Auto na dachu, obok pięć dorosłych osób. "Nie wiadomo kto kierował"
Oprac.: Aleksandra Wieczorek
Pięcioro dorosłych, roczne dziecko, a obok auto po dachowaniu - taki widok zastali na miejscu wypadku radzyńscy policjanci. Spośród grupy pełnoletnich pasażerów tylko 19-letnia matka dziecka była trzeźwa. Gdy funkcjonariusze próbowali się dowiedzieć, kto z zebranych był kierowcą, wszyscy zgodnie twierdzili, że auto prowadziła inna osoba, która uciekła z miejsca zdarzenia. Dopiero następnego dnia, po wytrzeźwieniu, 39-latek "przypomniał sobie", że to on siedział za kierownicą z niemal dwoma promilami alkoholu w organizmie.

Zgłoszenie w sprawie zdarzenia drogowego w miejscowości Ostrówki (woj. lubelskie) policjanci z KPP w Radzyniu Podlaskim otrzymali w niedzielę około godz. 17. Gdy ruszyli na miejsce, zastali tam samochód osobowy marki Toyota Yaris leżący na dachu, na środku pola uprawnego.
Tuż obok pojazdu znajdowało się trzech mężczyzn w wieku 26, 39 i 43 lat, a także dwie kobiety - 36-letnia oraz 19-letnia, która na rękach miała swoje roczne dziecko.
Auto po dachowaniu na środku pola. Obok pięć osób i małe dziecko
Nikt nie przyznawał się do kierowania autem. Zgodnie z relacją grupy, obecny był z nimi jeszcze inny mężczyzna, który uciekł z miejsca zdarzenia przed tym, jak dotarli tam policjanci. Jak zgodnie twierdzili, to on prowadził samochód.
Gdy funkcjonariusze zdecydowali o przeprowadzeniu badań trzeźwości, okazało się, że wszyscy oprócz 19-latki byli pod wpływem alkoholu.
Jak także ustalono, roczne dziecko nie było przewożone zgodnie z przepisami. Matka trzymała malucha na kolanach. Kobieta wraz z dzieckiem została zabrana do szpitala.
Dopiero po wytrzeźwieniu 39-latek "przypomniał" sobie, że to on kierował
Uczestnicy wypadku zostali zatrzymani i trafili do policyjnego aresztu. Po wytrzeźwieniu przesłuchano 39-letniego właściciela toyoty i to wtedy właśnie "przypomniał" sobie, że to on kierował samochodem. Podczas jazdy miał w organizmie niemal dwa promile alkoholu. Przekazał, że na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem, co skutkowało dachowaniem. Jak stwierdził, chciał tylko odwieźć kolegę do domu, "a wyszło jak wyszło".
39-latkowi, który za swoje zachowanie odpowie przed sądem, grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności. "Musi się również liczyć z zapłatą świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej w kwocie nie mniejszej niż pięć tysięcy złotych, a także orzeczeniem przez sąd zakazu kierowania pojazdami na minimum trzy lata" - przekazał podkomisarz Piotr Mucha z KPP w Radzyniu Podlaskim.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!