Waszczykowski: "Polacy, nic się nie stało"
Drażni mnie, że wszyscy szukają alibi dla siebie w tej chwili. Prezydent zginął i reakcja wszystkich instytucji, które opowiadają, ile to zrobiły, ile to godzin na dobę pracują, boję się, że jest taka, że za chwilę usłyszymy taki śpiew kibiców: "Polacy, nic się nie stało" - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Witold Waszczykowski.
Konrad Piasecki: Prezydencki minister, wiceszef BBN Witold Waszczykowski, dzień dobry.
Witold Waszczykowski: - Dzień dobry, panie redaktorze.
Rosjanie pomagają nam tak jak powinni a nawet bardziej, mówi premier, uspokaja to pana?
- Nie ma tutaj zastrzeżeń do pracy rosyjskiej, mam zastrzeżenia raczej do małej asertywności strony polskiej, która powinna się domagać, nie ze względu, że podejrzewamy o cokolwiek Rosjan, ale to jest po prostu wpadek o skali bezprecedensowej.
Ale powinna się domagać czego?
- Powinniśmy być bardziej włączeni w to śledztwo.
Ale premier mówi, że jesteśmy tak włączeni jak tylko być powinniśmy.
- Skala zainteresowana strony rosyjskiej jest bardzo duża, nasza skala wydawała się przez pierwsze dwa tygodnie mniej proporcjonalna. Wydaje się, że ze względu na ciężar gatunkowy tej katastrofy powinniśmy być bardziej włączeni i dzisiaj prawie 20 dni po katastrofie już powinniśmy mieć pierwsze rezultaty, a przynajmniej eliminować pewne scenariusze, które ciągle krążą.
Wiemy już o 8.41 - to takie najważniejsze ustalenie tych 20 dni śledztwa. Przyznaję, trochę mało.
- Trochę mało, rzeczywiście.
To co, premier robi dobrą minę do złej gry?
- Premier nie prowadzi tego śledztwa, oczywiście ta wypowiedź premiera, włączenie się w to śledztwo, było już od dawna oczekiwane i jest to oczywiście korzystne, że premier to zrobił. Natomiast ja powtarzam, po 20. dniu po katastrofie oczekiwania są większe.
Nowy szef komisji wojskowej, nadzór premiera, to wszystko daje panu nadzieję, że będzie żwawiej i lepiej?
- Mam nadzieję. Chociaż powtarzam, już dzisiaj po 20 dniach pewne elementy, pewne spekulacje powinny być wyeliminowane. Powinniśmy szerzej np. kontaktować się z naszymi sojusznikami z państwami ościennymi, które powinny coś wiedzieć, można wyeliminować pewne spekulacje.
Widzi pan jakieś proste sposoby na to, by szybciej dojść do prawdy?
- Ja nie jestem specjalistą od tych kwestii, jest masę specjalistów zaangażowanych i oni już powinni pewne prawdy przedstawić.
Mówi pan np. o pomocy NATO, monitoringu satelitarnym, co by to mogło zmienić?
- Mogło by to eliminować pewne obawy, które gdzieś tu i ówdzie są podnoszone, że lot mógł być zakłócany przez kogoś, że mogło dojść do jakiejś ingerencji.
Ale te wszystkie zapisy rzeczywiście ktoś ma? Znaczy zapisy, które potrafiłby to wyeliminować?
- Te wszystkie zapisy gdzieś krążą, gdzieś są, są stacje nasłuchowe, są stacje radarowe, są zdjęcia satelitarne, które monitorują tego typu zapisy. Ja też polemizowałbym, że konwencja chicagowska tutaj nas tak bardzo ogranicza. To był jednak samolot wojskowy, należący do pułku wojskowego, lot o charakterze wojskowym i my mamy z tego tytułu pewne prawa, dogadując się oczywiście bilateralnie z Rosją a nie na podstawie konwencji.
Panie ministrze, jestem przekonany, że pan godzinami myśli o tym, co tak naprawdę wydarzyło się w Smoleńsku. Pan ma własną hipotezę tego?
- Nie mam takiej hipotezy, którą mógłbym się oficjalnie dzielić z mediami.
To proszę się podzielić nieoficjalnie.
- Natomiast powiem szczerze, że drażni mnie, jeszcze wracając do tych pierwszych wątków, które pan poruszył, drażni mnie, że wszyscy szukają raczej alibi dla siebie w tej chwili, wszyscy opowiadają ile to zaleceń zostało wprowadzonych. Natomiast prezydent zginął niestety i ta reakcja w tej chwili wszystkich instytucji, które opowiadają ile to zrobiły, ile to godzin na dobę pracują, boję się, że jest taka, że za chwilę usłyszymy taki śpiew kibiców: "Polacy, nic się nie stało".
