Czemu Rosja chce bata?
- Rosji rozumem nie pojmiesz - umom Rossiju nie paniat' - pisał Fiodor Tiutczew, i tym hasłem zawsze łatwo było spuentować wszystkie rozważania na temat tego kraju. Ale nie wszyscy tak uważają.
"Pora uże, jebiona mat', umom Rossiju panimat'" - powiedział kultowy pisarz Juz Aleszkowski, i - teoretycznie - miał rację. Pora już, ******, zacząć pojmować Rosję rozumem. Tym bardziej, że zaczynają tam się dziać rzeczy, które przekraczają zdolność pojmowania zdroworozsądkowych zachodnich demokracji.
Putin jak Juliusz Cezar
Oto Abduł Hakim Sułtygow, jeden z przywódców zwycięskiej, proputinowskiej partii Jedinaja Rossija ogłosił światu pewną ideę. - Zwołajmy Sobór Obywatelski! - apelował Sołtygow - a na tym Soborze uznajmy Władimira Władimirowicza Putina za lidera narodowego! Dożywotniego, niewybieralnego! I niech przed nim Sobór uklęknie, i niech mu składają przysięgę na wierność wszyscy urzędnicy państwowi!
I apel ten nie jest traktowany bynajmniej jako pojedynczy wyskok nadgorliwego, czechowowskiego urzędniczyny. Uważa się, że Sułtygow był jedynie głośnikiem dla pomysłu, który ulągł się gdzieś w kremlowskich gabinetach.
W podobny sposób zadziałał Juliusz Cezar. Chcąc sprawdzić nastroje społeczeństwa rzymskiego kazał publicznie ukoronować się na króla. Kiedy zbliżali się doń senatorowie z diademem, lud zaczął protestować. Cezar odmówił wtedy przyjęcia godności królewskiej. Zebrał owacje, a jego popularność podskoczyła. Takim "testerem" mógł być właśnie pomysł Sułtygowa.
Z tym, że nie wiadomo, czy lud Moskwy,"trzeciego Rzymu", zaprotestuje.
Pensja w biustonoszach
Rosjanie - jak pokazali w ostatnich wyborach - zbyt dobrze pamiętają okres, który w Rosji określa się mianem demokracji: okres rządów Borysa Jelcyna. I nie chodzi bynajmniej o jelcynowskie wpadki - jak na przykład publiczne pijaństwa, przy których nasz były prezydent godzien jest nosić krokus w klapie garnituru. Chodzi tutaj o całkowity rozkład, o rozczłonkowanie i zgnicie państwowych instytucji w latach dziewięćdziesiątych.
Pensji i emerytur nie wypłacano miesiącami, a czasem latami. Czasem sytuacja brnęła w groteskę, jak w pewnej fabryce biustonoszy, gdzie pracownicom zaległe wynagrodzenie wydano w stanikach. Kobiety rozeszły się z fabryki do domów, dźwigając pękate kraciaste torby, z których zawartością nie bardzo było wiadomo, co robić.
W ogóle nie było wiadomo, co robić. Wszystko leżało odłogiem. Wszystko przestało mieć sens.
Jak - na przykład - w scence z książki Piotra Reszki, "Miejsce po imperium": W jednej z miliona odnóg w delcie Wołgi stoi kuter-chłodnia. Zadaniem załogi kutra jest skupowanie ryb od rybaków. Kuter stoi w odnodze, bo gdyby stał w bardziej widocznym miejscu, to załoga musiałaby pracować, tj. skupować ryby. A tak - stoją sobie z boczku, nikt ich nie znajdzie. Cisza, spokój, wódkę można pić. Cumują sobie przy małej wysepce, gdzie chodzą się załatwiać. Miło. Zresztą, nawet jakby skupowali te ryby, to i tak zgniją, bo chłodnia zepsuta. Wszystko im zwisa. A dlaczego miałoby nie zwisać, jeśli od miesięcy nie dostają pensji?
Jednemu z członków załogi urodziło się dziecko. Poszedł więc do szefa kołchozu, gdzie pracował. - Dajcie 200 rubli - poprosił. Kołchoz był mu winien kilkadziesiąt razy więcej, ale szef odpowiedział: - A kto ci kazał dzieci robić?
I tak się skończyła rozmowa. Tak wyglądała Rosja za Jelcyna, który nie był w stanie unieść demokracji.
To tylko czubek góry lodowej. Do tego dochodziła rozbuchana oligarchia, rozszalała przestępczość, ostentacja "nowych Ruskich", o których lud opowiadał sobie dowcipy, bo - tak naprawdę - nic innego mu nie pozostało.
Dyszym!
