Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Zagadka Pustynnej Burzy

15 lat temu Saddam Husajn sromotnie przegrał wojnę z Ameryką. Ale politycznie ją wygrał. Jak to było możliwe?

Irak nie cieszy się względami Allacha. Odkąd ten przebogaty w ropę naftową kraj dostał się pod dyktatorskie rządy Saddama Husajna, nieszczęście goniło nieszczęście. Najpierw wódz narodu, któremu marzyło się przywództwo całego świata arabskiego, wdał się w wyniszczającą wojnę z Iranem. Saddam mógł tu jednak liczyć na poparcie Zachodu, z USA na czele, i bloku radzieckiego. Eksportu islamskiej rewolucji ajatollahów z Iranu nie życzył sobie cały Bliski Wschód, włącznie z Izraelem. Dlatego Amerykanie przyznali Irakowi sporą pomoc finansową i przymknęli oczy na politykę reżimu Husajna, który zbliżył się do Sowietów, popierał terroryzm palestyński wymierzony w Izrael i sprzeciwiał się pokojowi arabsko-izraelskiemu.

Amerykańska pomoc gospodarcza bardzo przydała się Saddamowi, kiedy koszty wieloletniej krwawej wojny z Iranem wpędziły Irak w gigantyczne długi. Zyskami ze sprzedaży ropy nie dało się tego naprawić, bo były po prostu za małe. Wojna zniszczyła instalacje naftowe lub odcięła do nich dostęp. Pod koniec lat 80. konflikt iracko-irański zakończył się remisem: oba kraje, choć skrajnie wyczerpane wysiłkiem wojennym, obwieściły propagandowe zwycięstwo i zaczęły lizać rany.

Prezydent Husajn liczył, że Amerykanie i inne państwa Zachodu nie zmienią teraz radykalnie swego nastawienia do Iraku. Zaczął naciskać na Kuwejt w nadziei, że ten niewielki, ale bogaty ropą emirat ugnie się i zasili pustą kasę irackiego dyktatora. Saddam oskarżał władze kuwejckie, że celowo zaniżają ceny ropy naftowej i łamią ustalenia dotyczące limitów wydobycia, a to wyrządza ogromne straty gospodarce irackiej. Husajnowska lista grzechów Kuwejtu miała być dłuższa - Bagdad oskarżał też Kuwejt o podkradanie ropy naftowej - ale w istocie chodziło o jedno: o wyduszenie z emiratu kontrybucji mających podreperować ekonomiczną kondycję Iraku. Irak był winien Kuwejtowi ok. 15 mld dol. Jeśli mamy ten dług spłacać - przekonywał Bagdad - nie możemy się godzić na kuwejcką politykę naftową.

Saddam miał też plan jeszcze bardziej agresywny. Ponieważ Irak uważał Kuwejt za twór sztuczny, oderwany od prowincji Basra po rozpadzie państwa osmańskiego po I wojnie światowej, reżim w Bagdadzie szykował się do jego zagarnięcia. Aneksja Kuwejtu dałaby Irakowi wielkie korzyści: kontrolę nad jego polami naftowymi i przesunięcie granic państwowych pod Arabię Saudyjską. Irak miał u Saudów dług sięgający 30 mld dol. Gdyby armia iracka weszła do Kuwejtu, pobliskie, szczególnie obfite, saudyjskie złoża naftowe znalazłyby się niemal o rzut beretem. Udana inwazja na Kuwejt mogłaby skutecznie zniechęcić Saudyjczyków do twardego egzekwowania długów, a irackie wojsko mogło uderzyć na królestwo, gdyby kiedyś na Bliskim Wschodzie powstała sprzyjająca temu polityczna koniunktura.

