- Na pewno każdy chciałby ten świąteczny czas spędzać w gronie najbliższej rodziny, przyjaciół, znajomych. Tym razem nie udało się połączyć sportu z tą piękną, polską tradycją. Nie można było wstać od stołów, pędzić na Okęcie, lecieć do Podgoricy, potem jechać do miejscowości Tivat i w środę przystąpić do gry. Zawodnicy przyjęli to ze zrozumieniem, zdają sobie sprawę, że w ostatnim okresie przygotowań trzeba dać z siebie wszystko - powiedział Ryś. Szkoleniowiec dodał, że wbrew pozorom Wielkanoc kadrowicze spędzili prawie jak w rodzinie. - Panie z kuchni ośrodka zadbały o pomalowane jajka, przygotowały nam także inne produkty, z którymi siatkarze poszli do kościoła, aby je poświęcić. Posiłki były przy wspólnym stole, inne zwyczaje też podtrzymaliśmy, tak więc tradycja tych dni została zachowana. W Tivacie Polacy zagrają kolejno: w środę z Izraelem, potem z Norwegią, Włochami, Hiszpanią i w niedzielę na koniec z gospodarzami - Czarnogórą. Bezpośredni awans do mistrzostw Europy (28-31 sierpnia na Białorusi) uzyska tylko zespół z pierwszego miejsca. Na początku lipca rozegrane zostaną jeszcze turnieje barażowe dla drużyn, które zajmą drugie i trzecie miejsca w kwietniowych kwalifikacjach. - Każdy rywal będzie groźny. Jak wiadomo, najciężej gra się pierwszy mecz, wtedy są największe emocje. Naszym pierwszym przeciwnikiem będzie Izrael, a na temat tej ekipy nie mamy materiałów i ciężko było zdobyć jakieś informacje. Teoretycznie najsilniejsze wydają się być zespoły Hiszpanii, Włoch i Czarnogóry - ocenił Ryś.