Dyrektywa usługowa przyjęta
Zniesienie barier w ponadgranicznym świadczeniu usług w UE - to główny cel dyrektywy usługowej, przyjętej w środę ostatecznie przez Parlament Europejski. Głosowanie zakończyło niemal trzyletnie dyskusje nad kontrowersyjnym projektem.
- To historyczna chwila, kamień milowy na drodze ku liberalizacji rynku usług w UE - powtarzał w Strasburgu komisarz ds. rynku wewnętrznego Charlie McCreevy, który nie kryje ulgi, że "pozbędzie się dyrektywy usługowej ze swojego biurka".
Nie było niespodzianki: eurodeputowani przyjęli dyrektywę z niewielkimi, czysto technicznymi zmianami. Formalnie projekt będzie musiał być jeszcze zatwierdzony przez kraje członkowskie; potem zostanie opublikowany w Dzienniku Urzędowym UE.
Polscy eurodeputowani różnią się w ocenach dyrektywy, ale także byli za jej przyjęciem w kształcie uzgodnionym w maju przez ministrów gospodarki krajów UE. Pozostał taki sam zakres dyrektywy, zapis o swobodzie ponadgranicznego świadczenia usług w UE oraz klauzula o kluczowym mechanizmie przeglądu wprowadzanych w krajach członkowskich restrykcji.
Za każdym razem, gdy kraje będą chciały zastosować ograniczenia (ze względu na porządek i bezpieczeństwo publiczne oraz ochronę zdrowia i środowiska), będą musiały zgłosić to wraz z uzasadnieniem Komisji Europejskiej. KE nie będzie mogła przeszkodzić wprowadzeniu restrykcji, ale będzie publikować ich listę, a co roku ma przeprowadzić analizę stosowanych przez kraje członkowskie środków.
W toku prac wyłączone z zakresu dyrektywy zostały m.in. usługi zdrowotne (prywatne i publiczne), hazard, szeroko zdefiniowane usługi audiowizualne, a także usługi agencji pracy tymczasowej i agencji ochrony. Wyłączone są usługi społeczne, czyli m.in. opieka nad dziećmi i pomoc dla "rodzin i osób w potrzebie".
Dla przedsiębiorców korzystne mają być przepisy, które ułatwią firmom rozpoczęcie działalności w innym kraju UE - projekt zakłada uproszczenie procedur i ogranicza konieczność ubiegania się przez usługodawców o zezwolenia. Nie zezwala też krajom członkowskim na powoływanie się na przepisy prawa karnego w celu ograniczenia świadczenia usług.
- Prace nad dyrektywą udowodniły, że stać nas na wzniesienie się ponad podziały narodowe, partyjne, historyczne i wypracowanie dla 450-milionowego rynku konsumentów dokumentu legislacyjnego, który w zrównoważony sposób reprezentuje interesy usługodawców i usługobiorców - cieszyła się po głosowaniu Małgorzata Handzlik (PO), podkreślając "wymierne korzyści dla każdego obywatela".
- To nie jest ta dyrektywa, o którą nam chodziło. Walczyliśmy o lepszy kształt wielu zapisów, ale się nie udało. Niemniej jest to krok naprzód w porównaniu do obecnej sytuacji - tłumaczył swoje poparcie Dariusz Rosati z frakcji socjalistycznej, podając jako przykład zniesienie szeregu ograniczeń dotyczących otwierania przedsiębiorstw za granicą.
Konrad Szymański (PiS) był bardziej sceptyczny: - Jedyną zaletą kompromisu w sprawie dyrektywy jest fakt, że jej przyjęcie nie pogorszy zasad funkcjonowania rynku usług - powiedział, wskazując na sprzeczne zapisy dyrektywy, które będzie musiał interpretować Trybunał Sprawiedliwości UE.
- Wraz z przyjęciem dyrektywy usługowej nie zostaną zniesione żadne istotne bariery świadczenia usług w UE. Jest to kompromis zawarty w 100 proc. kosztem nowych państw członkowskich - argumentował, nazywając przeciągające się dyskusje nad dyrektywą "popisem europejskiej hipokryzji", zaś rozwodnienie zapisów pierwotnego projektu z roku 2004 - "alibi dla ekonomicznego szowinizmu związków zawodowych i innych grup interesu" w krajach starej Europy.
- Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu - podsumował Ryszard Czarnecki (Samooborna), który także poparł dyrektywę.
- Lepsza taka dyrektywa, niż żadna - zgodził się w rozmowie z PAP obecny w Strasburgu wiceminister gospodarki Marcin Korolec, dla którego najważniejsze jest teraz rozpoczęcie prac nad wdrażaniem przepisów dyrektywy w Polsce.
- Obawiam się, że nastroje protekcjonistyczne mogą wziąć górę nad zgodnym poparciem dla liberalizacji rynku usług prezentowanym przez polskich posłów w Strasburgu - powiedział, apelując do eurodeputowanych, by "swój entuzjazm dla budowy jednolitego rynku przekazali do ugrupowań w Polsce".
Komisarz McCreevy wierzy, że wszystkie kraje członkowskie wypełnią swoje zobowiązania i wdrożą przepisy dyrektywy w ciągu trzech lat od jej wejścia w życie, czyli do pierwszych miesięcy 2010 roku.
- Ułatwianie życia usługodawcom nie jest prostym zadaniem. Kraje powinny zacząć pracować nad tym natychmiast po dzisiejszym głosowaniu, nie dlatego, że ja tak mówię, ale dlatego, że taka jest potrzeba europejskiej gospodarki - apelował komisarz.
INTERIA.PL/PAP