- Ciekawe było dla mnie zrozumienie, dlaczego i jaki był powód rozpoczęcia zakrojonej na szeroką skalę inwazji Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy. I zrozumiałem, że to jest zło, horror i zbrodnia - przekonywał. 28-latek przyznał, że decyzję o oddaniu się w ręce Ukrainy podjął już pod koniec grudnia ubiegłego roku. Jednocześnie cały czas brał udział w działaniach wojskowych po stronie rosyjskiej. - Ze łzami w oczach, z wielką niechęcią, musiałem wykonywać zadania. Ale miałem tylko transport żołnierzy lub towarów. Tylko zadania transportowe. Żadnych uderzeń - twierdził. - Kiedy 24 lutego wszystko się zaczęło, były łzy, cierpienie, strach i było tylko jedno pytanie, dlaczego jest taka wojna? - mówił Maksym Kuzminow. Misja planowana od miesięcy Rosyjski pilot podkreślił, że po podjęciu decyzji o przejściu na stronę Ukrainy skontaktował się z wywiadem wojskowym. Następnie przez blisko sześć miesięcy przygotowywano akcję przetransportowania helikoptera. Na datę przelotu wybrano 9 sierpnia. Akcja otrzymała kryptonim "Synycja". - Start odbył się z lotniska Kursk w obwodzie charkowskim, około 20 km od granicy. Mniej więcej w rejonie Szebekina leciałem na bardzo niskiej wysokości, 5-10 metrów w trybie ciszy radiowej - wspominał Kuzminow. - Następnie podczas przekraczania granicy, zaczęli do mnie strzelać. Nie mam pewności, kto otworzył ogień, ale przypuszczam, że była to strona rosyjska. Zostałem ranny w nogę z broni ręcznej - dodał. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja. Pilot po wykonaniu misji otrzymał propozycję pozostania w Ukrainie. Do kraju sprowadzono także jego rodziców. Władze w Kijowie zapowiedziały zapewnienie bezpieczeństwa 28-latkowi, wypłatę pensji oraz pomoc w uzyskaniu dokumentów legalizujących pobyt na Ukrainie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!