Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Lider PSL: Nie chcę, by Polacy wybierali między PiS-em i anty-PiS-em

"Jeśli specjalizujemy się w jakiejś konkurencji w polityce, to są to właśnie wybory samorządowe. Wystawimy mocne listy i będziemy mieć prawdziwe wybory, a nie tylko okładanie się po głowach między PiS-em i anty-PiS-em" - mówi szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz.

Władysław Kosiniak-Kamysz
Władysław Kosiniak-Kamysz /Darek Redos/Reporter

Jolanta Kamińska, Interia: W ubiegłym tygodniu PSL straciło posła. Mieczysław Baszko przeszedł do Porozumienia - partii Jarosława Gowina i tym samym zasili klub parlamentarny PiS. "Chłopu rozum odebrało" - skomentował to Eugeniusz Kłopotek (PSL).

Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL: - To już problem Jarosława Gowina. Plan politycznych kłusowników się nie powiódł, bo chcieli rozwalić nam klub w dniu naszego święta - czyli konwencji samorządowej.

Dlaczego to problem Jarosława Gowina?

- Wincenty Witos mówił: "Kto ma odwagę dać się zhańbić, niech teraz bez skargi piętno tej hańby na swym czole nosi". Jeśli planuje się z taką precyzją moment przejścia posła do innej partii, mając świadomość, że jego odejście powoduje, że może dojść do utraty klubu (klub poselski musi liczyć co najmniej 15 posłów - przyp. red.), to jest to polityczne kłusownictwo.

Z kolei Jarosław Gowin odbija piłeczkę i stwierdza, że o kłusownictwie nie może być mowy, bo pana uprzedzał, że do takiej sytuacji dojdzie.


- Było takie spotkanie, ale nie mam zwyczaju mówić o rozmowach, które odbywają się w cztery oczy. Fakt, że ktoś uprzedza o tym, że planuje zgrzeszyć, nie znaczy, że jest od razu rozgrzeszony.

Skoro rozmawialiście z Jarosławem Gowinem, musiał pan o planach odejścia rozmawiać także z posłem Baszką. Nie próbował go pan zatrzymać? 

- O możliwości transferu posła Baszki donosiła jedna z gazet w Białymstoku już na tydzień przed konwencją. Od czasu, kiedy ukazał się ten artykuł nie rozmawialiśmy.

"Poseł Baszko od dawno kwestionował fakt współpracy PSL z ugrupowaniami lewicowo-liberalnymi, nie był skłonny moralnie akceptować wspólnego występowania liderów PSL z liderami PO czy Nowoczesnej, nie mówiąc o lewicy" - tak uzasadniania odejście szef Porozumienia.

- Trudno uwierzyć, żeby to była prawda, bo przecież pan poseł przez wiele lat był wicemarszałkiem, a potem marszałkiem w koalicji z PO na Podlasiu. Nie wierzę, żeby przeszkadzała mu partia, której był wieloletnim koalicjantem. Jeśli chodzi o opozycję, to PSL idzie swoją drogą i na pewno nie skręca w lewo.

W jakiej więc kategorii odbierać te słowa?

- To frustracja, bo plan się nie powiódł. Nie udało się rozbić klubu. PiS po raz pierwszy przegrał. Po tych wszystkich lamentach nad bezsilnością opozycji, najmniejszy klub parlamentarny, przy wsparciu, okazał się skuteczny i to jest chyba największe rozczarowanie dla PiS-u. Pokazaliśmy, że braterstwo i solidarność w opozycji są możliwe.

Wybawcą PSL-u okazał się Michał Kamiński. Kto wpadł na pomysł tworzenia federacyjnego klubu, w skład którego wejdą ludowcy i Unia Europejskich Demokratów?

- Federacyjny klub, choć to dopiero przed nami, pozwala zachować własną podmiotowość każdej z formacji. Nie da się ukryć, że będziemy się różnić. Każda partia będzie prezentować własne stanowiska, ale mamy też punkty wspólne jak choćby silna obecność Polski w Europie czy sprawy związane z decentralizacją państwa. To sojusz taktyczny, korzystny dla obu stron.

Zaproponowało go PSL?

- To wyszło z rozmów. Kiedy nie okładamy się maczugami tylko prowadzimy konstruktywny dialog, to zyskujemy dobre rozwiązania.

Jak będzie działać federacyjny klub PSL - UED?

- Na pewno skutecznie, szanując - podkreślę to jeszcze raz - podmiotowość obu ugrupowań.

PO i Nowoczesna idą razem do wyborów samorządowych. To dobra decyzja?

- Dość naturalna. Obie formacje należą do tej samej rodziny liberalnej, mają te same korzenie, bardzo podobny program. Pójście osobno byłoby prawdopodobnie niezrozumiałe dla ich elektoratów.

Wróży pan im sukces?

- Sukces wróżę tylko PSL.

PSL też był zaproszony do tej koalicji , ale na konwencji samorządowej potwierdził pan, że idziecie do sejmików i powiatów pod własnym szyldem. Zdania nie zmienicie?

- Na pewno idziemy samodzielnie.

Uważacie, że to się wam bardziej opłaci?

- To się najbardziej opłaci Polsce, bo nie będzie wyboru tylko między PiS-em i anty-PIS-em. Nie chcę na taki wybór skazywać naszych rodaków, bo to by było najgorsze rozwiązanie. Oznaczałoby, że wiele osób, które nie odnajdują się w żadnym z tych zwalczających się wzajemnie obozów, zostanie w domu i nie pójdzie na wybory.

