Polskie obsesje Łukaszenki
Ostatnie napięcia w stosunkach polsko-białoruskich to kolejna faza stałego narastanie wrogości, nienawiści, obsesji, jaką Łukaszenko ma w stosunku do Polski - mówi gość RMF, publicysta Wojciech Giełżyński.
Tomasz Skory, RMF FM: Według oficjalnych mediów, w Mińsku Związek Polaków na Białorusi przygotowuje w tym kraju przewrót, kolorową rewolucję na polecenie Condoleezy Rice, za pomocą radcy polskiej ambasady notorycznie prowadzącego samochód po pijanemu. Rozumiem pewne wsparcie mediów dla polityki swojego kraju. Ale czy na Wschodzie nie ma jakiejś granicy absurdu w obsobaczaniu innych krajów?
Wojciech Giełżyński: Jest to rzeczywiście wyjątkowy kazus. Pan już w gruncie rzeczy powiedział wszystko, co chciałem powiedzieć, wszystko, co dotyczy napięcia istniejącego w stosunkach polsko-białoruskich. Jest to tylko kolejna faza, jest to stałego narastanie tej wrogości, nienawiści, obsesji, jaką Łukaszenka ma w stosunku do Polski. Ja mu się specjalnie nie dziwię, bo jednak na szczycie Rady Europy, pod tym ogromnym namiotem, najważniejszym wątkiem był wątek białoruski, to był jeden z nielicznych, realnych i konkretnych tematów, o którym dyskutowali przywódcy tylu państw, cała Rada Europy. Ta Białoruś jest, nie użyję tutaj brzydkiego słowa "parszywa owca", ale jest istotnie jedynym w Europie, co z resztą podkreślano w czasie szczytu, państwem rządzonym przez reżim totalitarny, przez reżim w stylu stalinowskim. Łukaszenka ma powody, żeby Polaków nie lubić.
Pan mówi, że ten konflikt narasta. Ja dzisiaj czytam w gazetach, że pokazywane są na Białorusi polskie bazy, gdzie szkoleni są terroryści na potrzeby tego przewrotu: odnajduje się tam podobno liczne schrony z przygotowaną bronią. Od podobnych doniesień zaczynały się wojny w Afganistanie i w Iraku.
Pan Łukaszenka ma bujną wyobraźnię, ale nie spodziewajmy się, że nas podobnie napadnie jak Amerykanie na Irak.
Czemu białoruskie media tak ochoczo i tak gorliwie spełniają jego zachcianki?
Dlatego, że białoruskie media są ostatnimi mediami w Europie, które są dokładnie od początku do końca sterowane przez istniejącą tam władzę komunistyczną.
Pytam, bo w ostatnich tygodniach zaangażowanie mediów w spór polityczny wzrosło bardzo, zwłaszcza na Wschodzie, tu już nawet stosunkowo łagodne określenie "propaganda" przestaje odpowiadać prawdzie, raczej należałoby mówić o manipulacjach, prowokacji, o manipulowaniu opinią społeczeństwa. Czy kraj tak oczerniany jak nasz ma jakieś sposoby obrony?
Odpłaciliśmy się już za wydalenie pierwszego sekretarza naszej ambasady w Mińsku tym, że pan Rotfeld zapowiedział retorsje z naszej strony. I to akurat nie wiem, czy jest dobrą metodą. Tutaj miałbym pewne wątpliwości. Bo to, że Białorusini sobie poczynają w sposób łamiący political correctness, której jakoś specjalnie nie lubią, to jest ewidentne. Ale dlaczego my musimy w podobny sposób odpowiadać? Otóż wydaje mi się, że jest to niepotrzebny gest retorsji, zwłaszcza, że jakich głupstw i nonsensów by Łukaszenka nie gadał, to pamiętajmy, że Białoruś jest naszym bliskim sąsiadem. Mamy z nimi ważne dla nas stosunki, bo na Białorusi żyje sporo Polaków, a w Polsce żyje jeszcze więcej Białorusinów. Z tego względu powinniśmy dbać o to, żeby te stosunki, nie na szczeblu państwowym, ale na szczeblu ludzkim, społecznym, były utrzymane. Nie powinniśmy dążyć do zadrażnienia, ale patrzeć się z ironią i z uśmiechem pobłażania na wygłupy pana Łukaszenki, nie reagować ostrym gniewem, nich on się gniewa, to wystarczy.
Pan z ironią odnosi się z kolei do politycznej poprawności. To określenie, którego pan nie lubi. A mi się z nim kojarzy z ustąpieniem "Newsweeka", w zupełnie innych częściach świata, od publikacji dotyczącej bezczeszczenia Koranu. To też jest druga strona tego samego medalu - media ustępują przed polityką, zdaje się.
Jest to bardzo interesująca sprawa, którą pan poruszył. Chciałbym przypomnieć, coś co ludzie zapomnieli. Czasem od jednego gestu, jednego słowa, jednego nieodpowiedzialnego czynu - wrzucił egzemplarz Koranu (jeśli w ogóle to prawda) do toalety, od takich niepozornych historii zaczynają się wielkie wydarzenia. Chciałem przypomnieć, że zapłonem rewolucji w Iranie w 1978 roku przeciwko reżimowi szacha był artykuł w gazecie szalujący Chomeiniego (był na emigracji w Iraku); napisano o nim, że jest gejem. To tak oburzyło Irańczyków, że wyszli na ulice Tebrizu, a następnie Teheranu; padły trupy, 40 dni żałoby. Następna wiele razy większa manifestacja, padły strzały, znowu trupy i 40 dni żałoby. Potem wyszły miliony ludzi i szach uciekł. Takich kazusów można dać więcej.
Polityczna poprawność chroni więc nas przed burzliwymi wydarzeniami.
Niech pan sobie tłumaczy to w ten sposób. Ja uważam, że polityczna poprawność, jest najbardziej niepoprawnym sposobem reagowania na wydarzenia panujące w świecie, bo ona zawsze oznacza zakłamanie.