Trzech, którzy są tysiącami
Orszak trzech króli to polski fenomen. W kraju, w którym jeszcze dwa lata temu święto Objawienia Pańskiego było zwyczajnym dniem pracy, w ekspresowym tempie udało się stworzyć jego prawie masowe obchody. W tym roku pokłon narodzonemu Jezusowi chce w ten sposób oddać nawet 200 tysięcy osób.
Mówimy o nim "fenomen", bo przecież jednoczy wokół tego, co chrześcijańskie olbrzymie rzesze Polaków oddolnie, bez pomocy wielkich medialnych koncernów. W tym roku przejdzie przez polskie miasta po raz piąty, ale po raz pierwszy przez tak wiele miejscowości. - Do tej pory zgłosiło się do nas niemal 80 miast, a wciąż zapisują się nowe - przyznaje Andrzej Bolewski, członek zespołu koordynującego wszystkie polskie orszaki. Odbiera właśnie zgłoszenia z Wągrowca i Kazimierza Dolnego.
- Spodziewamy się, że liczba miast dobije setki, a uczestników będzie ponad 200 tys. - dodaje. Tym magnesem, który ich przyciąga, jest orszak trzech króli.
W kraju i na świecie
Wśród zgłaszających się miast, prócz prekursora Warszawy i pierwszych, które po stolicy organizowały u siebie orszaki (Poznań, Gdańsk, Kraków, Wrocław i Szczecin), zgłaszają się teraz tak małe miejscowości jak Rząsiny, Porąbko czy Łaskarzew. Pewnym novum jest też fakt, że orszaki zaczęły pojawiać się poza granicami naszego kraju.
- Do orszaku przyłączyła się Republika Południowej Afryki, gdzie pracuje jedna z naszych sióstr misjonarek. Kamieniec Podolski na Ukrainie zgłosił polski ksiądz, który o orszaku dowiedział się od znajomych. Poza tym udział w naszej inicjatywie zapowiedziało też hiszpańskie Badajoz - miasto liczące ponad 150 tys. mieszkańców - wylicza zagraniczne orszaki Bolewski. I pomyśleć, że pomysł osiem lat temu zrodził się podczas... szkolnych jasełek.
Żagle, Buffo i Jarosław
W 2003 r. tworzyło się właśnie Stowarzyszenie "Sternik", skupiające rodziców, którzy chcieli, by nauka ich dzieci w szkole była przedłużeniem tego, co wpajają swoim pociechom w domu, co ważne, opierając się przy tym na fundamentach chrześcijańskich. - W 2005 r. należąca do stowarzyszenia podwarszawska szkoła "Żagle" postanowiła zrobić jasełka, w których brałyby udział wszystkie dzieci. A ponieważ placówka liczyła wtedy tylko 30 uczniów, trudno było o organizację dużego wydarzenia - przedstawia rodowód idei orszaku Andrzej Bolewski.
Inicjator orszaku w Poznaniu dodaje, że szybki wzrost liczby uczniów w szkole spowodował, że scena okazała się za mała. Zbyt ciasna okazała się też scena Teatru Buffo. - Wtedy wszyscy zaangażowani zadecydowali zgodnie, by w następnym roku z jasełkami wyjść na ulicę - wyjaśnia. Wtedy też Dariusz Karłowicz - jeden z zaangażowanych ojców - zaproponował, by scenariusz oprzeć na historii trzech królów.
W pierwszych orszakach uczestniczyli tylko uczniowie szkoły "Żagle", w kolejnych dołączały do nich inne warszawskie szkoły. Już wtedy na czele szedł jako główny pasterz abp Kazimierz Nycz, a inicjatywę wsparły Fundacja Świętego Mikołaja oraz Centrum Myśli Jana Pawła II. W premierowym orszaku ulicami stolicy przeszło 5 tys. osób. W zeszłorocznym - 32 tys. warszawiaków. Ale to wcale nie stolica była frekwencyjnym fenomenem. Także przed rokiem w podkarpackim Jarosławiu, liczącym niecałe 40 tys. mieszkańców, w orszaku nie uczestniczyło tylko 10 tys. z nich!
Zbieramy na wielbłąda
Nad wszystkim czuwa Fundacja Orszak Trzech Króli. To ona przygotowuje scenariusz, który miasta adaptują do własnych potrzeb. - Zawsze jest stajenka, trzej królowie i ich orszaki oraz stroje. Zawsze są też korony i śpiewniki z kolędami dla uczestników. Reszta to inwencja danego miasta - tłumaczy Andrzej Bolewski, członek fundacji. A jak wielka może być pomysłowość lokalnych organizatorów, pokazują przykłady. W Warszawie europejski król pojedzie rydwanem, azjatyckiemu będzie towarzyszyć chiński smok, a afrykański dosiądzie wielbłąda. Wielbłąda, jeśli uda się zorganizować 6 tys. zł na wypożyczenie sympatycznego zwierzaka z cyrku, dosiądzie też jeden z mędrców w Poznaniu.
