Kwiatkowski: Wystawiliśmy słabego kandydata, przegraliśmy wybory
- Do wyborów w Rybniku podeszliśmy rutynowo, PiS podszedł do sprawy daleko poważniej. Wystawiliśmy słabego kandydata. Źle się stało. To polityczny błąd. Musimy posypać głowę popiołem i odzyskać dobre relacje z wyborcami. Musimy odebrać tę sytuację na Śląsku jako dzwonek alarmowy i mieć dużą motywację, żeby zmieniać się także na płaszczyźnie krajowej - mówi Krzysztof Kwiatkowski w Kontrwywiadzie RMF FM. Minister Nowak wymieniający się z kolegami na zegarki? - To co najmniej niezręczność - mówi o wczorajszych doniesieniach tygodnika "Wprost".
Konrad Piasecki: To były najgorsze i najbardziej smutne urodziny w karierze Donalda Tuska-premiera?
Krzysztof Kwiatkowski: - Myślę, że jak człowiek ma powyżej 50 lat, to wśród tych uroczystości zdarzają się i te lepsze, i te gorsze, ale niewątpliwie myśleliśmy o porażce w wyborach uzupełniających do Senatu w Rybniku i trzeba uczciwie powiedzieć - wystawiliśmy słabego kandydata, przegraliśmy wybory. PiS do tych wyborów podszedł daleko poważniej, wystawiając najbardziej znanego polityka PiS-u na Śląsku, a my wystawiliśmy dobrego, regionalnego kandydata, który na pewno miałby duże szanse w wyborach na burmistrza Łazisk.
No, ale co? Porażka na własne życzenie?
- Niedocenienie problemu.
Ale to jest lekceważenie wyborów - niewysłanie tam nikogo, żadnych ministrów. Waszego kandydata nikt nie wspierał. On mówi dzisiaj: wstyd mi za własną partię.
- Stało się źle. Może podeszliśmy do tego troszkę rutynowo, może poczucie, że jak mamy sześćdziesięciu kilku senatorów, to jak będzie jeden mniej lub jeden więcej, to nie ma to fundamentalnego znaczenia. Błąd. Polityczny błąd, z którego trzeba wyciągnąć wnioski.
Odpowiadają za to władze lokalne czy władze centralne Platformy?
- Powtórzę jeszcze raz...
Nie, niech pan nie powtarza, tylko niech pan powie, kto za to odpowiada?
- Podeszliśmy do tych wyborów troszkę jak do wyborów o charakterze regionalnym.
Ale "my", czyli kto?
- Platforma. Dobry kandydat, samorządowiec, ze swoim dorobkiem, ale okazało się, że Polacy uznają, że wymiar polityka samorządowego to nie jest wymiar ich reprezentanta w parlamencie.
Ale to może jest też objaw tego, że Platforma straciła powab, że szyld Platformy przestaje działać.
- Oczywiście, że ta analiza musi być głębsza, bo to jest nie tylko ocena, że PiS wystawił lepszego kandydata i nie będę tutaj mówił, że drugie i trzecie miejsce zajęli formalny kandydat Platformy i osoba, która współzakładała Platformę 10 lat temu na Śląsku, bo trzeba było do takiej sytuacji nie doprowadzić i trzeba z tego wyciągnąć wnioski.
Czyli, rozumiem, budzi się pan czasami w nocy z czarną wizją tego, że Platforma przestała być sympatyczna, atrakcyjna, ciekawa i wyborcy pokazują wam nie tylko żółtą, ale powoli także czerwoną kartkę?
- Jeżeli epatowałbym się tym, że Platforma wygrała wybory sześć razy z rzędu, to byłby absolutnie nie krok, a bieg w kierunku tego, żeby siódme wybory z kolei były porażką Platformy. Dlatego absolutnie musimy posypać głowę popiołem, zastanowić się, jak do tego doszło, spróbować odzyskać te dobre relacje z wyborcami i oczywiście odebrać tę sytuację na Śląsku także jako taki dzwonek alarmowy i mieć dużą motywację do tego, żeby zmieniać się także na płaszczyźnie krajowej.
