Chociaż budżet NFZ rośnie z roku na rok, to procentowy udział stomatologii spada w nim od kilkunastu lat. W 2023 roku stomatologia ze 142 mld zł otrzyma około 2,7 mld. Czyli 1,9 proc. Dla porównania w 2008 roku udział stomatologii w budżecie NFZ wynosił, wedle różnych szacunków, od 4 do 4,2 proc. Tyle że budżet samego Funduszu był wówczas niemal trzykrotnie niższy i wynosił nieco ponad 49 mld zł. W latach 2008-21 budżet stomatologii zamykał się w przedziale od 1,7 do 2 mld zł, chociaż finansowanie samego NFZ wzrosło w tym samym okresie o przeszło 140 proc. - Stomatologia była traktowana po macoszemu, nie uznawano jej za coś ważnego. Nie mam pojęcia dlaczego - rozkłada ręce lek. dent. Paweł Barucha, wiceprezes Naczelne Rady Lekarskiej. Odpowiedź na to ma Daniel Petryczkiewicz, dyrektor rozwoju Lux Med Stomatologia, który przypomina, że prywatyzacja stomatologii rozpoczęła się wraz z przemianami gospodarczymi na początku lat 90. - W sytuacji, kiedy było wiele innych, pilnych kwestii w ochronie zdrowia, którymi należało się zająć, można założyć, że państwu taka sytuacja też była na rękę. Potem przez długie lata ten status quo się utrzymywał. Ludzie się do tego przyzwyczaili i uznali za standard - twierdzi Petryczkiewicz. - Stomatolodzy od lat traktowani są z jednej strony jak lekarze, ale z drugiej - jak przedsiębiorcy. Kiedy Ministerstwu Zdrowia wygodnie było widzieć w nas lekarzy - byliśmy lekarzami; kiedy przedsiębiorców - byliśmy przedsiębiorcami - dodaje wiceprezes Barucha. Rzecz w tym, że prywatyzacja stomatologii - jak w każdym zresztą przypadku - dobro ogółu zastępuje wolnorynkową rywalizacją. Mówiąc wprost: piękne i zdrowe zęby mają ci, których na to stać i którzy w swoim miejscu zamieszkania mają swobodny dostęp do gabinetów stomatologicznych. O tym, jak duży jest z tym problem, niech świadczą dane za 2022 rok: tylko 37 proc. Polaków odbyło wówczas konsultację stomatologiczną w czasie ostatnich sześciu miesięcy. Rzeczpospolita szczerbata A to i tak jedne z mniej kompromitujących nasze stomatologiczne zacofanie danych. Jak wynika ze statystyk GSK Consumer Healthcare, co drugi Polak po 40. roku życia nosi protezy, a połowa osób po 65. roku życia jest już zupełnie bezzębna. 3,8 mln Polaków w ogóle nie myje zębów, co piąty z naszych rodaków myje je tylko raz dziennie, a 800 tys. nie ma nawet własnej szczoteczki. Nic więc dziwnego, że statystyczny Polak w ciągu roku zużywa raptem 3,5 tubki pasty do zębów, a więc dwukrotnie mniej niż statystyczny Niemiec. Uwzględniając powyższe statystyki nieco łatwiej zrozumieć, dlaczego 98 proc. polskiego społeczeństwa ma problemy z zębami. Na próchnicę cierpi co drugie dziecko w wieku przedszkolnym, ponad 90 proc. 18-latków i niemal wszyscy dorośli. Co więcej, Polacy odczuwają silny strach przed wizytami u dentysty, a 15 proc. naszego społeczeństwa deklaruje wręcz dentofobię, a więc paniczny lęk przed stomatologiem. Jednym z głównych powodów, dla którego jako społeczeństwo tak poważnie zaniedbaliśmy stan naszych zębów, jest upadek profilaktyki stomatologicznej. A ten wiąże się bardzo mocno ze wspomnianym już odwrotem państwa od publicznej stomatologii. Według Daniela Petryczkiewicza z Lux Med Stomatologia bez wymiernej roli państwa skuteczna profilaktyka pozostanie w sferze marzeń. Chodzi o zjawisko