Do wyborów w sejmikach i powiatach idziemy samodzielnie (....) Na wspólnej liście opozycji w niektórych okręgach zabrakłoby miejsca dla kandydatów wszystkich partii.

Poza tym macie bardzo dobrze rozwinięte struktury, czego nie można powiedzieć np. o Nowoczesnej.

- Jeśli specjalizujemy się w jakiejś konkurencji w polityce, to są to właśnie wybory samorządowe. Mam już dziś tysiące chętnych do kandydowania. PiS zastosował manewr ograniczenia liczby kandydatów. Dotychczas była ona równa podwojonej liczbie mandatów, np. w okręgu pięciomandatowym do sejmiku można było wystawić maksymalnie dziesięciu kandydatów, a teraz to będzie siedem osób. Technicznie rzecz biorąc, na wspólnej liście opozycji w niektórych okręgach zabrakłoby miejsca dla kandydatów wszystkich partii.

Na tym zyskałby PiS?

- Część wyborców - szczególnie PSL, bo jesteśmy partią chadecko-centrową - mogłaby zagłosować właśnie na PiS. Jeśli nie byłoby nas na liście, to wyborcy, dla których wartości chrześcijańskie, tradycja, kultura mają ogromne znaczenie, nie mieliby wyboru. My im ten wybór dajemy. Wystawimy mocne listy i będziemy mieć prawdziwe wybory, a nie tylko okładanie się po głowach między PiS-em i anty-PiS-sem.

Za wami konwencja. W ubiegłą sobotę do Kraśnika zjechali ludowcy z całej Polski.

- W trudnym dla nas momencie przyjechało tak wiele osób pełnych zapału. Była moc. Jest moc. Dlatego z optymizmem podchodzę do wyborów samorządowych. Atak, który na nas przypuszczono potwierdza, że jesteśmy poważnym zagrożeniem dla rządzących. Jesteśmy ich najtrudniejszym rywalem poza dużymi metropoliami, choć tam też powalczymy.

Jaki cel PSL stawia sobie na wybory samorządowe?

- Posłużę się moim ulubionym przykładem - Adam Małysz nigdy nie mówił, że chce być mistrzem, ale że chce oddać dwa dobre skoki. Przed PSL dwie serie. Pierwsza seria to wybory samorządowe, a druga parlamentarne.

Skoczkowie liczą na dobre odległości, partie na wysokie poparcie. Jaki wynik usatysfakcjonuje PSL w wyborach samorządowych?

- Dobry wynik, to wynik dwucyfrowy do sejmików.

Na konwencji przedstawiliście szereg propozycji. Sformułowaliście je wyłącznie pod wybory samorządowe, czy także z myślą o parlamentarnych?

- Nasz program wyborczy "Rzeczpospolita samorządowa" dotyczy samorządu i całej Polski. Jest kompilacją zadań, które można wykonać na poziomie krajowym, mam na myśli zmiany ustrojowe jak choćby wprowadzenie w miejsce Senatu izby samorządowej. Są i propozycje dla każdej z małych ojczyzn, jak "reymontówki" - chciałbym, żeby w każdej gminie, a nawet sołectwie, była świetlica dla dzieciaków.

Postulujecie też darmową komunikację dla dzieci, bezpłatne żłobki i kluby malucha, czy zwolnienie rodziców z opłat parkingowych. Aktualnie PSL współrządzi z Platformą w 15 województwach. Co dotychczas powstrzymywało was przed realizacją tych postulatów?

- Wiele z tych rzeczy udało się zrobić. Jaką byśmy byli formacją, gdybyśmy nie stawiali sobie nowych wyzwań.

W takim razie, gdzie jest darmowa komunikacja?

- W Krakowie.

Lubię przemawiać. Uważam, że to esencja polityki.

A poza Krakowem?

- Wymieniłem Kraków, bo jest mi najbliższy. W wielu miastach ten krok dopiero przed nami. Samorządowcy najlepiej wiedzą, na jakim etapie rozwoju jest ich miejscowość i jakich zmian potrzebuje. W wielu miejscach znacznie pilniejszym zadaniem było stworzenie samej infrastruktury - remont dróg, budowa chodników, ścieżek rowerowych czy zakup nowego taboru autobusowego. Pamiętajmy, że to ogromne inwestycje. Dopiero, gdy odrobi się te lekcje, można myśleć o kolejnych krokach. I realizować nowe pomysły. Wszystkiego nie da się zrobić w jednej kadencji. Dziś PiS rządzi w kraju, czy udało mu się zrealizować wszystkie obietnice?

O waszych propozycjach czytamy na stronie, ale są to tylko ogólne postulaty. Czy za nimi idzie strategia realizacji?

- Nie będziemy dla gminy Gręboszów pisać programu z poziomu Warszawy. Przedstawiliśmy propozycje, z których nasi samorządowcy będą czerpać w swoich kampaniach. To nasza strategia.

Mogą, ale nie muszą skorzystać z tych propozycji?

- My jesteśmy najbardziej demokratyczną formacją i nikt nikogo nie będzie zmuszał. Poza tym tak samo jak różne są gminy, powiaty czy duże metropolie, różną są też ich potrzeby.

Na konwencji PSL na zakończenie przemówienia otrzymał pan gromkie brawa. Również w Sejmie pana wystąpienia są coraz bardziej wyraziste. Trenuje pan?

- Żadnych trenerów nie mam (śmiech). Lubię to. Uważam, że to esencja polityki. Wierzę w to, co robię całym moim sercem. Jeśli inni podobnie to odbierają, to super.

Rozmawiała Jolanta Kamińska

INTERIA.PL

Zobacz także