Organizowany po raz piąty marsz w Hajnówce (woj. podlaskie) od początku wzbudza emocje, bo upamiętnia m.in. postać kpt. Romualda Rajsa "Burego". To jego oddziały podziemia niepodległościowego w 1946 r. spacyfikowały kilka wsi w okolicach Bielska Podlaskiego, zamieszkiwanych przez prawosławną ludność pochodzenia białoruskiego. Zginęło wówczas 79 osób, w tym dzieci. W odpowiedzi na marsz środowisk narodowych, społecznicy i mieszkańcy Hajnówki zorganizowali w niedzielne południe uroczystość upamiętniającą ofiary wydarzeń sprzed 74 lat. W ramach akcji "Wiecznaja Pamiat'/Wieczna Pamięć", która jest organizowana od 2018 roku, przy pomniku poświęconym ofiarom wojen, przemocy i represji odczytane zostały nazwiska ofiar pacyfikacji i zapalono znicze. W Hajnówce pojawili się dziś także politycy Lewicy, m.in. Adrian Zandberg i kandydat na prezydenta Robert Biedroń. "Jesteśmy tu, by jasno stanąć po stronie ofiar" - napisał Biedroń na Twitterze. "Od słów do czynów droga jest krótka. Przypomniał to nam były więzień Auschwitz Marian Turski, kiedy mówił, że jedenaste przykazanie brzmi 'nie bądź obojętny'. Dlatego właśnie dzisiejsza nieobecność w Hajnówce urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy jest tak wymowna" - skomentował. Marsz, w którym według policji wzięło udział około 150 osób, próbowała zatrzymać grupa ok. 30 osób, które usiadły na jego trasie pod dużym banerem z hasłem: "Bury nie jest naszym bohaterem" i logo ruchu Obywatele RP; protestujący mieli w rękach tablice z imionami, pierwszymi literami nazwisk, wiekiem i datą śmierci ofiar pacyfikacji sprzed 74 lat. Po wezwaniu do zachowań zgodnych z prawem, policjanci usunęli na chodnik i otoczyli kordonem wszystkich protestujących, zanim w to miejsce doszedł marsz. Tylko kilka osób zeszło z ulicy dobrowolnie, resztę policjanci przenieśli.