Rosjan - w ogóle - złamać ciężko, bo w Rosji rzadko coś się zmienia na lepsze. Ludzie przywykają. Do tragicznej sytuacji politycznej, gospodarczej i - właściwie - każdej innej, dochodzą jeszcze w większej części kraju straszliwe warunki klimatyczne. Ale ludzie żyją.
uśmiechem:
- Kak żywiom? Dyszym!
Kiedy - jak pisze Reszka - jednej z pracownic kopalni, której od niepamiętnych czasów nie wypłacano pensji podarowano na 15-lecie pracy mikser, całą jej rodzinę krew zalała.
- A co ona, kur..., ma miksować? - Pytali, wściekli.
Smród
Cała ta demokracja więc, cały ten obiecywany przez Jelcyna i przez Gorbaczowa - pod koniec jego rządów - zachodni świat zaczął kojarzyć się ze smrodem, biedą, upadkiem, rozwolnieniem.
Do tego wszystkiego doszły jeszcze niechciane dzieci demokracji - narkomania i AIDS. I jeszcze rzeczy, które były nie do przyjęcia dla starszych, wychowanych w sztywnej, komunistycznej moralności ludzi: większa swoboda obyczajowa i młodzieżowe subkultury.
otaczającej ją ponurej rzeczywistości, o AIDS - została wyklęta przez całe starsze pokolenie Rosjan.
Zachód i zachodnia demokracja zaczęła kojarzyć się więc nie najlepiej. Coraz rzewniej natomiast postrzegano czasy radzieckie, kiedy - co prawda - nie było wolności, ale zapewniony był podstawowy byt i wakacje na Krymie czy w Soczi jako bita śmietana. Białoruś - na przykład - szybciej jeszcze niż Rosja wróciła z demokratycznej, ale dla obywateli przerażającej drogi w niewiadome. Zawróciła z powrotem i pogrążyła się w kołchozowym marazmie.
Frustracja była powszechna. Korupcja, bezkarność władzy, bandytów i "nowych Ruskich" przytłaczała. Zjawisko to rozprzestrzeniało się w najlepsze na prawie cały obszar byłego ZSRR. Andrzej Stasiuk, opisując podróż przez Mołdawię, opowiada, jak co kilkanaście kilometrów zatrzymywała ich busik - "marszrutkę" - wielkoczapa milicja, która otwarcie i ostentacyjnie, nie próbując nic ukryć, zdzierała pieniądze. Wściekły, bezradny i upokorzony kierowca płacił. Zapytany "czy tu tak zawsze", odpowiedział: - tak, zawsze, od kiedy skończył się ZSRR.
I wtedy pojawił się Putin.
Gniotsa nie łamiotsa
Przypominający sprawną, dobrze naoliwioną maszynę, porządnie ubitą, mocną, gniotsa nie łamiotsa prezydent różnił się od Jelcyna, jak nowiutka łada niva od rozklekotanego zaporożca.
Taki jego wizerunek jest bardzo istotną - o ile nie najistotniejszą - rzeczą w całym fenomenie Putina. Nie bez kozery latem opublikowano zdjęcia prezydenta z nagim, umięśnionym torsem, przy którym blednie pamiętna klatka piersiowa Leszka Millera. Półnagi prezydent - z niewzruszoną miną Terminatora - przedzierał się z karabinem przez chaszcze, galopował na koniu, łowił ryby w strumieniu, a u biodra kołysał mu się ogromny nóż myśliwski. W całej Rosji z zadowoleniem porównywano czerstwą klatkę Putina ze zdjęciami "wałeczków Sarkozy'ego", które opublikowano mniej więcej w tym samym czasie.
Putin jest sexy - jest za takiego uważany przez Rosjanki. Niedawno całkiem jednym z większych rosyjskich hitów była piosenka pt. "Chcę takiego, jak Putin".
Takiego, jak Putin - pełnego sił.
Takiego, jak Putin - żeby nie pił,
Takiego, jak Putin - żeby nie bił
Takiego, jak Putin - żeby nie uciekł - brzmi tekst.
Gorbaczow w Pizza Hut i pijany Jelcyn
Ale oprócz tego, że Putin jest ideałem rosyjskich kobiet, jest też człowiekiem, który - w opinii Rosjan - przywrócił krajowi szacunek i respekt zagranicy. Przeciętny Rosjanin wstydził się za Gorbaczowa i Jelcyna. Za Gorbaczowa dlatego, że rozłożył jeden z dwóch najpotężniejszych krajów na świecie. I za to, że wystąpił w reklamie Pizza Hut - on, przywódca antykapitalistycznego imperium reklamuje wielki koncern! Co za upodlenie! - Mówili Rosjanie, ale sami - notabene - stali w kolejce do pierwszego McDonalda w Moskwie, otwartego w 1989 roku. Jak głosi plotka, była to jedyna kolejka w Rosji, która jest dłuższa od kolejki do mauzoleum Lenina na Placu Czerwonym.
