Jeszcze we wtorek wieczorem obie strony wypowiadały się z ostrożnym optymizmem, że póki toczą się rozmowy, jest szansa na porozumienie. Zarówno rząd jak i związki nauczycielskie miały przemyśleć wszystkie opcje, by dziś porozmawiać o konkretach. Sęk w tym, że żadna ze stron nie zamierza już ustępować. Związkowcy jak mantrę powtarzają, że liczą na podwyżki w wysokości 30 proc. od września tego roku. Strona rządowa wyliczyła, że byłby to koszt ok. 12 mld zł, na co nie ma pieniędzy w budżecie. Propozycje rządu są natomiast nie do zaakceptowania przez nauczycieli. Przedstawiciele związków utrzymują, że wzrost płac w wysokości blisko 10 proc. od września za bardzo odbiega od ich oczekiwań. Strony są natomiast zgodne co do czterech pozostałych punktów zaproponowanych przez rząd, czyli: zmiany w systemie oceny pracy nauczyciela, skrócenia ścieżki awansu zawodowego, dodatku dla początkujących nauczycieli oraz dodatku dla wychowawców klas na poziomie minimalnym 300 zł brutto. Zarządzono przerwę do godz. 18.00. Wynikała ona z posiedzenia Sejmu, na które udała się strona rządowa. Rozmowy zostały wznowione po godz. 18.00. - Po przerwie spotkamy się i będziemy rozmawiać dalej. Jest rozbieżność z dwoma centralami związkowymi. Rząd podtrzymał swoje wczorajsze propozycje. Teraz strony mają pracować nad swoimi stanowiskami - powiedziała po ogłoszeniu przerwy Beata Szydło. - Strona rządowa negatywnie odniosła się do naszych propozycji. Ubolewamy nad tym - mówi Sławomir Broniarz z ZNP. - Jesteśmy gotowi, żeby podpisać porozumienie. Mam upoważnienie i czekam na rozwój wydarzeń - powiedział przewodniczący oświatowej Solidarności Ryszard Proksa.