Ustawa bez zdrowia
Rusza kolejny etap zmagań z ustawą zdrowotną. W Sejmie drugie czytanie projektu, który ma zastąpić przepisy zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. Według opozycji to łatanie szalupy brezentem.
Słowa "troska o pacjenta" odmieniane były, w trakcie prac nad projektem ustawy, przez wszystkie przypadki i dosłownie przez wszystkich. Wkrótce okazało się jednak, że troska troską, ale polityka polityką.
Zdecydowano się więc na krótszy i prostszy projekt. Podstawą miał być ten, przygotowany przez rząd, który od początku wprawdzie nie był najlepszy, ale po wstawieniu poselskich poprawek, wyszedł jeszcze gorzej.
- Ta ustawa ma pełne szanse wrócić w to miejsce, z którego wróciła, czyli do Trybunału Konstytucyjnego, To jest ustawa o Narodowym Funduszu Zdrowia bis, Ustawa jest, nadziei nie ma - tak o projekcie ustawy zdrowotnej mówią posłowie opozycji.
Mniej krytyczna jest Maria Gajecka-Bożek z SLD: - Po to są konsultacje społeczne, które się odbywają, żeby tę ustawę udoskonalać w następnych miesiącach. I tak mija miesiąc za miesiącem...
Najwyższa Izba Kontroli uważa, że projekt ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków
publicznych zawiera kilka przepisów, które mogą prowadzić do nadużyć. O zagrożeniach wynikających z przepisów dotyczących pożyczek i kredytów, jakich mógłby udzielać Narodowy Fundusz Zdrowia zakładom opieki zdrowotnej, możliwościach zakupu przez NFZ obligacji, braku kontroli parlamentarnej nad budżetem NFZ oraz dowolności w podejmowaniu decyzji ministra zdrowia czy prezesa NFZ o leczeniu ubezpieczonego mówił dzisiaj w Sejmie wiceprezes NIK Piotr Kownacki.
INTERIA.PL/RMF/PAP