Sprawa zrobiła się zatem śmiertelnie poważna. Rząd ówczesnego prezydenta USA George'a Busha, ojca obecnego, dostrzegł rosnące zagrożenie. Wojny z Irakiem - i tę sprzed 15 lat, i tę z 2003 r. - przedstawia się czasem jako amerykańskie wojny o kontrolę nad bliskowschodnią ropą naftową. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana niż to nośne hasło antyamerykańskiej propagandy. Ale w wypadku wojny nad Zatoką Perską w 1991 r. o ropę niewątpliwie chodziło. Ameryka chciała bronić takiego układu sił na Bliskim Wschodzie, który gwarantowałby jego polityczną stabilność, a dzięki niej - nieprzerwane dostawy tamtejszej ropy naftowej dla gospodarki światowej, nie tylko amerykańskiej. W tym sensie Ameryka pilnowała interesów swoich, ale i znacznej części świata, której zależało na handlu z Bliskim Wschodem.

Inwazja na Kuwejt nie godziłaby jednak w te globalne interesy tak mocno, jak ewentualna agresja Iraku na Arabię Saudyjską lub upadek monarchii saudyjskiej pod ciosami jakiejś wewnętrznej rewolty i dojście tam do władzy sił antyzachodnich. Logika polityczna wydawała się więc wyjątkowo jasna: Saddam nie mógł się łudzić, że będzie tolerowany, jeśli wyśle armię poza granicę Iraku. Nie mógł, lecz wysłał. Jak do tego doszło, to pierwsza zagadka.

Saddam Husjan miał pewne podstawy, by sądzić, że napaść na Kuwejt ujdzie mu na sucho. Do legendy przeszło jego spotkanie w lipcu 1990 r. z ówczesną ambasador USA w Iraku. Wojska irackie koncentrowały się już nad granicą z Kuwejtem. Pani ambasador miała wyraźne instrukcje. Powtórzyła, że Waszyngton nie zamierza ingerować w konflikty wewnątrzarabskie, ale oczekuje, że takie sprawy sporne zostaną rozwiązane na drodze dyplomatycznej z udziałem Ligi Arabskiej. Być może Husajn zrozumiał to tak, że Ameryka podtrzymuje zasadę neutralności, a sprawę Kuwejtu uważa właśnie za wewnętrzny problem świata arabskiego.

Wkrótce potem, 2 sierpnia 1990 r., armia Iraku weszła do Kuwejtu. Inwazję przedstawiono jako jego wyzwolenie i powrót na łono irackiej ojczyzny. Reakcja była natychmiastowa. Inaczej niż w wojnie 2003 r., ONZ i Liga Arabska przemówiły jednym głosem - potępienia. Tylko Organizacja Wyzwolenia Palestyny Jasera Arafata i Libia stanęły po stronie Iraku. Arafat chwalił Saddama w nadziei, że teraz przyjdzie czas na wyzwolenie Palestyny. Nie były to mrzonki. Husajn wielokrotnie groził, że zaatakuje Izrael w odwecie za ewentualne uderzenie na Irak. Możliwe, że ten szantaż miał też odstraszyć Amerykanów od podjęcia akcji przeciwko Irakowi po aneksji Kuwejtu.

Wydając rozkaz ataku na Kuwejt Saddam mógł też kalkulować, że Amerykanów będzie paraliżował inny strach: przed powtórką z Wietnamu. Irak miał przecież potężną półmilionową armię, doborowe jednostki Gwardii Republikańskiej, radzieckie pociski Scud produkowane z myślą o uderzeniu wojsk Układu Warszawskiego na Europę Zachodnią, składy broni chemicznej i biologicznej, w tym zapasy wąglika, przekazane jeszcze przez Amerykanów podczas wojny iracko-irańskiej, i mniej lub bardziej dyskretną życzliwość Francji, Niemiec i Związku Radzieckiego.

