76-letni mężczyzna, który od pięciu lat zmaga się z chorobą Alzheimera, w ubiegły czwartek zemdlał tuż przed wyjściem z domu. Jak informuje serwis faktykaliskie.pl rodzina poszkodowanego natychmiast zadzwoniła po pogotowie. Choć chwilę później odzyskał on przytomność, personel medyczny z karetki pogotowia zadecydował o przewiezieniu seniora do szpitala, alarmując, że mógł to być udar, a pacjenta trzeba przebadać. Najpierw mężczyzna trafił na SOR, gdzie żonę i córkę poinformowano, że dopiero po wykonaniu potrzebnych badań lekarz oznajmi, czy 76-latek może wrócić do domu, czy będzie wymagał dłuższej hospitalizacji. Obydwie kobiety ostrzegały zarówno pielęgniarki, jak i lekarzy na SOR-ze, że pacjent zaawansowanym stadium choroby Alzheimera ma duże problemy z pamięcią i brak orientacji w terenie. Córka poprosiła, żeby w razie możliwości powrotu do domu skontaktować się z nią. Miała ona wówczas przyjechać po ojca. - Tata ma problemy z orientacją w terenie, nie było opcji, żeby sam wyszedł ze szpitala. Tym bardziej z ulicy Poznańskiej do domu na Winiary to jest kawałek. Powiedzieli mi, że mam zadzwonić za godzinę, bo może być różnie - przekazała portalowi faktykaliskie.info kobieta. Kalisz. "Na łóżku ojca leżał już zupełnie inny pacjent" Wkrótce okazało się, że 76-latka przeniesiono na oddział internistyczny, gdzie pomimo późnej pory córce wraz z żoną udało się go odwiedzić. Zastana na miejscu pielęgniarka poleciła im, żeby przyjechały następnego dnia, w piątek, a lekarza zastaną tam między godziną 13 a 14. Rodzina wykonała w związku z tym polecenie pielęgniarki, przyjeżdżając do szpitala kilkanaście godzin później. - Usłyszeliśmy, że ordynator jest zajęty. Postanowiliśmy w takim razie najpierw odwiedzić ojca, a późnej porozmawiać z lekarzem. Weszliśmy do jego pokoju, a na łóżku mojego ojca leżał już zupełnie inny pacjent - stwierdziła córka 76-latka. Rodzinie przekazano, że mężczyzna został wypisany do domu po godzinie 12. Kobieta twierdzi, że obecny na miejscu personel szpitala przekazał jej, że z dyżuru z poprzedniego dnia nikt nie przekazał jej informacji o chorobie ojca, a pracowników jest tak mało, że "jedna pielęgniarka ma pod opieką 40 pacjentów i nie będą chodzić za każdym pacjentem i ich niańczyć". Przez chwilę kobietom w poszukiwaniach pomagała inna z pielęgniarek, która zaoferowała wsparcie, jednak na innych oddziałach mężczyzny nie było, a pielęgniarka wkrótce musiała wracać do pracy. W piwnicy błąkał się pacjent. Nie był to jednak poszukiwany 76-latek Wówczas córka zdecydowała o powiadomieniu policji. Funkcjonariusze z prewencji i z wydziału kryminalnego dotarli do szpitala już po kilku minutach. Nagle jedna z pielęgniarek z innego oddziału podała, że w piwnicy znaleziono błąkającego się pacjenta, z którym kontakt był utrudniony, a on sam nie wiedział, gdzie się znajduje. Oprócz szpitalnego ubrania, na ręku miał wenflony. Pielęgniarki szybko udały się do piwnicy. Okazało się jednak, że nie był to poszukiwany 76-latek, a pacjent z innego oddziału. Zdecydowano więc o przejrzeniu monitoringu, szczęśliwie jednak w tamtym momencie zadzwonił wnuczek mężczyzny, informując, że dziadek wrócił do domu. Razem z policją udano się więc do domu rodzinnego, gdzie zastano poszukiwanego. Ten jednak nie pamiętał, w jaki sposób tam dotarł, a także nie mógł przypomnieć sobie pobytu w szpitalu. Na miejsce przyjechał Zespół Ratownictwa Medycznego, który przebadał mężczyznę i ściągnął mu wenflony. Według relacji córki pacjenta, ojciec wrócił do domu bez wypisu. - Ordynator w szpitalu mówił, że wypisu nie ma. A gdy dzwoniłam, pielęgniarka poinformowała mnie, że tata został wypisany w piątek i taka data też widnieje na wypisie - dodała. Paweł Gawroński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu, pytany o całą sprawę przez portal faktykaliskie.info, przekazał jedynie, że "postępowanie wyjaśniające jest w toku". Źródło: faktykaliskie.info *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!