Francois Verove, 59-letni żandarm z La Grande-Motte, zgłosił się 29 września na jeden z francuskich komisariatów - podaje bbc.com. Zostawił tam próbkę DNA. Zrobił to, podobnie jak wielu innych policjantów pracujących w latach 80. i 90. w Paryżu. Domagał się tego jeden ze śledczych, który badał sprawę nierozwiązanych morderstw sprzed lat. Domyślał się, że stoi za nimi ktoś pracujący wtedy w policji. Gwałty i zabójstwa Po tym zdarzeniu Verove przestał kontaktować się z rodziną. Następnego dnia znaleziono go martwego w wynajmowanym mieszkaniu. Okazało się, że popełnił samobójstwo. Mężczyzna zostawił przy sobie list, w którym wyjawił, że to on był poszukiwanym od lat mordercą. W latach 1986-1994 w Paryżu doszło do wielu morderstw i gwałtów. Policja wiedziała, że stoi za nimi jeden człowiek. Wśród najbardziej szokujących zbrodni, jakich się dopuścił, było zgwałcenie i zabójstwo 11-letniej Cecile Bloch w 1986 roku. Ciało dziewczynki znaleziono w piwnicy bloku, w którym mieszkała z rodziną. Została zasztyletowana. Jeden ze świadków zeznał, że w dniu zbrodni widział w budynku mężczyznę ze śladami po ospie na twarzy. Od tego czasu policjanci zaczęli nazywać mordercę Le Grêlé ("Ospowaty"). Świadkowi wspominali też, że był on bardzo pewny siebie. Inne zbrodnie, jakich się dopuścił, to m.in. zabójstwo niemieckiej opiekunki Irmgard Müller, zabójstwo 19-letniej Karine Leroy oraz sześć gwałtów na dzieciach. - Nigdy nie poznamy wszystkich zbrodni popełnionych przez Le Grêlé - powiedział Didier Saban, prawnik reprezentujący rodziny ofiar. - Mieliśmy przekonanie, że był albo oficerem, albo żandarmem, zarówno z powodu przemocy, jakiej użył wobec swoich ofiar, jak i przyjętej taktyki - dodał prawnik.