Kalkulacje Saddama zderzyły się boleśnie z błyskawicznie zmontowanym frontem antyirackim. Mając mandat Narodów Zjednoczonych, Amerykanie zaczęli przygotowania do wielkiej akcji przeciwko agresji Iraku. Chodziło o wyparcie Irakijczyków z Kuwejtu, przywrócenie sytuacji geopolitycznej sprzed 2 sierpnia 1990 r. i udaremnienie ewentualnej agresji na Arabię Saudyjską. Irak został obłożony sankcjami ekonomicznymi. ONZ i Liga Arabska dały jednak Saddamowi czas na wycofanie się z Kuwejtu - do 15 stycznia 1991 r. Tymczasem Waszyngton formował antysaddamowską koalicję, podkreślając, że jej wrogiem nie jest naród iracki, lecz reżim Husajna w Bagdadzie i jego polityka. Do koalicji montowanej przez ówczesnego amerykańskiego ministra spraw zagranicznych Jamesa Bakera zgłosiło akces ponad 30 państw, w tym Polska, Czechy i Węgry oraz liczna grupa krajów muzułmańskich i arabskich, którym regionalne ambicje Saddama zupełnie nie odpowiadały.

Nie wszystkim podobała się ta wielka mobilizacja przeciwko Saddamowi. W USA ruch antywojenny wiecował pod hasłem No Blood for Oil (Nie damy krwi za ropę), ale skala protestów była znacznie mniejsza niż w czasie wojny w Wietnamie, a notowania popularności prezydenta Busha seniora szybowały w górę. Rząd w Waszyngtonie dodał do listy zarzutów przeciwko polityce Husajna masowe naruszanie praw człowieka i tajne prace nad irackim programem nuklearnym.

Ruszyła kampania propagandowa, przedstawiająca poczynania Bagdadu jako niczym nieuzasadnioną nagą przemoc. Waszyngton oczekiwał od Iraku bezwarunkowego wykonania rezolucji ONZ. Irak próbował grać dyplomatycznie, żądając w zamian za wyjście z Kuwejtu wycofania wojsk syryjskich z Libanu (do czego doszło wiele lat później, już po obaleniu reżimu Saddama) i wojsk izraelskich z okupowanej Strefy Gazy, Wzgórz Golan i Zachodniego Brzegu. W bardzo napiętej sytuacji Amerykanie oczekiwali od Izraela oficjalnej neutralności, by nie utrudniać działania koalicji antyirackiej z udziałem państw arabskich, tradycyjnie niechętnych państwu żydowskiemu. Izrael nie włączył się do konfliktu, nawet po ostrzelaniu Tel Awiwu i Jerozolimy irackimi Scudami.

Równolegle z akcją dyplomatyczną i propagandową szła akcja wojskowa. Jej filarem były siły amerykańskie kierowane do Arabii Saudyjskiej w ramach operacji Pustynna Tarcza. Jak wyglądało przygotowanie wojsk koalicji do wojny z Irakiem, opowiada wyświetlany właśnie w polskich kinach film "Jarhead. Żołnierz piechoty morskiej". W potwornych pustynnych upałach Amerykanie, Anglicy, Francuzi i jednostki innych krajów sojuszniczych szykowały się do uderzenia na Kuwejt i Irak. Młodzi mężczyźni czekali na rozkaz ataku. Nie wszyscy wierzyli, że Saddam Husajn jest śmiertelnym zagrożeniem dla wolnego świata, ale zdecydowana większość po prostu chciała robić swoje, czyli walczyć już nie na ćwiczebnych poligonach lub w salach symulacji komputerowych, tylko na prawdziwej wojnie.

Rozkaz nadszedł nocą z 16 na 17 stycznia 1991 r. Zmasowane ataki lotnictwa otwarły operację Pustynna Burza. Ta wojna miała być wojną supernowoczesną - szybką, precyzyjną, zadającą maksymalne straty siłom przeciwnika, ale możliwie jak najmniejsze ludności cywilnej, a przede wszystkim kosztującą jak najmniej istnień ludzkich po własnej stronie. Naczelni dowódcy sił koalicji antysaddamowskiej należeli przecież do pokolenia wojny wietnamskiej.

