USA: Msza ku czci ofiar katastrofy
Z udziałem kilkuset przedstawicieli Polonii i osobistości politycznych odbyła się w niedzielę w stolicy USA msza św. ku czci tragicznie zmarłego w katastrofie lotniczej prezydenta Lecha Kaczyńskiego i towarzyszących mu osób.
Mszę w polskim kościele Matki Boskiej Królowej Polski w Silver Spring (przedmieście Waszyngtonu) odprawił proboszcz parafii, ksiądz Jan Fiedurek.
- Obecność tylu przedstawicieli Polonii, którzy przybyli tu zewsząd, najlepiej mówi, co Polacy teraz czują i jak odbierają tę tragedię - powiedział dziennikarzom uczestniczący w mszy ambasador RP w Waszyngtonie Robert Kupiecki.
W mszy wzięli udział m.in.: były premier Marek Belka, który pracuje obecnie w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, i były ambasador w Waszyngtonie Janusz Reiter.
Ambasada wyłożyła w sobotę księgę kondolencyjną, do której wpisują się mieszkańcy stolicy USA.
Po południu tego dnia wpisu dokonał m.in. zastępca sekretarza stanu USA James Steinberg, a w niedzielę wieczorem (czasu lokalnego) oczekuje się wizyty sekretarz stanu Hillary Clinton. Wpisanie się do księgi zapowiedział także doradca prezydenta Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego, emerytowany generał James Jones.
- Będzie to kolejny gest solidarności Stanów Zjednoczonych z Polską - powiedział ambasador Kupiecki.
Po mszy zebrani przed kościołem Polacy dzielili się swoimi myślami po tragedii pod Smoleńskiem.
- Powinniśmy zdobyć się teraz na refleksję: co wynika z tego, co się stało, czy ta tragedia nas zmieni. Nie mam tu wielkich nadziei... Trzeba było dopiero śmierci Lecha Kaczyńskiego, aby od niektórych osób usłyszeć o nim parę dobrych słów - powiedział Marek Belka w rozmowie "Rzeczpospolitą".
- W Polsce modne jest mówienie źle o politykach. Sami politycy się do tego przyczyniają, bo się kłócą. Media to kochają. A przecież nasze elity polityczne na pewno nie są gorsze, jeśli nie lepsze, niż elity II Rzeczpospolitej. Polska po 1989 roku dokonała ogromnego skoku - dodał.
Zapytany, czy nie należy także czegoś zmienić w organizacji państwa, skoro w wypadku zginęli, poza prezydentem i innymi politykami, także dowódcy wszystkich formacji wojsk, były premier odpowiedział twierdząco.
- To prawda. To jedna z tych refleksji, która powinna być przekształcona w konkretne wnioski praktyczne - powiedział.
Belka zgodził się również, że nie wyciągnięto wniosków z dwóch poprzednich wypadków samolotów z przedstawicielami najwyższych władz na pokładzie: byłego premiera Leszka Millera w 2003 r. i dowódców sił powietrznych w 2008 r.
- W ferworze walki wyborczej ktoś powiedział, że potrzebne jest "tanie państwo". Tanie państwo to nie znaczy, że mamy latać zdezelowanymi samolotami - powiedział.
Ambasador Reiter wspominał, że wiadomość o katastrofie w sobotę rano przyjął "jak zły sen, po którym nastąpi przebudzenie".
Zapytany, czy z bezprecedensowej katastrofy nie wynikają jakieś wnioski na przyszłość, dotyczące organizacji państwa, odpowiedział dyplomatycznie. - To pytanie, które trzeba będzie sobie postawić. Nie dzisiaj, bo to nie pora na roztrząsanie tego problemu. Mamy żałobę narodową. Ale trzeba będzie do tego wrócić - powiedział.
Zebrani pod kościołem Polacy dzielili się refleksjami o tragedii, dyskutowali o ewentualnych przyczynach katastrofy i w rozmowach z mediami opowiadali o przeżytym szoku. Pojawiały się także teorie spiskowe.
INTERIA.PL/PAP