W wydanym oświadczeniu armator otwarcie napisał o błędach kapitana. Firma zapewniła o swym "najgłębszym bólu z powodu strasznego wypadku, który dotknął gości, pracowników i statek". Armator "przeprasza za cierpienie i ból, jakich doświadczyły te osoby i składa najszczersze kondolencje rodzinom ofiar" - głosi komunikat. "Około tysiąca pracowników Costa Crociere na całym świecie pracuje od piątkowego wieczoru zajmując się tym strasznym wypadkiem, a ich priorytetem było wspieranie akcji ratunkowej, pomoc klientom oraz załodze i odwiezienie ich do miejsc zamieszkania" - podkreślił armator. "Operacja poszukiwania ludzi i niesienia pomocy trwa, koordynowana przez Straż Przybrzeżną i władze włoskie. Potwierdzamy, że niestety są osoby zaginione, a ze względu na to, że sytuacja ciągle się zmienia, nie możemy ogłosić danych" - wyjaśniła firma organizująca rejsy wycieczkowe. Ponadto w nocie napisano, że kapitan wycieczkowca Francesco Schettino, zatrzymany na wniosek prokuratury, został zatrudniony w tej firmie w 2002 roku i przeszedł wszelkie wymagane szkolenia. Armator przyznał, że postawiono mu "poważne zarzuty". "Wydaje się, że kapitan popełnił błędy w ocenie, które miały bardzo poważne konsekwencje; obrał kurs za blisko brzegu i należy sądzić, że jego decyzje w podejściu do sytuacji kryzysowej nie były zgodne z procedurami Costa Crociere, które w pewnych przypadkach wykraczają nawet poza standardy międzynarodowe" - ogłosił właściciel statku, odnosząc się do postawy kapitana, który opuścił statek na początku ewakuacji pasażerów, gdy wielu jeszcze stało w kolejce do szalup ratunkowych. Firma zapewniła o tym, że przestrzega w pełni norm bezpieczeństwa, a jej statki spełniają w tym względzie wszystkie wymagania.