Nie samym filmem żyje festiwal w Wenecji
Widzowie trwającego w Wenecji 57. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego przeżywają dreszcze emocji. Po thrillerze autorstwa mistrza gatunku - Alfreda Hitchcocka, są świadkami europejskiej premiery nowego filmu Roberta Zemeckisa.
Okazuje się, że twórca "Powrotu do przyszłości" - Robert Zemeckis - nadal pasjonuje się zjawiskami paranormalnymi. Jego ostatnie dzieło - "What lies beneath" - to podtrzymująca w napięciu do samego końca opowieść o wierze w duchy. W filmie główne role grają Michelle Pfeiffer i Harrison Ford.
Na Festiwalu mówi się wbrew pozorom nie tylko o kulturze czy romansach gwiazd. W dyskusjach toczących się w festiwalowych kuluarach porusza się i komentuje także problemy natury społecznej i politycznej. Po Sharon Stone, która otwarcie skrytykowała papieża i Watykan za utrudnianie walki z AIDS, spore kontrowersje wywołał Robert Altman.
Amerykański reżyser, który prezentuje na weneckim konkursie swój najnowszy film "Doktor T and the Woman", przyznał w wywiadzie dla włoskiej telewizji, że każdego wieczoru modli się o to, aby George Bush-junior nie wygrał zbliżających się wyborów prezydenckich w USA. Zdaniem Altmana zwycięstwo kandydata Republikanów byłoby "wielką porażką dla całego amerykańskiego społeczeństwa". - On (Bush-junior) jest po prostu niebezpieczny, niewykształcony i nieinteligentny. To synalek wpływowego polityka, który robi tylko to, co rozkazuje mu ojciec. Reprezentuje najbogatszych ludzi Ameryki, którzy myślą jak zgromadzić jeszcze więcej kasy - mówił Altman. Reżyser oznajmił, że jeśli jego modlitwy nie zostaną wysłuchane i Al Gore przegra w prezydenckich wyborach, po prostu wyprowadzi się z USA i nie będzie więcej kręcił tam filmów. Tymczasem - wybory w USA są już w listopadzie, a z najnowszych sondaży wynika, że lekką przewagę ma... Bush-junior.
Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF FM z Wenecji, Tomasza Surdela: