Zdaniem komentatorów przeprowadzony przed kilkoma dniami test nie stanowi przełomu technologicznego ani militarnego, a jest głównie wydarzeniem politycznym - potwierdzeniem nowej, wyrażającej pewność siebie polityki zagranicznej Kremla, zmierzającej do przywrócenia respektu świata dla potężnej Rosji. - Była to próba pokazania, że Rosja jest wciąż siłą, z którą trzeba się liczyć. Poza tym Rosjanie starają się nadrobić swoje zaległości w zakresie broni konwencjonalnej - nie jest ona w dobrym stanie. Ameryka nie ma się czym martwić, nasza broń jest w dużo lepszej kondycji - powiedział Larry Korb, były zastępca szefa Pentagonu, obecnie związany z Center for American Progress. - Celem tego testu było zademonstrowanie znacznych i rosnących zdolności rosyjskiego arsenału. Rosja chce być uznawana za wielkie mocarstwo. Nie uważam jednak tej próby za wydarzenie niepokojące - powiedział James Miller, wiceprzewodniczący Center for a New American Security, instytutu analitycznego w Waszyngtonie. Jego zdaniem, jeśli test oznacza, że Rosja zmierza do zastępowania taktycznej broni nuklearnej bronią konwencjonalną, "to jest to fakt pozytywny". Podobnie ocenia rosyjską bombę Sarah Mendelsohn, specjalistka ds. rosyjskich w waszyngtońskim Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS). - To część nowej polityki zagranicznej Rosji, zmierzającej do odzyskania mocarstwowej pozycji kraju. Nie powinniśmy być tym zaskoczeni - Rosja ma mnóstwo pieniędzy i inwestuje je głównie w nową broń i sprzęt wojskowy. Należy się jednak martwić, że polityka rosyjska idzie w kierunku zbrojeń i autorytaryzmu - powiedziała Mendelsohn.