Bo to w ogóle, przyzna pan, zły czas dla Platformy - jak się spojrzy na ostatnie wydarzenia, na te urodziny Tuska... bo zapytałem o te urodziny, dlatego że wczoraj wyjątkowo dużo się na głowę premiera i głowę Platformy waliło.
- Ja doceniam wagę urodzin, imienin każdego z koleżanek i kolegów, tym bardziej premiera, ale nie jest to najważniejsze wydarzenie...
Oczywiście, że nie.
- ...dla Polaków. Dla mnie daleko większe znaczenie ma dzisiaj tysiąc innych dyskusji - tych związanych z tym, co zrobić, żeby było mniejsze bezrobocie, żeby dług publiczny ograniczać i tak dalej, i tak dalej.
To przeprowadźmy dyskusję na temat tego, co się waliło wczoraj na Platformę. Jarosław Gowin. Pan też jako minister sprawiedliwości wiedział o handlu polskimi zarodkami?
- Ja zawsze patrzę na to, co dobre i co już widać. Od lipca startuje program zdrowotny Ministerstwa Zdrowia i program in vitro...
Nie, nie, nie. Przepraszam, to jest typowe, polityczne zaciemnianie rzeczywistości. Pytam, czy pan wiedział o handlu zarodkami, czy nie?
- W Polsce pierwsza osoba, która urodziła się dzięki metodzie in vitro, ma 24 lata i przez ten czas nie było żadnych regulacji. W wyniku przyjęcia programu zdrowotnego będzie rejestracja klinik, sprawdzanie ich, obowiązek raportowania do Ministerstwa Zdrowia o każdym zarodku i każdym zabiegu...
No ale ustawy o in vitro cały czas nie ma. Bo nie jesteście w stanie się dogadać.
- Ale będzie to w programie zdrowotnym.
Program zdrowotny to nie jest to samo, co ustawa.
- Panie redaktorze, jeżeli jadę do miejscowości X, to to, czy jadę samochodem, czy autobusem, ma dla mnie mniejsze znaczenie - ważne, żebym dojechał.
Panie pośle, jest handel zarodkami polskimi do Niemiec czy nie?
- Ja tego nie wiem.
Pan jako minister nic nie wiedział, bo dzisiejszy minister sprawiedliwości wie.
- Jako minister nie wiedziałem. Jeżeli jest wniosek nowego właściciela kliniki, to ten wniosek musi oczywiście wyjaśnić prokuratura i wtedy wszyscy będziemy wiedzieli, czy do takiego handlu i do niszczenia zarodków dochodziło czy nie.
A Jarosław Gowin nie powinien sam złożyć zawiadomienia w prokuraturze, jeżeli wie o czymś takim?
- Panie redaktorze, powtórzmy jeszcze raz: tego zawiadomienia nie złożył minister sprawiedliwości.
No właśnie, dlatego pytam, dlaczego minister sprawiedliwości, pański kolega czy pański następca, nie złożył?
- Ale to jest pytanie do ministra sprawiedliwości.
Ale ja pytam jego poprzednika, niech się pan tłumaczy za ministra.
- Ja najchętniej tłumaczę się za siebie, ja takiej wiedzy nie miałem, a powtórzę jeszcze raz: dla mnie to, co jest najważniejsze, i także dla setek tysięcy młodych ludzi, którzy nas słuchają, i będą zakładać rodziny...
...że będzie kontrola zorganizowana przez rząd.
- Nie to, że będzie kontrola, ale to, że państwo będzie finansować zabiegi pozaustrojowe in vitro, bo to jest ta dobra wiadomość, której żadna ekipa polityczna wcześniej nie była w stanie przygotować.
