Udało nam się dotrzeć do korespondencji pomiędzy Mieczysławem Baszką a Magdaleną Zawadzką z połowy lutego. Ta ostatnia w wyborach samorządowych z 2018 r. ubiegała się o fotel burmistrza Zabłudowa (woj. podlaskie). Przegrała, choć popierał ją PiS. W piśmie do posła, który formalnie należy do Porozumienia, niedoszła burmistrz wymienia nazwiska kandydatów do obwodowych komisji wyborczych obejmujących poszczególne powiaty. Wskazuje też, kto ma zbierać podpisy. "Należy zebrać co najmniej 20 podpisów poparcia pod kandydaturą Mirosława Mariusza Piotrowskiego (były europoseł PiS - przyp. red.) dla każdego członka obwodowej komisji wyborczej" - poucza Zawadzka. Z korespondencji wynika, że poseł Baszko miał zbierać podpisy w powiecie sokólskim. Wraz z nim mieli to robić lokalni działacze, m.in. starosta moniecki czy wiceprzewodniczący rady powiatu białostockiego z Porozumienia. Zapytaliśmy Mieczysława Baszkę, czy angażował się w poparcie kandydatury Mirosława Piotrowskiego. - Nie zbierałem podpisów. Nie wiem (czy koledzy zbierali - red.). Jeśli coś było na rzeczy, to nie wyrażałem zgody. Jeśli jedna lista, to jedna lista. Przekazałem jedynie podpisy na Andrzeja Dudę. Ponad 3 tys. głosów - powiedział Interii Baszko. Na Podlasiu koordynatorem akcji zbierania podpisów pod kandydaturą Mirosława Piotrowskiego jest Krzysztof Krasowski. W 2019 r. próbował się dostać do Sejmu z list Konfederacji, w przeszłości należał do Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin. Przekazał nam, że w sumie udało się zebrać ponad 15 tys. podpisów. Jak mówi, struktury PiS czy Porozumienia nie były zaangażowane w pomoc dla Piotrowskiego. - Opieraliśmy się na działaczach Prawicy Rzeczpospolitej, chociaż nie tylko. Także przedstawiciele związków zawodowych, działacze Samoobrony, także członkowie niektórych kół Radia Maryja - mówi nam Krasowski, który nie wyklucza, że jakieś podpisy donieśli jednak lokalni politycy Zjednoczonej Prawicy. Tylko dlaczego lokalni działacze partii rządzącej mieliby pomagać oponentowi Andrzeja Dudy, który jest kandydatem PiS na prezydenta? Bo każdy komitet wyborczy może wskazać po jednym kandydacie na członka danej komisji wyborczej. - U nas był wymóg, żeby każda osoba, która chciała, żeby komitet zgłosił ją do komisji wyborczej, musiała przynieść 20 podpisów poparcia. Nie skupialiśmy się na tym, czy ta osoba jest członkiem danej partii politycznej, tylko na podpisach: żeby były czytelne - tłumaczy Interii Krasowski. Właśnie taką liczbę podpisów, w dyskusji z Baszką, wskazała Zawadzka. Politycy prawicy, z którymi rozmawiamy, wcale nie dziwią się rozgrywkom Mieczysława Baszki. Jak mówią, zagwarantowanie miejsca w komisjach wyborczych za dostarczenie podpisów to powszechna praktyka. - W PiS nie chcieli złośliwie dać miejsc ludziom spoza partii i kazali sobie szukać komitetów. Więc Mietek poszukał - śmieje się jeden z posłów. Kolejny z naszych rozmówców, polityk PiS z Podlasia, tłumaczy dlaczego działacze partii rządzącej zbierają podpisy dla politycznych oponentów. Jak mówi, wcale nie chodzi o politykę: - W Białymstoku taka drobna rzecz jak komisja to nie jest szczegół. To może być sprawa życia i śmierci, kto dostanie pracę za 500 zł. A Mietek to działacz powiatowy z krwi i kości - uważa nasz informator. - Wie, że jak pomoże ludziom, zyska wdzięczność do końca życia. Poza tym to mentalność PSL (Baszko był niegdyś politykiem ludowców - red.) - mówi nam poseł. Dieta członka obwodowej komisji wyborczej wynosi 350 zł. Najwięcej dostaje przewodniczący, który może liczyć na 500 zł. Jego zastępcy zarobią 400 zł. Jakub Szczepański