyków socjalisty liczące na jego sukces.
Pierwszą entuzjastyczną reakcję tłumu wywołało ogłoszenie o godz. 20 sondażowych wyników dających Hollande'owi zwycięstwo. Powiewały trójkolorowe i czerwone flagi. W tłumie odpalano fajerwerki, nad miejscem unosiły się smugi dymu. Na stojącą pośrodku placu zabytkową kolumnę Lipcową wdrapali się młodzi uczestnicy wiecu.
Ludzie zgromadzeni na placu Bastylii bardzo długo czekali na przybycie Hollande'a, który w momencie ogłoszenia wyników przebywał w swoim okręgu wyborczym w Tulle w departamencie Correze (środkowa Francja). Tam właśnie wygłosił swoje pierwsze przemówienie tego wieczoru. Potem wsiadł do prywatnego samolotu, którym dotarł do podparyskiego Le Bourget, a potem samochodem dotarł na plac Bastylii.
W tym czasie na prowizorycznej estradzie na placu grał znany piosenkarz i były tenisista, Yannick Noah, a potem przemawiali liderzy socjalistów - dawna partnerka Hollande'a, Segolene Royal i były premier Lionel Jospin.
Gdy na estradzie pojawił się Hollande, zgotowano mu gorący aplauz.
- Chcę Wam powiedzieć, jak bardzo jestem dumny, że 31 lat później, dzień po dniu, lewica ma następcę Francoisa Mitterranda. Powinniśmy sprawić, aby nie było to zwycięstwo rewanżu czy urazy, ale piękne zwycięstwo - wołał Hollande do zebranych zachrypniętym ze zmęczenia głosem. To właśnie na placu Bastylii 10 maja 1981 roku tłumy ludzi fetowały wiktorię wyborczą socjalisty Francoisa Mitterranda, który jest politycznym "idolem" Hollande'a.
Symboliczne miejsce rewolucji francuskiej zaczęło pustoszeć dopiero przed godziną 2. w nocy. Jednak w okolicach ratusza Hotel de Ville słychać było nadal dźwięk klaksonów samochodów, włączanych przez kierowców na cześć triumfu lewicy.
24-letnia Juliette, sympatyczka skrajnie lewicowego Frontu Lewicy, opuściła w nocy plac Bastylii. - Ludzi było tak wielu, że zostałam "sponiewierana" - powiedziała młoda brunetka - "ale było naprawdę "cool", wszyscy śmiali się i śpiewali".
- To dzisiejsze zwycięstwo to dopiero początek naszej walki - walki o sprawiedliwość społeczną, wolność, prawa kobiet - stwierdziła. - Żeby wygrać tę walkę, trzeba było pokonać Sarkozy'ego. Udało się nam, bardzo się cieszę - dodała Juliette. Towarzyszący jej na manifestacji, 30-letni czarnoskóry Olivier dorzucił: "Te wybory to piękna nadzieja na zmianę".
INTERIA.PL/PAP