Dziesiątki tysięcy Czechów zgromadziły się na placu Wacława w Pradze, aby zaprotestować przeciwko rządowi, który ich zdaniem nie radzi sobie z gwałtownym wzrostem cen energii. Demonstranci strajkowali także przeciwko członkostwu kraju w Unii Europejskiej i NATO. Protest, który odbył się w środę 28 września, a więc w święto narodowe Czech, został zorganizowany przez środowiska skrajnie prawicowe. Tamtejsza policja przekazała, że strajkujących było znacznie mniej, niż podczas demonstracji, która miała miejsce 3 września. Wówczas na placu zgromadziło się około 70 tysięcy osób. Protesty w Czechach: "Koniec komedii" Organizatorzy strajku z grupy pod nazwą "Po pierwsze Czechy", oprócz namawiania do opuszczenia UE oraz NATO, wzywają także włodarzy kraju do neutralności militarnej. Protestujący przynieśli ze sobą wiele transparentów, wśród nich m.in. te z napisem "koniec komedii". - Ten rząd jest absolutnie antyczeski. Służy tylko Brukseli, amerykańskim władzom i NATO. Nie bierze pod uwagę interesów czeskich obywateli - powiedział 53-letni Pavel Nebel, cytowany przez agencję Reutera. Środowy protest rozpoczął się od hymnu narodowego, który został wykonany przez piosenkarza wspierającego skrajną prawicę. Następnie na scenie pojawili się mówcy potępiający obecny rząd. - Rząd ma dwa obowiązki: zapewnić nam bezpieczeństwo i dobrobyt gospodarczy. Ten rząd nie spełnia żadnego z nich - mówił ze sceny jeden z organizatorów protestu. Jedną z osób, która przemawiała podczas protestu był Miroslav Sevcik, dziekan praskiego Uniwersytetu Ekonomicznego. Podczas swojego wystąpienia wezwał on do zniesienia sankcji wobec Rosji, nałożonych na ten kraj w związku z inwazją na Ukrainę. Centroprawicowy rząd premiera Petra Fiali zdecydował w tym miesiącu o przyjęciu szeregu środków, które mając pomóc Czechom w związku z trwającym kryzysem. Wśród nich znalazły się m.in. pomoc finansowa dla firm oraz pułapy cenowe na energię elektryczną dla gospodarstw domowych.