Amerykański generał Norman Schwarzkopf, dowodzący ponadpółmilionowymi siłami aliantów z Rijadu w Arabii Saudyjskiej, chciał oczywiście wygrać z Irakiem, ale sen z oczu spędzała mu wizja ciężkich strat we własnym wojsku i ugrzęźnięcia kampanii wojennej w impasie podobnym do wietnamskiego. Tego samego obawiali się politycy: prezydent Bush, jego ministrowie, a także szef połączonego kolegium dowódców amerykańskich sił zbrojnych gen. Colin Powell. Dlatego postawiono na plan długich i intensywnych bombardowań, po których miałby nastąpić atak sił lądowych. W skrytości ducha dowódcy i planiści koalicyjni liczyli, że do wygrania wojny wystarczy jej faza powietrzna.

Koalicja szybko osiągnęła przewagę w walce o niebo nad Kuwejtem i Irakiem. Ponad 2 tys. samolotów bojowych najnowszych generacji, inteligentne pociski, systemy dowodzenia, naprowadzania i tankowania paliwa etap po etapie wykonywały dokładnie zaplanowane dzieło wojny, niszcząc siły i instalacje wojskowe przeciwnika. W maju 1991 r., już po przerwaniu działań wojennych, prezydent Bush oświadczył, że ta wojna "nauczyła nas, iż należy zdobyć przewagę bojową na niebie: uderzenia naszych sił lotniczych były najbardziej skuteczne, a mimo to humanitarne, w całej dotychczasowej historii wojen".

Po ponad 40 dniach nalotów wojenne zdolności Iraku legły w gruzach. Linie zaopatrzenia i dowodzenia zostały przerwane, drogi, mosty, fabryki, elektrownie i sieci energetyczne - zniszczone, morale armii irackiej - podcięte. Ale Kuwejt nadal pozostawał w rękach sił irackich. Nadchodziła chwila najtrudniejsza psychologicznie i politycznie: moment podjęcia decyzji o ataku na lądzie.

Na to właśnie liczył Husajn: że kompleks wietnamski sparaliżuje Amerykanów i zaczną oni zabiegać o pertraktacje pokojowe. Przez pół roku nie tylko alianci szykowali się do ataku, Irak - także. W Kuwejcie i nad granicą kuwejcko-saudyjską stało irackie wojsko, chronione niezliczonymi polami minowymi, piaskowymi zaporami, okopami i zasiekami z drutu kolczastego. W rezerwie Irak miał doborowe jednostki Gwardii Republikańskiej i siły pancerne, które tak doskonale sprawdziły się w wojnie z Iranem. Mimo zniszczeń i strat po kampanii powietrznej, wciąż 400 tys. ludzi pod bronią.

Nerwowo robiło się też na scenie międzynarodowej. Choć Rosjanie poparli rezolucje ONZ przeciwko Irakowi, ówczesny przywódca radziecki Michaił Gorbaczow dawał do zrozumienia, żeby zawiesić atak lądowy i stworzyć Husajnowi możliwość honorowego wycofania się z Kuwejtu. Także prezydent Francji Mitterrand sugerował rokowania pokojowe. Doradcy prezydenta Busha nalegali jednak, by te oferty odrzucić - Saddam miał dość czasu, aby wycofać się z Kuwejtu, teraz musi ponieść konsekwencje swojego uporu. Ryzyko strat istnieje, Irak może użyć broni chemicznej, ale raz puszczonej w ruch machiny wojennej nie wolno w tym momencie zatrzymywać. Amerykanie nie wykluczali, że w odwecie za użycie broni chemicznej przeciwko koalicji zbombardują tamy na Eufracie i Tygrysie, zatapiając Bagdad.

24 lutego 1991 r. siły koalicji - ku zaskoczeniu Saddama, który jednak wciąż liczył na rozejm - ruszyły do ataku na Kuwejt. W ciągu kilku dni wojska lądowe - głównie amerykańska piechota morska - wyparły Irakijczyków. Pomogły dobra pogoda i klasyczny manewr maskujący, pozorowana inwazja z morza, który zdezorientował dowództwo irackie. Z czarnych scenariuszy sprawdził się tylko jeden: wycofujący się Irakijczycy podpalili setki szybów naftowych, niebo zasnuł na długie miesiące gęsty, smolisty dym, zamieniając pole walki w niemal dantejskie piekło.

