Ustępstwa rządu polskiego w negocjacjach z UE
Jeszcze w tym tygodniu nowy rząd Leszka Millera wstępnie zgodzi się na restrykcje dotyczące pracy Polaków na Zachodzie po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej - powiedział w Brukseli korespondentce RMF jeden z najwyższych rangą unijnych dyplomatów.
Oznacza to, że będąc już członkiem Unii Europejskiej, jeszcze przez siedem lat nie będziemy mogli swobodnie podejmować pracy w Niemczech i Austrii. W innych krajach obostrzenia mogą być łagodniejsze.
Do tej pory Polska upierała się przy swobodnym dostępie do rynków pracy Piętnastki z pierwszym dniem naszego członkostwa w Unii. Do tak szybkich, niekorzystnych dla nas ustępstw rząd Leszka Millera mogło skłonić kilka powodów: Polska odstaje od innych kandydatów, jeżeli chodzi o liczbę zamkniętych działów negocjacji. Ogromnie wzrosła także presja na rząd po piątkowym szczycie w Gandawie, na którym Belgia proponowała przeforsować ideę listy pierwszej grupy krajów, które mają szanse zakończyć rokowania pod koniec przyszłego roku.
Jeżeli nie ustąpimy w wielu dziedzinach negocjacji, to możemy na takiej liście po prostu się nie znaleźć. Do pewnego stopnia to oczywiście gra Brukseli, ale realne zagrożenie rozszerzenia UE bez Polski także istnieje. Jest też jeszcze jeden powód - nowemu rządowi na pewno łatwiej podejmować trudne, niekorzystne decyzje na początku niż na końcu kadencji. Po prostu rząd liczy na to, że za cztery lata wszyscy zapomną o tym ustępstwie.
Bruksela od dawna nieformalnie proponowała handel wymienny: praca za ziemię. Mówiło się, że moglibyśmy uzyskać dłuższy niż inni kandydaci okres ochrony ziemi przed wykupem przez cudzoziemców. Proponuje się 10-12 lat, które zdaje się premier Leszek Miller już zaakceptował.
Ponadto wymienia się dziewięć okresów przejściowych, które uzyskaliśmy w ekologii, podczas gdy inni otrzymali tylko 2-4. Poprzednia ekipa negocjacyjna domagała się jednak o wiele więcej w zamian za zgodę na restrykcje w pracy. Chciała więcej pieniędzy dla rolników lub funduszy na nowe miejsca pracy.