Zabraknie gazu?
Rosyjski koncern Gazprom jest w stanie realizować jedynie niewielką część dostaw do Polski - wynika z wypowiedzi, jakiej udzielił rzecznik naftowego giganta Igor Wołobujew. Gazprom gotów jest rozmawiać z Polską na temat przerw w dostawach.
- Obecnie gaz do Polski trafia przez Ukrainę, przez (punkt zdawczo-odbiorczy) Drozdowicze w ilości 273 tys. metrów sześciennych na dobę - powiedział Wołobujew, jeden z szefów Departamentu ds. Polityki Informacyjnej Gazpromu.
Przy takim tempie dostaw Gazprom byłby w stanie dostarczyć rocznie do naszego kraju tylko znikomą część zakontraktowanego gazu. Dzienne dostawy wynoszące 273 tys. metrów sześciennych dają w skali rocznej zaledwie około 100 mln metrów, podczas gdy zakontraktowany przez Polskę gaz to rocznie około 6,6 mld metrów.
- Strona polska na razie nie przedstawiła żadnych pretensji i odnosi się do zaistniałej sytuacji ze zrozumieniem - zastrzegł rzecznik.
Rzecznik nie chciał powiedzieć, czy koncern naruszył porozumienie z polskim odbiorcą, ani czy gotowy jest na ewentualne wypłacenie odszkodowań. - Na razie nie otrzymaliśmy od Polaków żadnych żądań - powiedział Wołobujew.
- Nie ma obaw, że będą jakieś ograniczenia w dostawach gazu dla odbiorców indywidualnych czy instytucji publicznych - zapewniał wczoraj Marcin Kaszuba, rzecznik rządu. Tak odniósł się do informacji rosyjskiego koncernu naftowego Gazprom o całkowitym przerwaniu transportu gazu przez Białoruś oraz w tranzycie, w tym także do Polski.
- W polskich kuchenkach na pewno nie zabraknie gazu - zapewnia rzeczniczka Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Ale są też inne komentarze: "Spełnił się nasz czarny scenariusz. Dawno już Polska nie otrzymała tak dosadnej lekcji, co to znaczy być uzależnionym od jednego dostawcy i co to znaczy bezpieczeństwo energetyczne" - czytamy w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
"Już wczoraj przestał do nas płynąć rosyjski gaz z jednej z rur przez Białoruś. Na razie gaz mamy, ale jeśli rosyjsko-białoruska wojna gazowa przeciągnie się, to stanie przed nami widmo wygasłej kuchenki i zimnego piecyka" - ostrzega komentator dziennika.
Około 70 proc. rosyjskiego gazu importowanego do Polski z przesyłane jest przez Białoruś. Zużycie gazu w Polsce wyniosło w ubiegłym roku prawie 13 mld m sześc., z czego około 8,5 mld pochodziło z importu, głównie z Rosji.
Gazprom zakręcił kurek, bo zarzuca Białorusinom kradzież gazu dostarczanego tranzytem do państw trzecich. Niemcom i innym krajom (Polsce, enklawie kaliningradzkiej oraz krajom bałtyckim) nie zabraknie gazu, mamy inne gazociągi, które przechodzą głównie przez Ukrainę - zapewnił cytowany przez agencję AFP rzecznik Gazpromu Denis Ignatiew.
Według agencji Bloomberg szefowie Gazpromu chcą, by Białoruś płaciła za gaz o 56% więcej, czyli 50 USD za 1000 metrów sześciennych. Rosyjski koncern transportuje do zachodniej Europy ok. 15 proc. swojego eksportu gazu, wykorzystując do tego gazociągi na Białorusi. Gazprom dostarczał dziennie na Białoruś 64 mln metrów sześciennych gazu i 87 mln metrów sześciennych dziennie do innych krajów.
Dziś w Polsce będą prowadzone rozmowy o współpracy gazowej z Norwegią. Komentator "Gazety Wyborczej" podkreśla, że nie pamięta, by Norwegowie kiedyś odcinali komuś gaz dlatego, że z kimś innym nie mogli się dogadać. Może po dzisiejszych doświadczeniach ktoś zrozumie, że warto spróbować powrócić do rozmów o budowie rurociągu z Norwegii.
Białoruś: to szantaż
Białoruskie władze określiły dzisiaj rano decyzję rosyjskiego Gazpromu o odłączeniu wysyłanego do republiki gazu mianem "szantażu", podczas gdy lider Białorusi Aleksandr Łukaszenka mówił o "zatruciu stosunków" z Rosją.
- Teraz nasze stosunki na długo będą zatruty gazem -powiedział prezydent Białorusi, którego cytuje oficjalna agencja prasowa "Biełta".
Informuje ona na swojej stronie internetowej, że rząd białoruski "zmuszony został" do wprowadzenia ograniczeń w korzystaniu z gazu, a prezydent Łukaszenka odwołał "na konsultacje" swojego ambasadora w Moskwie - kroku takiego w praktyce dyplomatycznej dokonuje się w przypadku nagłego pogorszenia stosunków.
Premier Siarhiej Sidorski zapowiadał jednak, że kłopoty z gazem "nie dotkną obywateli Białorusi". Nie sprecyzował w jaki sposób rząd ma to zapewnić, jednak wczoraj przedstawiciel Ministerstwa Energetyki powiedział agencji RIA "Nowosti", że nie wyklucza sięgnięcia do białoruskich zapasów.
Według białoruskiego rządu "takiego bezprecedensowego kroku, jak wyłączenie ludziom gazu przy prawie 20-stopniowym mrozie, nie było od czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej", jak w krajach b. ZSRR często określa się II wojnę światową.
Gazprom poinformował wczoraj wieczorem o całkowitym przerwaniu transportu gazu na Białoruś oraz w tranzycie, w tym także do Polski i oskarżył białoruskiego monopolistę Biełtransgaz o podkradanie surowca.
"Gazprom został zmuszony do przerwania o godz. 18:00 (czasu moskiewskiego, godz. 16:00 warszawskiego) dostaw rosyjskiego gazu na Białoruś, a także jego tranzytu przez terytorium tej republiki" - napisał na swojej stronie internetowej Gazprom.
Wcześniej tego samego dnia, rosyjska kompania Transnafta-ostatnie przedsiębiorstwo, które dostarczało surowiec na potrzeby odbiorców białoruskich - poinformowała, że zakończyła dostawy, ponieważ Białoruś odebrała już cały zakontraktowany gaz.
Gazprom, którego krok może mieć także konsekwencje dla innych państw odbierających "jamalski" gaz - Polski i Niemiec -twierdzi, że zamierza dostarczać gaz innymi trasami, jednak przyznaje, że w całości nie będzie w stanie zrekompensować utraconych dostaw.
Odpowiedzialność za naruszenie zobowiązań Gazpromu wobec zagranicznych użytkowników rosyjskiego gazu w całości spoczywa na stronie białoruskiej - wskazuje biuro prasowe Gazpromu.
Przerwanie dostaw przez Transnaftę i tranzytu przez Gazprom to kolejne kroki w trwającym od miesięcy konflikcie gazowym między Rosją i Białorusią. Moskwa domaga się od Mińska kupowania gazu po takich samych cenach jak zachodni odbiorcy oraz zgody na prywatyzację Biełtransgazu.
RMF/PAP