Za co ludzie wstydzili się Jelcyna - wiadomo. Jego pijackie występy w USA, gdzie dyrygował orkiestrą i w Irlandii, gdzie nie wysiadł z samolotu w części ludzi budziły sympatię, w większości jednak - wściekłość.
- Kiedyś wszyscy nas szanowali - mówili Rosjanie - a dzisiaj wszyscy się z nas śmieją. Za Putina ten szacunek - jak uważają - wzrasta.
Koniec żartów. Putin robi porządki
To prawda, z Putinem żartów nie ma. Mało kto otwarcie go krytykuje, ekskanclerz Schroeder uważa go za wzorcowego demokratę, a George Bush, który po ostatnich wyborach bączał coś pod nosem o tym, że "nie ukrywał swojej opinii na temat wyborów" nie był w stanie wprost powiedzieć prezydentowi, co myśli o standardach demokracji w jego kraju. Kiedy Kaczyńscy próbowali za pomocą zimnej wzniosłości wzmocnić pozycję Polski w rosyjskich oczach, napotkali z tamtej strony jeszcze zimniejszą wzniosłość.
Putin zaczął robić porządki. Zlikwidował jeden z największych problemów, które gnębiły Rosję - niewypłacalność. Dziś ludzie znowu otrzymują pensje. Są one często głodowe, ale są. Znów można poruszać się po całym kraju. Często przekracza to możliwości finansowe przeciętnego człowieka, ale komunikacja działa. I ludzie są prezydentowi za to wdzięczni.
Oligarchowie postawieni zostali przed prostym wyborem: popierać prezydenta albo iść z nim na wojnę. Chodorkowski poszedł na wojnę i zesłano go na Sybir.
Sytuacja - poza tym - poprawia się. Wszyscy nagle przypomnieli sobie, na jakich to mineralnych bogactwach siedzi ich kraj. Kurek z gazem to broń, za pomocą której rośnie respekt przed Rosją. Wzrost gospodarczy trwa już od szeregu lat i ludzie zaczynają go odczuwać. W porównaniu z tym, co działo się wcześniej - za Jelcyna, za ZSRR, za cara - pojawił się ogieniek, który teraz wszyscy poddmuchują i osłaniają, żeby nie zgasł. A ten ogieniek - w rozumieniu Rosjan - to właśnie Władimir Władimirowicz Putin.
Rosjanie nie chcą bata
Nie jest więc tak, że Rosjanie chcą bata, że bez knuta żyć nie mogą. Po prostu - w porównaniu z piekłem, przez które od niepamiętnych czasów człapie ten naród, stan, który jest teraz - czyli nadzieja i jaki taki byt - jest czymś, czego nie doznawali. Z tej perspektywy demokracja może wydawać się fanaberią, a zachodnie standardy i pouczenia - oderwanymi od rzeczywistości głupotami.
Tak więc demokracja poległa. W nieszczególnie demokratycznych wyborach Putin - bo przecież nie jego partia - dostał ponad 60 procent głosów. Demokratyczna opozycja została rozbita, jak Szwedzi nad Newą. Gromadząca się pod sztandarami Innej Rosji - przeciwstawianej putinowskiej Jednej Rosji - opozycja to zbieranina, która sięga od helsińskich obrońców praw człowieka, przez szachowego mistrza Garrija Kasparowa, po przywódcę faszyzujących narodowych bolszewików - Eduarda Limonowa (notabene - uznanego pisarza ). Demokratyczne partie, które startowały w wyborach - Jabłoko Jawlinskiego i Sojusz Sił Prawicowych Niemcowa - dostały poparcie takie, jak u nas LPR i Samoobrona. Najmocniejsi - po Jednej Rosji - byli komuniści Żyrynowskiego i nacjonaliści Żyrynowskiego. I jak tu wybierać?
Putin więc będzie rządził. Jako prezydent, jako premier, jako car, jako wódz, batiuszka, nie wiadomo kto. Ale będzie, bo nie jest człowiekiem, tylko ikoną. Nikt tak naprawdę nie zna go do końca. Nikt nie wie, co tak naprawdę lubi, do czego ma słabość. Będą reżyserowane telemosty, za pomocą których Putin będzie kontaktował się z narodem. Media będą pokazywały taki jego obraz, jakiego oczekują Rosjanie i jaki zostanie wykreowany przez prezydenta i jego sztab.
Wiktor Pielewin, w powieści "Generacja Pi" pisał, że politycy nie istnieją. Że to tylko animowane komputerowo postaci, które pokazuje się po to, żeby obywatele zobaczyli to, co chcą zobaczyć. Bardzo możliwe, że Władimir Władimirowicz Putin - albo jego doradcy - czytali tę książkę.
Ziemowit Szczerek