Migalski: Chcemy POPiS-u. Dla dobra Polski
Wracamy do normalności, bo projekt POPiS-u, czyli wspólnego budowania IV RP był najlepszym, co mogło Polskę spotkać przed 4-5 laty. Tragedią jest to, że ten projekt nie powstał, że ten rząd nie powstał - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Marek Migalski.
Konrad Piasecki: Europoseł Prawa i Sprawiedliwości, Marek Migalski, dzień dobry.
Marek Migalski: - Witam i potwierdzam tragiczne warunki na śląskich drogach.
W Warszawie też nie najlepiej. Ale piękna pogoda rekompensuje nam wszystko.
- I rozmowa z panem redaktorem.
I z panem doktorem również. Pan też zapałał nagłą miłością do Platformy Obywatelskiej?
- Ja pałałem zawsze większą miłością do Platformy Obywatelskiej niż do postkomunistów.
Niż do Prawa i Sprawiedliwości - za chwilę pan powie.
- Nie, nie. Za takiego newsa pan by się dał pokroić. Ale to akurat byłaby nieprawda.
Jarosław Kaczyński mówi o koalicji z częścią PO, Lech Kaczyński o wierze w to, że PO-PiS czy POPiS musi kiedyś zostać zawarty. Co się dzieje?
- Dzieje się tak, że wracamy do normalności, bo rzeczywiście w moim przekonaniu projekt POPiS-u, czyli wspólnego budowania IV RP był najlepszym, co mogło Polskę spotkać przed 4-5 laty. Do tego nie doszło. Nie rozstrzygajmy czy rozwódźmy się nad tym, z czyjej winy. Tragedią jest to, że ten projekt nie powstał, że ten rząd nie powstał. Ostatnie 4 lata mogły być lepsze, gdyby ten rząd był i jeśli jest taka szansa, że po 2011 roku pomimo tego wszystkiego, co zrobiliśmy sobie przez ostatnie 4-5 lat, moglibyśmy współpracować, to byłoby to bardzo dobre dla Polski.
A pan się nie czuje upokorzony reakcjami na te oferty i propozycje?
- Czuję się rozczarowany, bo - rzeczywiście ma pan rację - reakcje Platformy Obywatelskiej są żenujące.
Czy wierzysz, że koalicja PO-PiS kiedyś powstanie?
Powiedzmy wprost: Platforma was wyśmiała, powiedziała, że to, co robi prezes, to dowód bezradności i rozpaczy. Jak młody PiS mówi, że może by tak z SLD, to SLD mówi "wybijcie to sobie z głowy". Strasznie jesteście tacy nierozchwytywani, że tak powiem.
- Nie porównywałbym tych dwóch propozycji. Znaczy, jak sobie młody PiS w postaci Adama Hofmana czy Michała Kamińskiego wyobraża koalicję z SLD, to jednak ja rozumiem, że w partii ważniejsze jest słowo prezesa. A prezes powiedział, że z "czerwonymi" nigdy i że robimy - czy chcemy zrobić - koalicję z Platformą.
Tylko że prezes został - tak, jak mówię - wyśmiany, właściwie ta oferta została potraktowana jako coś kompletnie niepoważnego.
- I to jest niepoważne. Niepoważne potraktowanie tej oferty jest niepoważne. Dlatego, że jeśli ktoś mówi poważnie o tym, że najlepszym projektem dla Polski są wspólne rządy tych dwóch partii i spotyka go reakcja - powiedziałbym - w sensie kulturowym bardzo nieładna, niekulturalna, niesympatyczna, właśnie ocierająca się właściwie o obrażanie, to tylko jest dowód na to, kto myśli o Polsce, a kto myśli o tym, żeby swoim politycznym przeciwnikom dopiec i dokuczyć.
Ale panie pośle, z drugiej strony to mówi ten sam prezes Prawa i Sprawiedliwości, który nie tak dawno jeszcze mówił o Platformie, że to są zdrajcy, że chcą rozbicia terytorialnego Polski. Nie można jedną ręką walić na odlew, a drugą ręką wyciągać gałązki oliwnej, bo to jest niepoważne dopiero.
- Ja nie pamiętam sformułowania prezesa, że Platforma to zdrajcy Polski. Myślę, że do czegoś takiego nie doszło i to byłoby za dużo powiedziane.
Znaczy to nie było sformułowanie, że zdrajcy, ale było mówienie o tym, że dąży do dezintegracji Polski.
- Chyba przede wszystkim społecznej. Znaczy, my różnimy się w swoich pomysłach i pomimo tych różnic - bo to przecież nie będzie łatwa koalicja, ale nie takie rzeczy warto robić dla dobra kraju. I myślę, że na tym też polega wielkość prezesa, że przy tym wszystkim, co my myślimy o Platformie i co Platforma myśli o nas, to jeszcze powinniśmy - i oni, i my - myśleć o czymś najważniejszym, znaczy o kraju, o dobru naszych obywateli.