skali - w 38-milionowym kraju za profilaktykę nie mogą odpowiadać podmioty prywatne, bo nie są w stanie zapewnić powszechności takiego programu. - To państwo kreuje politykę zdrowotną i powinno jasno wyznaczać cele i ramy działania świadczeniodawcom publicznym i prywatnym. Problem w tym, że profilaktyka nigdy nie była i nigdy nie będzie politycznie nośna, nie daje efektu teraz-zaraz - ocenia Petryczkiewicz. Kogo stać na ładny uśmiech? Jak mówi Paweł Barucha, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej - aż 93 proc. polskich dentystów to praktyki prywatne, a więc przedsiębiorcy prowadzący własną działalność gospodarczą. - Może dlatego rządzący przez ostatnie dwie, trzy dekady zawsze myśleli, że pacjenci i tak sobie poradzą - zastanawia się Barucha. Kryzys inflacyjny mocno dał się branży stomatologicznej we znaki. To dlatego w 2022 roku zaobserwowaliśmy drastyczny wzrost cen świadczonych usług, a kolejki w sektorze publicznym jeszcze się wydłużyły. Z Barometru Fundacji Watch Health Care wynika, że na konsultację u ortodonty w listopadzie 2022 roku czekaliśmy niemal 12 miesięcy, natomiast na wykonanie świadczenia medycznego w stomatologii - prawie 8,5 miesiąca. W obu przypadkach to ścisła światowa "czołówka". Tak długi czas oczekiwania na konsultacje czy realizację świadczenia prowadzi do absurdów, na które zwracają uwagę dentyści. Przykładowo dziecko potrzebujące aparatu na zęby czeka na niego tak długo (nawet kilka lat), że gdy już się doczeka, to jego wada zgryzu jest zbyt poważna, aby można było ją wyleczyć aparatem refundowanym ze środków publicznych. Zdarza się też, że pacjent czeka tak długo, że gdy nadchodzi jego kolej, przekracza limit wiekowy przewidziany dla refundacji świadczenia. Nie lepiej jest z protezami - czas oczekiwania najpierw na wizytę, a potem na wykonanie protezy sprawia, że mający poważne braki w uzębieniu pacjent ma przez wiele miesięcy problemy z podstawową funkcją życiową, jaką jest jedzenie. Dlatego Polacy, którzy chcą dbać o swoje zęby, uciekają do sektora prywatnego. Rzecz w tym, że tam wszystko kosztuje, poważniejsze zabiegi to wydatki idące nawet w tysiące złotych. W dobie kryzysu inflacyjnego mało kto może pozwolić sobie na taki luksus. - Już możemy mówić o stomatologicznym wykluczeniu społecznym - przyznaje w rozmowie z Interią Daniel Petryczkiewicz. Jak mówi, w trudnych ekonomicznie czasach Polacy muszą hierarchizować swoje potrzeby życiowe. Kiedy pacjent ma problem z dopięciem budżetu "do pierwszego", kosztująca kilkaset złotych plomba, jeszcze droższe leczenie kanałowe czy nawet zwykła wizyta kontrolna to wydatek poza jego zasięgiem. - To jedna z pierwszych potrzeb, które są skreślane. A jest to zjawisko niezwykle niebezpieczne, bo to odraczanie wyroku zdrowotnego - przekonuje nasz rozmówca. Paweł Barucha mówi, że po wielu latach widać w końcu światełko w tunelu, dzięki zmianom w periodontologii i chirurgii. Chodzi o zwiększenie wyceny punktowej, które ma zagwarantować lepsze finansowanie stomatologii. - Właściwie to na razie światełeczko, bo do sukcesu jeszcze droga daleka - zastrzega wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej. I dodaje: - Naszym celem jest, aby finansowanie stomatologii z budżetu NFZ wróciło do poziomu 4 proc. Sytuacja zmieniłaby się wówczas diametralnie.