W ustnym uzasadnieniu wyroku podtrzymującego orzeczenie I instancji sędzia Rafał Ryś podkreślił, że w sądzie okręgowym oskarżony nie kwestionował, że jego żona płonęła (obrońca Ch. podważył ten fakt w apelacji). "Oskarżony podawał tylko inną przyczynę: że to był jakiś przypadek nieszczęśliwy" - wyjaśniał Ryś. Sędzia zaznaczył też, że choć obrona mężczyzny nie kwestionowała w apelacji wysokości kary, to sąd apelacyjny ocenił ją i uznał, iż kara dożywocia wymierzona przez sąd niższej instancji jest adekwatna. "Przy tego rodzaju okolicznościach obciążających ta kara jest karą sprawiedliwą, słuszną, trafną i jedyną, która może się ostać" - uznał sąd przypominając, że ofiara doznała szczególnego udręczenia. "Paliła się, potem jeszcze przez dłuższy czas umierała, na co w sposób bezrefleksyjny patrzył oskarżony, przyglądał się temu i jeszcze to komentował" - mówił sędzia Ryś. Dodał, że sąd apelacyjny wydając poniedziałkowy wyrok, przychylił się też do opinii sądu I instancji, iż w sprawie tej nie zachodzą okoliczności łagodzące. Wyrok gdańskiego sądu apelacyjnego jest prawomocny. Obrona może wnieść kasację do Sądu Najwyższego. W sierpniu 2016 r. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy skazał Marcina Ch. na karę dożywotniego więzienia uznając, że mężczyzna dokonał zabójstwa żony w sposób celowy i zaplanowany. Od tego wyroku odwołał się obrońca oskarżonego, który wniósł o uchylenie go i przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia w I instancji. 25 maja br., w trakcie rozprawy odwoławczej przed gdańskim SA obrońca oskarżonego Antoni Koprowski wskazywał m.in., że kara wymierzona wobec Marcina Ch. była "rażąco niesprawiedliwa". "Aby orzec karę dożywotniego pozbawienia wolności, postępowanie sądowe musi być krystalicznie czyste. U podstaw wyroku sądu I instancji legło zachowanie oskarżonego, który widząc, jak jego małżonka zamieniła się w słup ognia, miał siedzieć na schodach i się temu przyglądać - tak zeznało dwóch świadków. Z tego miejsca jednak, w jakim wtedy przebywali, nie mogli oni widzieć całego zdarzenia" - mówił adwokat. Zdaniem obrońcy, sąd nie dał wiary zeznaniom małoletniej córki ofiary, mówiącej o tym, że rodzice "kłócili się i szarpali", a także, że widziała "mamę poparzoną, ale nie płonącą". "Nieprawdopodobne jest też - i sprzeczne z zasadami doświadczenia życiowego - że pokrzywdzona, będąc słupem ognia, mogła w tym stanie jeszcze dwukrotnie dzwonić do swojej teściowej, a na samym telefonie nie było śladów nadpalenia" - argumentował obrońca Marcina Ch. Po tym, jak obrona Ch. wniosła apelację do gdańskiego SA, prokuratura wnioskowała o utrzymanie w mocy kary dożywocia. "Wbrew twierdzeniom obrony, sąd I instancji prawidłowo ustalił wszystkie okoliczności zdarzenia. O tym, że pokrzywdzona zamieniła się w słup ognia, świadczą nie tylko szczegółowe zeznania świadków, ale również opinia biegłego z zakresu pożarnictwa oraz wyniki sekcji zwłok" - mówiła przed sądem 25 maja prokurator Małgorzata Krzyżanowska. Do zdarzenia doszło 28 marca 2015 r. w Koronowie (Kujawsko-Pomorskie) - w domu, w którym mieszkał Marcin Ch. z żoną Natalią Ch. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, zobaczyli ciężko poparzoną kobietę. Zatrzymany Marcin Ch. przyznał, że to on doprowadził do tej sytuacji. Oskarżony wyjaśniał, że była to jednak sprawa przypadku. Twierdził, że jego żona w pewnym momencie przyniosła do piwnicy kilkulitrowy baniak z rozpuszczalnikiem, następnie między obojgiem doszło do szamotaniny, substancja się rozlała, a potem nagle pojawił się ogień. Natalia Ch. zmarła w szpitalu specjalistycznym dziewięć dni później - poparzenia objęły 70 proc. ciała. Udzielającym jej pomocy lekarzom powiedziała, że to mąż oblał ją rozpuszczalnikiem i podpalił. Motywy czynu oskarżonego nie są do końca jasne. W tle dramatu był konflikt małżeński. Według prokuratury, oskarżony mógł popełnić przestępstwo z dwóch powodów: żona chciała go zostawić lub przeciwnie - wbrew żądaniom Marcina Ch. - nie chciała się wyprowadzić z domu. Gdy poparzona kobieta wybiegła z domu i krzyczała, wzywając pomocy, świadkowie opisali ją jako "słup ognia". W tym czasie, według sąsiadów, oskarżony siedział na schodach i obserwował całe zdarzenie bez żadnej reakcji. Marcin Ch. ma już na swoim koncie wyrok w zawieszeniu za posiadanie narkotyków i handel nimi.