- W zeszłym roku się udało, liczymy, że i tym razem się powiedzie - przekonuje Bolewski, jeden z inicjatorów orszaku w stolicy Wielkopolski, gdzie dwa publiczne kolędowania z królami zgromadziły w sumie ponad 7 tys. poznaniaków. Ciekawe, czy tak jak w zeszłym roku, pojawi się też cyrkowiec ziejący ogniem? Dość nietypowych rumaków dosiadali za to królowie w Szczecinie. W zeszłym roku do betlejemskiej stajenki jechali bowiem... terenowymi samochodami. W Kłodzku do wzięcia udziału w orszaku ma zachęcić m.in. rodzinny konkurs kolęd. We Wrocławiu za to wspólne kolędowanie zakończy wypuszczenie gołębi na tamtejszym Rynku.
"Ziarno", któremu się chce
Na wszystkie działania potrzebne są pieniądze. Nie inaczej jest w przypadku orszaków. - Koszt pierwszego w Poznaniu zamknął się sumą 5 tys. zł, drugi był już sześciokrotnie razy wyższy - wylicza Andrzej Bolewski. Myliłby się ten, kto sądzi, że są to pieniądze na gaże dla aktorów, występujących w orszakach. - Orszaki przygotowują wolontariusze, którzy mają swoją pracę, życie rodzinne. Czasem zastanawiam się, po co chce im się poświęcać kilka dobrych tygodni, a przede wszystkim cenny grudzień na organizację takiej imprezy. Widać, że ziarno padło na urodzajną glebę i mnóstwo ludzi czekało tylko na możliwość zrobienia czegoś razem, tyle że nie mieli wcześniej dobrego motywu - mówi Bolewski, dodając, że pieniądze potrzebne są głównie na sprzęt nagłaśniający i wypożyczenie czy transport zwierząt oraz przygotowanie śpiewników i koron.
Na stronie www.wsparcie.orszak.org, którą stworzył, koszt dla wszystkich dotąd zgłoszonych miast określony jest na sumę bliską 312 tys. zł. Na witrynie można wpłacać nawet najmniejsze sumy na konkretny orszak. - Mam nadzieję, że nastąpi taka pozytywna rywalizacja między miastami - mówi Bolewski, dodając, że w wielu miejscowościach organizatorzy część niezbędnych środków pozyskują z gminy czy z urzędu miasta.
Co ważne, nie brakuje też wsparcia prywatnych firm. W stolicy tworzyć orszak pomaga ktoś jeszcze. - Krzysztof Zanussi, Adam Woronowicz, Antonina Krzysztoń czy Bolesław Błaszczyk z Grupy MoCarta to tylko kilka nazwisk ambasadorów zachęcających do przyjścia 6 stycznia, by wspólnie pokolędować - wylicza Bolewski.
Zamiast do galerii lepiej do stajenki
Organizatorzy orszaków nie chcą, by te były przeciwwagą dla czegoś innego. Prezes Fundacji Orszak Trzech Króli mówi wprost: "Orszak nie maszeruje za czymś lub przeciwko czemuś, tylko idzie i zaprasza każdego bez wyjątku do odwiedzenia betlejemskiej stajenki. Wszak to tam historia każdego człowieka, jak i historia całej ludzkości, stała się zupełnie inną Historią". Ta idea jednoczy. Głównie młode rodziny z dziećmi, ale też starszych czy samotnych. Wyrywa ze szpon konsumpcji, w której niczym bezwolne lemingi wielu z nas tkwi.
Orszak buduje i motywuje do działania. Dodaje też odwagi. Jest świadectwem, które szczególnie w Roku Wiary mamy obowiązek dawać. Jak? Przez obecność i realizację hasła tegorocznego orszaku: "Kolędy - lepiej śpiewać, niż słuchać, lepiej razem niż samemu". Jest wreszcie, jak trafnie zauważa Andrzej Bolewski, naszym publicznym dowodem miłości do Boga, którego od procesji Bożego Ciała różni jednak to, że tu palmę pierwszeństwa od kapłanów przejmują świeccy. Tego nie można zmarnować.
Tekst: Michał Bondyra