Niezrównana w mauzoleum
Nie ukrywałem nigdy, że bardzo nie lubiłem śp. Benazir Bhutto, która chciała wprowadzić w Pakistanie ustrój taki, jak 20 lat temu w Izraelu: państwowy socjalizm z elementami religijnymi (ale dla muzułmańskich fanatyków: zbyt słabymi...) i swoistą d***kracją.
Nie można nazwać jej "narodową socjalistką" - a to dlatego, że nie istnieje naród "pakistański": Beludżów mało łączy z Kaszmirczykami, Sindhami - a już nic z Pasztunami, którzy połowę roku spędzają w sąsiednim Afganistanie (nikt nie odważa się serio kontrolować tej granicy...). "Pakistan" - to po prostu pięć muzułmańskich krajów dawnych Indyj, które połączyły się (wtedy jeszcze wraz z połową Bengalu - dziś: Bangladesz) tylko po to, by bronić się przed agresją hinduistycznej reszty Indyj. To tak, jakby utworzyć państwo z Turcji, Bułgarii, Węgier, Rumunii i Austrii, dodając do tego Norwegię.
To, że wzorem powieszonego dwadzieścia lat temu tatusia była do szpiku kości skorumpowana, nie stanowi w Pakistanie żadnego obciążenia. Tam "bakczysz" jest po prostu wprowadzeniem reguł wolnego rynku do biurokracji: kto daje większą łapówkę, ten załatwia sprawę. Oskarżenia o korupcję były więc traktowane ze wzruszeniem ramion - a stał za Nią murem cały Sindh - bardzo ludna prowincja. Nieboszczka mogła więc liczyć na 30 proc. głosów.
Tak: w Pakistanie "partie polityczne" to nie żadne partie, tylko reprezentacje klanów rodowych. D***kracje to w ogóle głupota - a wprowadzanie d***kracji w takim państwie to już kompletny absurd. Co można było zobaczyć na przykładzie Iraku...
Tu dygresja: w Iraku, w wyniku próby narzucenia d***kracji, już zginęło pięć razy tyle ludzi, niż wynosiła łączna liczba ofiar reżymu śp. Saddama Husajna. Zanosi się na to, że liczba ta zostanie pomnożona przez 10 - bo kiedyś Amerykanie (i Polacy) stamtąd wyjadą - i wszyscy skoczą sobie do gardeł. Wprowadzanie d***kracji w Indiach i wydzielenie z nich Pakistanu kosztowało życie 5 milionów ludzi. (na list o śp. Gandhim odpowiem, odpowiem...).
Pakistan trwał - bo nie był d***kracją, w związku z czym np. Sindh nie mógł większością głosów narzucić wszystkim swojej władzy - tak, jak Hindusi zrobili w Indiach.
O ile Indie orientowały się w polityce na Rosję, to Pakistan stawiał na Chiny - a potem na USA. Otrzymywał z Waszyngtonu ogromne pieniądze - ale sponsorzy domagali się, jak głupi, by wprowadzać tam Przodujący Ustrój, czyli d***krację. Co wprowadzono trochę d***kracji, to zaczynała grozić wojna domowa, więc ją likwidowano, potem w nadziei na dotacje troszkę przywracano...
Ostatnio JE gen. Pervez Musharaff, by ratować państwo, wprowadził stan wyjątkowy. I wszystko byłoby jak do tej pory, gdyby nie interwencja Waszyngtonu, który zagroził, że jak nie wprowadzą d***kracji, to zamyka kurek z pieniędzmi.
Ponieważ "klasa polityczna" Pakistanu jest, choć to nieprawdopodobne, bardziej skorumpowana od "naszej", a do rozkradania tych dotacyj przywykła - zaczęto "wprowadzać d***krację"; jak d***kracja - to i wybory. Jak wybory - to przyjazd śp. Benazir (to imię oznacza "Niezrównana"!), jak przyjazd p. Benazir - to szansa dla zamachowców. Ostatecznie więc winni Jej śmierci są Amerykanie - z tym swoim kultem Najgłupszego Ustroju Świata i chęcią obdarowania nim Wszystkich Ludów Na Ziemi.
Nie wierzę w sprawstwo Al-Qa'idy ? Al-Qa'ida praktycznie nie istnieje - już prędzej służby specjalne Indii, marzące o rozpadzie swego atomowego rywala, czyli Pakistanu. Ale - wszystko jest możliwe.
W Nowy Rok wchodzimy więc ze zdestabilizowaną sytuacją w lokalnym mocarstwie atomowym. Oznacza to wzmocnienie Indyj, Chin i Iranu. Na miejscu Amerykanów poprosiłbym teraz na kolanach p. gen. Musharaffa o przywrócenie dyktatury...
janusz@korwin-mikke.pl