Kawiarniane salony literackie
Zostały po nich anegdoty i wspomnienia. Przedwojenne kawiarnie literackie były miejscami, w których rozprawiano o sztuce i literaturze, wymieniano poglądy i dowcipkowano. Niemal wszystkie zakończyły żywot wraz z wybuchem II wojny światowej.

Wiele kawiarni, zwłaszcza tych literackich porównać można było do miniaturowych teatrów, w których znani bywalcy i przypadkowi goście codziennie odgrywali swoje role. Ci pierwsi pogrążali się w intelektualnych rozmowach i dyskusjach. Drudzy - biernie w nich uczestniczyli, starając się przy tym nie pokazywać po sobie zainteresowania debatami artystów i literatów. - Czuliśmy się jak na najweselszej sali fechtunkowej, wszyscy co i raz tryskali śmiechem, a przysłuchujący się z szacunkiem kelner w kilka lat później powiedział mi (już w innej cukierni), że nas kochał - wspominał po latach kawiarniane rozmowy dramatopisarz i prozaik Wacław Grubiński.
Jeszcze na początku lat dwudziestych, w słynnych warszawskich kawiarniach - U Miki, Nadświdrzańskiej - rzadko proszono o małą czarną. Częściej o szklankę mleka, maślankę i kefir. Jedna z nich - Udziałowa - położona przy Nowym Świecie, w miejscu dzisiejszego Empiku - swoją nazwę zawdzięczała pierwszej w mieście Warszawskiej Mleczarni Udziałowej. W niej często gościł Franciszek Fiszer - filozof i erudyta, przyjaciel Skamandrytów - barwna postać 20-lecia międzywojennego. To on wysłał do Juliana Tuwima telegram o następującej treści: "Czy abrakadabryczne elukubracje immanentnej negacji transcendentują nicość samą w sobie?" Tylko wybrani mogli w Udziałowej zasiadać przy stoliku Franciszka Fiszera, a byli nimi: Bolesław Leśmian, Władysław Reymont, Feliks Jabłczyński i Julian Tuwim.
Podobno kawę zaczęto pić w Małej Ziemiańskiej, słynnym warszawskim lokalu przy ulicy Mazowieckiej - w latach dwudziestych ruchliwej arterii miasta. O podawanym tam napoju z przekąsem mówiono, że “jest bardziej mały niż czarny". Jednak nikt nie podważał jakości sprzedawanych w Ziemiańskiej pączków i ciastek - podobno najlepszych w mieście. Z kawiarni było blisko do Filharmonii, Salonu Sztuki Garlińskiego i wydawnictwa “Rój". Dlatego bardzo szybko stała się ona jednym z najpopularniejszych miejsc spotkań inteligencji warszawskiej. - Tu na półpięterku, przy stoliku wsuniętym między dwiema ścianami, omawia się zdarzenia każdego dnia literackiego. Tu się decyduje o powodzeniu nowo wystawianej sztuki teatralnej, odkrywa nowe talenty, tu się rodzą najlepsze dowcipy, które w kilka godzin później obiegają całą Warszawę - wspominała po wojnie Irena Parandowska. Stałymi bywalcami lokalu byli: Jan Lechoń, generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Antoni Słonimski, Kazimierz Wierzyński i Julian Tuwim. Wszyscy oni mieli w Ziemiańskiej własny stolik zwany "górką". Do lokalu często zaglądał aktor Eugeniusz Bodo, odwiedzały ją Maria i Magdalena Kossakówny, a także słynny Franciszek Fiszer. Po wykładach wpadali tam profesorowie z usytuowanego opodal Uniwersytetu Warszawskiego. To w Ziemiańskiej występował przed wojną zespół polskich tenorów - Chór Dana, w którym śpiewał Mieczysław Fogg. O niej też w wierszu “Śmierć poety" pisał w 1930 roku Konstanty Ildefons Gałczyński.
Malarz, filozof i matematyk - Leon Chwistek - mawiał, że w całej Warszawie nie ma tylu osób inteligentnych, ile ich przychodzi do jednej krakowskiej kawiarni. Miejscem, w którym bez wątpienia nie cichły intelektualne dyskusje była od początku XX wieku Jama Michalika. Lokal założony przez lwowskiego cukiernika, Jana Michalika, stał się ulubionym miejscem spotkań pisarzy, aktorów i malarzy. Tam rodziły się idee Młodej Polski. Kawiarnię często odwiedzał Stanisław Przybyszewski - propagator hasła "sztuka dla sztuki". Bywali tam również Lucjan Rydel, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Józef Mehoffer, Jacek Malczewski i Stanisław Wyspiański. Ten ostatni zaoferował właścicielowi kawiarni, że w zamian za kupienie farb ozdobi ją malowidłami. Michalik stwierdził jednak, że nie jest to dobry pomysł. Potem skarżył się Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu, że źle postąpił. Na początku XX wieku w Jamie Michalika występował słynny kabaret "Zielony Balonik", tam też organizowano licytacje na rzecz bezdomnych artystów. Klepiący biedę goście lokalu nieraz regulowali rachunki ozdabiając kawiarniane sale improwizowanymi rysunkami i satyrycznymi wierszykami.
Wydawało się, że bywalcom kawiarni literackich nie straszna była nawet wojna. - Pułki niemieckie już koncentrowały się wzdłuż naszych granic, a my jak wczoraj, jak przed rokiem, mówiliśmy wciąż o tym samym, o Prouście i Dostojewskim, o Gogolu i Słowackim, na pomnik wznosiliśmy Rimbauda lub Majakowskiego - wspominał warszawską kawiarnię Zodiak poeta i prozaik Stanisław Piętak. Poeci Józef Czechowicz i Władysław Sebyła umówili się nawet, że spotkają się w Zodiaku tydzień po wyzwoleniu. Pierwszy zginął 9 września 1939 roku w bombardowaniu. Drugiego rok później zamordowali w Charkowie sowieci. Słynna kawiarnia została zaś zbombardowana w pierwszym miesiącu wojny.
EW