Milionową Odessę do przejścia granicznego w mołdawskiej Palance dzieli zaledwie 50 km. To naturalny kierunek dla wielu Ukraińców, którzy szukają jak najszybszej drogi ewakuacji. I to nie tylko samych mieszkańców Odessy, ale także innych miast z południa kraju. Właśnie tam sytuacja jest bardzo trudna - miasta Chersoń, Mikołajów i Melitopol są regularnie bombardowane, a łącznie mieszkało w nich dotąd milion ludzi. Polsko-ukraińską granicę przekroczyło już ponad 1,5 mln Ukraińców. Mołdawsko-ukraińską mniej, bo 270 tys., ale biorąc pod uwagę, że Mołdawię zamieszkuje 2,6 mln ludzi, to ta liczba również może robić wrażenie. To tak, jakby w Polsce pojawiło się 4 mln uchodźców. Zaledwie 100 tys. Ukraińców deklaruje, że tymczasowo zostanie w Mołdawii. Większość z nich ruszyła dalej na zachód. W dużej mierze, choć konkretnymi danymi nie dysponujemy, trafiają do Polski. To nad Wisłą wielu Ukraińców ma przecież rodziny. Wybrali więc szybszą drogę ewakuacji z Ukrainy, wiodącą przez Mołdawię. Nie oznacza to jednak, że podróż do naszego kraju była krótsza. Natasza jedzie, Polina zostaje Natasza spakowała siebie i córkę w cztery godziny. Pojechała na dworzec, gdzie czekała już na nią Polina. W torbie matki owinięte folią dwa paszporty. Na dworcu setki ludzi. Wśród nich Polina. Zapłakana. - Mama, ja zostaję - wydusiła z siebie. Obie wpadły w histeryczny płacz. Polina została, bo na froncie walczy jej chłopak - jak tłumaczyła matce, nie zostawił jej w najtrudniejszym momencie życia, więc i ona musi postąpić tak samo. Natasza to zrozumiała. Albo tak sobie tłumaczyła. Z opuchniętymi oczami wsiadła do pociągu. Nawet nie widziała, czy po drugiej stronie szyby jest Polina. Nie wie, czy machała do matki. Ona machała. Tak zaczęła się podróż Nataszy, która trwała trzy dni. W ścisku, brudzie, bez odpowiednich warunków sanitarnych. Chciała jak najszybciej wydostać się z Ukrainy, bo sytuacja na południu kraju zrobiła się trudna. Ukraińsko-mołdawską granicę przekroczyła szybko. Z Palancy przez kilka godzin dobijała się na drugi koniec kraju. Na granicy mołdawsko-rumuńskiej spędziła 10 godzin. Z miasta Jassy pojechała dalej - przez Węgry, Słowację, Austrię i Czechy. Po trzech dniach łączonej podróży pociągami i autobusami dotarła do Polski. Niewidzialny szlak uchodźczy Nie była sama, bo na dworcu w Krakowie wysiadła z tabunem innych ludzi. Niektórzy jechali z nią od początku, inni wsiadali po drodze, jeszcze inni się przesiadali. Wystarczy dwa razy dziennie odwiedzić dworzec kolejowy w Krakowie, by zobaczyć, że to równie ważny szlak uchodźczy, co wschodnia granica Polski. O godz. 5:46 i 17:09 przyjeżdżają tam planowe pociągi z Budapesztu, z których regularnie wysiadają dziesiątki ukraińskich uchodźców. Stolica Węgier jest dla nich najczęściej jednym z punktów przesiadkowych. Ten popołudniowy skład - "Cracovia" - po odjeździe z Małopolski, kieruje się paradoksalnie w stronę Przemyśla. Poranny "Chopin" rusza natomiast do Warszawy. Oba te miasta przyjmują dziennie tysiące uciekających przed wojną. Kraków Główny to również węzeł autobusowy, więc Ukraińcy korzystają m.in. z międzynarodowych połączeń Flixbusa, EastTrans czy Openline. Jednak na wiele kursów próżno szukać biletów co najmniej do końca marca. Jedni jadą dalej a inni zostają. Bezpośrednia ustawa. Bez rozwiązań pośrednich Problem w tym, że ci, którzy zostają, stają się uchodźcami-widmo. Specjalna ustawa, w ekspresowym tempie procedowana przez polski parlament, "określa szczególne zasady zalegalizowania pobytu obywateli Ukrainy, którzy przybyli na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej bezpośrednio z terytorium Ukrainy w związku z działaniami wojennymi prowadzonymi na terytorium tego państwa". Słowem-klucz staje się powtarzane w dokumencie wielokrotnie "bezpośrednio". Jeśli ktoś trafi do Polski pośrednio z Ukrainy, nie jest objęty ustawą. Oznacza to, że Natasza nie jest traktowana na równych zasadach, co inni Ukraińcy w Polsce. Tylko dlatego, że przekroczyła granicę w innym miejscu. - 65 proc. wszystkich uchodźców trafia do Polski. Nie jesteśmy w stanie zapewnić wszystkim w 100 proc. odpowiednich świadczeń. Są też takie kraje, jak Słowacja i Rumunia, które też mają jakieś obowiązki - powiedział na konferencji prasowej wiceszef MSWiA Maciej Wąsik, zapytany o tę kwestię. Minister: UE gwarantuje minimum Wiceminister daje do zrozumienia, że sprawa ta, przynajmniej na razie, nie będzie inaczej regulowana. Uchodźcy z tych kierunków działają więc na własną rękę. Część z nich po prostu jedzie na wschodnią granicę i przekracza ją tylko po to, by za chwilę wrócić i cieszyć się podobnymi przywilejami, co ich rodacy. - Każdy uchodźca ma tzw. minimum, jakie zapewnia każdy kraj Unii Europejskiej - prawo pobytu i prawo do pracy. W każdym kraju UE uchodźcy z Ukrainy mają te podstawowe prawa. To nie jest tak, że są to osoby dyskryminowane - uważa Wąsik. - Te osoby mają prawo pobytu legalnego w całej UE - powtarza. Nie wiadomo, ilu ludzi znajduje się w takiej sytuacji jak Natasza, bo nie jest prowadzona żadna ewidencja z tego kierunku. Nie wiadomo też, ilu ludzi zostanie w Krakowie, a ilu pojedzie dalej, bo miasto staje się przesiadkową przystanią do Europy Zachodniej. Wiadomo natomiast, że ci, którzy zechcą zostać w Polsce na takich samych zasadach jak ich rodacy, będą musieli znów kombinować. I najczęściej, choć tylko na chwilę, wrócą do kraju, z którego przyjechali. Wiktor Kazanecki, Łukasz Szpyrka