Może gdyby Irak zdecydował się na wcześniejsze uderzenie z Kuwejtu na tereny saudyjskie, którego tak obawiał się Zachód, lub gdyby Irakijczycy nie uciekli z Kuwejtu, tylko bronili się metodami partyzantki miejskiej - jak czynią to teraz w Bagdadzie i innych miastach - losy konfliktu potoczyłyby się nieco inaczej. Jak? - pozostanie to wielką zagadką tej wojny.

Przedsmak tego scenariusza dało celne trafienie w amerykańskie koszary w saudyjskim Dahranie irackim pociskiem Scud 25 lutego - zginęło wówczas 28 żołnierzy USA, prawie 100 odniosło rany. Gdyby taki atak zdarzył się w pierwszych dniach wojny, a jego skutki zobaczyli w telewizji Amerykanie, obraz konfliktu zmieniłby się dramatycznie. Nic dziwnego, że koalicja od samego początku starannie cenzurowała doniesienia mediów z frontu. Ta kontrola władz wojskowych była tak głęboka, że niektórzy krytycy wojny ogłosili, że opinia międzynarodowa w ogóle nie poznała prawdy. To była wojna, której nie było: wirtualna konstrukcja medialna na użytek propagandy zwycięzców.

Taktyka okazała się jednak skuteczna do tego stopnia, że skorzystano z niej powtórnie podczas wojny 2003 r. Ale zarzut nie był czystą demagogią. Do dziś nie wiemy dokładnie, jakie były straty wśród ludności cywilnej i w siłach irackich. Początkowe doniesienia mówiły na przykład, że podczas ataku na Kuwejt tysiące żołnierzy irackich zginęło pod amerykańskimi buldożerami i czołgami uzbrojonymi w pługi; ostatecznie okazało się, że tych ofiar było około kilkuset, może tylko 150. Na pewno jednak bilans strat był porażającym dowodem skuteczności i przewagi aliantów: koalicja straciła 240 ludzi, w tym 146 Amerykanów, Irak - ok. 25 tys. żołnierzy i 2,5 tys. cywilów (od 2003 r. w Iraku zginęło ok. 30 tys. cywilów i ponad 2 tys. żołnierzy amerykańskich). Po wyzwoleniu Kuwejtu - zasadniczym strategicznym celu wojny - siły alianckie wdarły się do Iraku. Kampania lądowa trwała w sumie sto godzin - 27 lutego 1991 r. wstrzymano działania wojenne.

Dlaczego przywódcy koalicji nie pozwolili wojsku zająć Bagdadu i schwytać lub zabić prezydenta Husajna? Oto być może największa zagadka tamtej wojny. Ale odpowiedź nie jest taka trudna: chodziło o politykę. Antysaddamowskie państwa arabskie coraz bardziej niepokoiła skala zniszczeń i destabilizacja Iraku, nie chciały one, by Husajn stał się bohaterem i męczennikiem sprawy arabskiej. Amerykanie nie chcieli ryzykować dalszych walk, czyli dalszych strat - wystarczyło im, że kręgosłup reżimu Saddama został przetrącony, a monarchia Saudów - zachowana. Zgodzili się na pertraktacje pokojowe z wysłannikami Husajna, a bez obecności niego samego.

Był to poważny błąd polityczny: pozwolił Saddamowi odciąć się później od ustaleń jego generałów. Na dodatek pozwolono siłom irackim korzystać z wojskowych helikopterów, co posłużyło Saddamowi do brutalnego stłumienia buntów irackich szyitow i Kurdów, do których doszło po wojnie. Amerykanie nie chcieli rozpadu Iraku, a prezydent Bush mógł się powołać na mandat ONZ, który mówił o wyzwoleniu Kuwejtu, ale nie o obaleniu Saddama. Nikt w najbliższym otoczeniu Busha nie kwestionował jego decyzji o zakończeniu działań wojennych przeciwko Irakowi. Saddam Husajn, choć pokonany, pozostał u władzy na długie 12 lat.

Polityka

Zobacz także