Jak pan słucha wypowiedzi ministra Gowina, to myśli pan sobie: tak się kończą eksperymenty z nieprawnikami w ministerstwie sprawiedliwości?
- Panie redaktorze, byłbym głęboko nieuczciwy dla swojego następcy, gdybym oceniał jego działania przez jedno zdarzenie. Sejm właśnie przyjął ustawę deregulacyjną, pracujemy nad dużym kompleksem zmian procedury karnej, więc nie sprowadzajmy oceny dowolnej osoby do jednego zdarzenia.
To niech pan uczciwie oceni ministra Nowaka i jego problemy "koleżeńsko-zegarkowe", że tak powiem.
- Bardzo się cieszę - i to są jedne z najbardziej rygorystycznych regulacji ze wszystkich krajów Unii Europejskiej - że oświadczenia majątkowe nas wszystkich, również moje, są pieczołowicie sprawdzane...
No to spójrzmy w oświadczenie ministra Nowaka. Tam o zegarku za 35 tysięcy nic tam nie ma.
- ...przez Centralne Biuro Antykorupcyjne i żadnych uwag do oświadczeń majątkowych posła, a teraz ministra, Nowaka, nie było.
Skąd pan wie?
- Bo takie informacje są podawane do publicznej wiadomości przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na końcu tej procedury.
O nie, nie. CBA podaje, że się interesuje iluś posłami, natomiast nie mówi, którymi konkretnie.
- Na końcu tej procedury, jeżeli to skutkuje stwierdzeniem nieprawidłowości. Podoba mi się to, co zaproponował...
Ale CBA mogło nie wiedzieć, że ma zegarek za 35 tysięcy.
- Bardzo mi się podoba to rozwiązanie, które pan minister Nowak zaproponował. Stwierdził, że oczywiście przekaże te zegarki redakcji "Wprost", żeby pieniądze z ich sprzedaży przeznaczyć na cele charytatywne, jeżeli są tej wartości, którą zadeklarował tygodnik.
Jak pan słyszy, jak pański kolega partyjny i minister mówi: pożyczam sobie zegarki z kolegami, dlatego mam takie drogie. Nie zapala się panu czerwona lampka?
- Panie redaktorze, cieszę się, że przed rozpoczęciem tej audycji porozmawialiśmy o moim zegarku marki Genewa, który mam kilkanaście lat, przez te kilkanaście lat zmieniałem kilkakrotnie pasek i chyba dwukrotnie szkiełka i chętnie o tym zegarku porozmawiam.
Panie ministrze, błagam, to jest ucieczka od odpowiedzi na pytanie. Nie zapala się panu czerwona lampka, jak pan słyszy o pożyczaniu sobie zegarka przez ministra z kolegą?
- Uważam, że co najmniej jest to niezręczność - tego typu wymiany zegarków, ale też w tym artykule w żadnym momencie nie było żadnych informacji, że miało to wpływ na decyzje, które Sławomir Nowak podejmował jako minister transportu.
To jeszcze ostatnie pytanie od słuchaczy. Pan Kazik pyta, czy były minister sprawiedliwości czuje wstyd, jak ogląda film "Układ Zamknięty"?
- Muszę powiedzieć, że jako minister sprawiedliwości i członek Krajowej Rady Prokuratury, kiedy odrzucaliśmy trzykrotnie kandydaturę najbardziej znanego prokuratora, nomen omen Kwaśniewskiego, który jest opisany w tym filmie, to byłem w pełni przekonany, że to jest dobra decyzja i ona była możliwa dzięki zmianom przepisów prawa, które weszły w życie, kiedy byłem Prokuratorem Generalnym, a wcześniej - przypomnijmy - ten prokurator awansował do Prokuratury Okręgowej. Cieszę się, że teraz już to nie jest możliwe.
To już nie zapytam, dlaczego "nomen omen Kwaśniewskiego", bo nie mamy czasu...