Ale uważa pan, że rzeczywiście jest jakaś instytucja, którą można obciążyć odpowiedzialnością za to, co się stało? Czy to nie jest na siłę szukanie winnych, że tak naprawdę...
Zginął prezydent i grono dostojników państwowych, ktoś popełnił błąd.
Ale minister obrony powinien podać się do dymisji? Są takie żądania.
- Minister obrony jest zwierzchnikiem tego pułku. Nie wiem, czy chodzi o podanie się do dymisji ale wydaje mi się, że pewne podejście do tego jest sprawą honoru. Premier chyba zrozumiał, że minister obrony nie może być sędzią we własnej sprawie i przekazał nadzór nad tą komisją ministrowi spraw wewnętrznych.
Honorowym wyjściem byłoby odejście ministra obrony?
- Ja nic nie chcę sugerować, ale ja bym się bardziej honorowo zachował.
Czyli co by pan zrobił?
- Oddałbym się do dyspozycji. Uważałbym sam, nie czekając na decyzję premiera, że kto inny powinien prowadzić to śledztwo.
A nie jest tak, że w gruncie rzeczy małe błędy przy przygotowaniu tej wizyty popełnili wszyscy: Biuro Ochrony Rządu, MON ale także Kancelaria Prezydenta?
- Ja nie dostrzegam błędu Kancelarii Prezydenta.
Na pokładzie tego samolotu znaleźli się wszyscy dowódcy wojskowi. To Kancelaria Prezydenta wysyłała im zaproszenia, to Kancelaria Prezydenta zdecydowała, kto tam się znalazł.
- Kancelaria Prezydenta zaprasza do delegacji i do udziału w uroczystościach. Kiedy taka lista jest skompletowana, zostaje ona przedstawiana dwóm instytucjom: kancelarii premiera i Ministerstwu Obrony Narodowej. Kancelaria Prezydenta nie posiada własnych możliwości logistycznych, własnego transportu. Cały transport prezydenta, jego delegacji zależy od przyznania środków transportu przez kancelarię premiera i Ministerstwo Obrony Narodowej.
Panie ministrze, w takim razie, czyją winą jest to, że dowódców było tak wielu na pokładzie jednego samolotu? Proszę wskazać winnego. Czy jest to Kancelaria Prezydenta, MON, czy kancelaria premiera?
- O przyznaniu samolotu decyduje ustalenie między szefem kancelarii premiera a ministrem obrony narodowej. Z tej decyzji wynika, w jaki sposób prezydent jest transportowany na miejsce uroczystości.
I to oni odpowiadają za to?
- To jest ich decyzja.
Powinni protestować przeciwko obecności tylu generałów na pokładzie?
W tej chwili badamy te procedury. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zostało upoważnione przez marszałka Sejmu, aby sprawdzić, czy istnieją jakiekolwiek procedury przetransportowania takich delegacji na uroczystości państwowe czy międzynarodowe.
Prowadzicie własne śledztwo w tej sprawie?
- Został stworzony zespół pod kierunkiem byłego wiceministra Spraw Wewnętrznych - Pawła Solocha, który ma obowiązek przeprowadzić takie sprawdzenie. Wiele dni temu wystąpiliśmy do różnych instytucji państwowych z prośbą o przekazanie nam informacji, czy istnieją procedury, zalecenia, zdroworozsądkowe rozwiązania. Do tej pory czekamy na jakiekolwiek informacje.
Panie ministrze chciałem jeszcze pana zapytać jako człowieka, który jest łącznikiem między Kancelarią starą a tym, co się dzieje obecnie. Naprawdę są jakieś problemy? Ojciec Rydzyk mówi: "50 osób zwolniono z Kancelarii Prezydenta". Zwolniono?
- Tego nie wiem. Ja bezpośrednio w Kancelarii Prezydenta nie pracuję.
Ale słyszał pan o jakichś ludziach z Kancelarii czy z BBN-u, których źle potraktowano?
- Nie słyszałem o takich sytuacjach. Niektórzy pracownicy rezygnują sami. Niektórzy mają los niepewny, tak jak doradcy prezydenta, ponieważ byli na kontraktach związanych z prezydentem, którego już nie ma.
A co się dzieje z tym słynnym laptopem Aleksandra Szczygły? Rzeczywiście zginął?
- Nie możemy go znaleźć.
Ale co się mogło z nim stać? Gdzie on był przed katastrofą.
- Według naszych informacji, miał być w mieszkaniu pana ministra Szczygły. Potem kiedy część pracowników tam weszła - tego laptopa nie znalazła.
A wcześniej było tam ABW?
- Nie wiemy.
Czyli po prostu go nie ma?
Nie ma go.