Błękitne hełmy w Libanie
Europejczycy w końcu włożyli błękitne hełmy - tak włoska prasa pisze w sobotę o podjętej przez ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej decyzji o wysłaniu 7 tysięcy żołnierzy w ramach sił pokojowych ONZ do Libanu. Podkreśla się jednocześnie, że kontyngent z naszego kontynentu będzie mniej liczny niż planowano.
"To była jedna z najbardziej porywających partii pokera, rozegranych przez europejską dyplomację w ostatnich latach. Wygrali ją (premier) Romano Prodi i (minister spraw zagranicznych) Massimo D?Alema" - zauważa rzymska gazeta dodając, że to ich zasługą jest przywrócenie Europie roli politycznej na Bliskim Wschodzie i umocnienie prestiżu Włoch, nadszarpniętego przez, jak to ujęto, "politykę dowcipów" Silvio Berlusconiego.
Włoskiemu rządowi lewicowy dziennik przypisuje także zasługę przekonania Francji do wysłania wojsk do południowego Libanu, w konsekwencji czego osiągnięto kompromis w sprawie rotacyjnego francusko-włoskiego dowództwa nad siłami ONZ.
Według komentatora "Corriere della Sera" sukces brukselskiego spotkania szefów dyplomacji UE z udziałem sekretarza generalnego ONZ Kofiego Annana dowodzi, że wojnom, takim jak tej na Bliskim Wschodzie, zaradzić może jedynie międzynarodowa potęga.
Największa włoska gazeta stwierdza, że opłaciła się konsekwentna postawa Romano Prodiego. Stanowisku temu publicysta mediolańskiego dziennika przeciwstawia bezsilność i impas polityki Stanów Zjednoczonych, które nie będą brać bezpośredniego udziału w misji ONZ w Libanie, gdyż - jak zauważa - "Waszyngton stracił wiarygodność w oczach Arabów, jaką zaskarbił sobie Bush-ojciec w 1990 roku".
"Ale największe trudności dopiero nadejdą" - ostrzega "Corriere della Sera" przypominając , że największym problemem jest rozbrojenie Hezbollahu. W opinii komentatora "kruche nadzieje na rozejm zostaną natychmiast spalone, jeśli USA i Europa nie zaczną z powrotem zgodnie działać, wyznaczając kierunek Narodom Zjednoczonym".
"Niech żyje Francja (i my również)"- pisze "La Stampa" zwracając uwagę na to, prezydent Jacques Chirac postanowił przywrócić swemu krajowi pierwszoplanową rolę na Bliskim Wschodzie i to dzięki naciskom i prośbom ze strony prezydenta Georga W. Busha, którego stał się "nowym i godnym zaufania sojusznikiem".
Także turyńska gazeta przekonana jest o sukcesie włoskiej dyplomacji. "Włochy, które obejmą dowództwo nad siłami ONZ w lutym, odgrywać będą równorzędną z Francją rolę lidera w najtrudniejszej, ale także najważniejszej i prestiżowej misji pokojowej" - dodaje "La Stampa".
Największe wątpliwości w sprawie roli Włoch oraz całej misji "błękitnych hełmów" ma "Il Giornale", wydawane przez rodzinę byłego premiera Silvio Berlusconiego. "Do Libanu. Ale nikt nie wie, po co"- informuje w nagłówku opozycyjna gazeta, a misję ONZ nazywa "ekspedycją we mgle".
INTERIA.PL/PAP