A takie snucie marzeń koalicyjnych nie pachnie panu dowodem bezradności?
- Nie.
Bezradności w tym sensie, że nic wam się nie udaje, że sondaże fatalne, żeby zarysować jakikolwiek mniej czy bardziej realistyczny plan, to prezes zaczyna mówić, że może w przyszłym Sejmie koalicja z Platformą, co jeszcze tydzień temu wydawałoby się aberracją.
- Nie aberracją, dlatego że nam zawsze było najbliżej do Platformy. Nie mam prawa wypowiadać się w imieniu całej partii, ale myślę, że to jest myślenie całej partii. Że przy wyborze koalicjanta to jednak Platforma - podkreślę jeszcze raz, przy tym wszystkim, co powiedzieliśmy sobie i co zrobiliśmy sobie przez ostatnie cztery lata - pozostaje naszym naturalnym koalicjantem. A to, że jesteśmy w stanie wznieść się ponad te wszystkie słowa, te wszystkie uwagi, które padały pod naszym adresem i zaproponować taką koalicję, w moim przekonaniu świadczy dobrze o nas, a fatalnie świadczy o Platformie reakcja na tę propozycję.
Są dziś tacy, którzy mówią o schyłku Prawa i Sprawiedliwości i o tym, że partia idzie na dno. W panu króluje wiara i optymizm w zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego?
- Pamiętam taki słynny tekst Moniki Olejnik, przed trzema laty, chyba trzema laty, albo dwoma laty, pod tytułem: PiS kona. No i jak na konającego wyglądamy naprawdę świeżutko. Myślę, że za nasze poparcie, za naszą popularność w społeczeństwie, Polska Plus, postkomuniści czy PLS, po prostu daliby wszystko i wszystkim.
No tak. Dwadzieścia-parę procent macie, ale to nie wróży dobrze zwycięstwu Lecha Kaczyńskiego w wyborach.
- No to jest punkt wyjścia. My nie możemy się tym zadowalać. Rzeczywiście Lechowi Kaczyńskiemu potrzeba w drugiej turze pięćdziesięciu plus jeden procent i do tego jest jeszcze długa droga. Robimy wszystko, żeby to się udało. Ale nie ma co udawać, że sprawa dzisiaj wygląda dobrze.
Z jednej strony mamy rozgrzaną prawyborami Platformę, z drugiej wyciszonego, skrytego prezydenta z dwudziestoprocentowym poparciem. Wygląda to na prostą drogę do klęski.
- Wygląda to na skomplikowaną drogę do zwycięstwa. Rzeczywiście jeszcze raz podkreślam, ktoś kto dzisiaj obwieszcza zwycięstwo jakiegokolwiek kandydata, czy to będzie kandydat Platformy czy PiS-u, przesadza, bo wszystko jest w grze. Jest jeszcze pół roku do tych wyborów i po prostu należy się spiąć, sprężyć, odpowiedzieć na wyzwania współczesności, jak się to kiedyś mówiło i pokazać prezydenta takim, jakim on jest, a nie takim, jakim pokazują go np. media.
A pan uważa, że porażka w tych wyborach byłaby ostatnim bojem braci Kaczyńskich?
- Nie, nie. Natomiast to oczywiście byłby element nie tylko dla obu braci Kaczyńskich, ale przede wszystkim dla Polski, bo ja uważam, że ta prezydentura jest najlepsza ze wszystkich, które były i w moim przekonaniu Lech Kaczyński jest najlepszym kandydatem z tych wszystkich, którzy się objawiają na horyzoncie.
A gdyby przegrał wybory, to partia by "zawyła" i Jarosław Kaczyński straciłby przywództwo czy nie?
- Wie pan z czego jest sformułowanie "partia zawyła"?
Nie.
- To kiedyś powiedział Ciosek na informację o tym, że w 88 roku będzie się prowadzić rozmowy z Wałęsą i wtedy on powiedział, że "partia wówczas zawyła".
A PiS by "zawył" jakby Kaczyński przegrał?
- Na pewno nie byłaby to dobra informacja. Co więcej byłaby to trauma, bo by się okazało, że Polacy nie podzielają naszego przekonania, co do jakości tej prezydentury, którą przed chwileczką powiedziałem. Znaczy to byłoby przykre doświadczenie, gdyby okazało się, że Polacy myślą inaczej niż my. Musiałoby to zweryfikować nasze myślenie o nas, nie o Polakach oczywiście, tylko o nas i o naszych sposobach komunikacji się ze społeczeństwem, z przedstawianiem tego co robiliśmy i być może z samym robieniem. Ludzie zawsze mają racje. Polityk który uważa, że ludzie są kretynami i nie rozumieją jacy my jesteśmy fajni, nie powinien być w polityce. My musimy po prostu ludzi przekonać do tego, że...
Marek Migalski, musimy kończyć.
- No to jak pan tak uważa, to...
Musimy... Dziękuję bardzo.