W październiku 2014 roku zwiedzałem z przyjaciółmi osławione Machu Picchu, pradawne miasto w peruwiańskich Andach. Po tej wyprawie w pamięci utkwiły mi trzy rzeczy: nieprawdopodobne, przestrzenne widoki, lamy plujące na turystów i ułożone z chirurgiczną precyzją kamienne bloki inkaskich domów. Kto by pomyślał, że cztery lata później będę na tropie podobnej - choć nieco mniejszej - konstrukcji w... polskich Sudetach. Zaczyna się przypadkowo, od krótkiego filmu, który napotykam w 2017 roku w serwisie YouTube. Ubrany w plamiaste spodnie i czapkę mężczyzna opowiada do oka kamery: "Słuchajcie, jesteśmy prawdopodobnie na terenie najlepiej zachowanych świątyń pogańskich bądź miejsc kultu i obrzędów...". Gość stoi w przedziwnym miejscu, więc naciskam stopklatkę i wpatruję się z nieukrywanym zaciekawieniem w ekran. Wygląda to na kamieniołom, ale najdziwniejsze są przedmioty, które zielony gość wskazuje kolejno ręką: rozrzucone kamienne bloki, biało-szare sześciany, jako żywo przypominają te, które widziałem w Andach. Wygląda, jakby jakiś olbrzym rozrzucił na zboczu gigantyczne klocki Lego. Najdziwniejsza jest jednak konstrukcja, do której teraz podchodzi prezenter. "To stół obrzędowy, najstarszy jaki znam. Jest prawdopodobnie starszy od stołów, które są na Ślęży. W tym miejscu... - wskazuje ręką podłużne zagłębienie wypełnione wodą - znajdowała się głowa ofiary. W tym miejscu... - wskazuje obok - odbyt i genitalia. Krzyżowano tu osobę, katowano w tym miejscu, głowa była w tym miejscu, a genitalia tu. To, co nieczyste, spływało na jedną stronę, głowa była odcinana". Odcięte głowy? Poprawiam się w fotelu, raz jeszcze cofam cyfrowy film. Konstrukcja rzeczywiście przypomina kamienny ołtarz, gruby kamienny blok wsparty jest na czterech kamiennych nogach. Obok, na boku, sześcienna kolumna, niczym słup od bramy wjazdowej średniowiecznego grodziska. Co to za miejsce? "Odprawiano tu obrzędy" - wyjaśnia gość w czapce. "To stare kamieniołomy, co do których nie jesteśmy w stanie określić czasu powstania. Geolodzy i inni ludzie, których tu przyprowadzałem, mówili mi, że to niemożliwe, że takie miejsce istnieje. Jeśli wierzyć przekazom, jeśli wierzyć legendom, jakaś grupa satanistów, »innoobrzędowców« odprawiała tutaj dziwne obrzędy. Tu składano ofiary... z ludzi... Tu są schody, schody z kamienia... A tu siedział kapłan" - mówi z przekonaniem i siada na dziwacznym ni to tronie, ni fotelu z kamienia. "Siedział tu i obserwował miejsce, gdzie składano ofiarę". Facet na filmie to Dariusz Kwiecień, kontrowersyjny youtuber i przewodnik, którego znam z różnej jakości filmików o Riese. Można go albo polubić, albo znienawidzić. Można oglądać z zaciekawieniem lub niedowierzaniem i podniesionymi brwiami. Lubi być na ekranie, nagrywać w terenie, na koniach, w moro, w mało znanych zakamarkach Gór Sowich. Trzyma się swojej wersji wydarzeń z II wojny światowej, w której sporo jest mistycyzmu, tajemniczych nazistowskich obrzędów i eksperymentów, mało natomiast namacalnych faktów i niezbitych dowodów. Rzeczywiście jednak często prezentuje zastanawiające i mało znane miejsca i tutaj widzę jedno z nich. Spoglądam na tytuł trzyipółminutowego filmu: "Kudowa. Kamienny stół". Potwierdza to sam Kwiecień wskazując ręką panoramę: "Cały czas jesteśmy w okolicach Kudowy". Widzę strome zbocze, porośnięte drzewami i usłane kamiennymi blokami, to chyba rzeczywiście kamieniołom lub jakieś gołoborze? Trudno określić, bo jakość jest słaba. Komentarze pod filmem - wyłączone, nie można przesłać pytania, gdzie dokładnie znajduje się to miejsce. Wstukuję adresy mailowe kilku osób, które uważam za znakomitych przewodników sudeckich i załączam link do filmu. "Wiecie, gdzie znajduje się to miejsce? Pozdrawiam, Krzysztof" - pytam. W odpowiedzi: "Nie mam pojęcia", "Nie wiem". Wrzucam więc link i zrzuty stopklatek do swojego folderu "Sprawy do rozwiązania". Ta zagadka musi poczekać na swoją kolej. Laptop i kawa Jak to najczęściej bywa, w międzyczasie zajmuję się setką innych spraw. Temat podejmuję na nowo w listopadzie 2018 roku. Siadam do laptopa zaopatrzony w mocną kawę i otwieram folder tajemnic. Na początek wpisuję do przeglądarki "kamienny stół" i "kudowa zdrój". Brak rezultatów. Kombinuję ze słowami "kamieniołom" i "góry stołowe". Już lepiej, ale też żadnego tropu. Raz jeszcze spoglądam na film z Dariuszem Kwietniem, a szczególnie na panoramę, którą przez kilka sekund widać na ekranie. Jest na zboczu wzgórza, niedaleko - jak twierdzi - Kudowy-Zdroju. W tle widać jasne, kamienne głazy rzucone między drzewa. Przyjmuję najbardziej proste założenie, że takie zbocze będzie widoczne na satelitarnych zdjęciach. Otwieram Geoportal. Na północny wschód od Kudowy rozciąga się Park Narodowy Gór Stołowych. Obszar jest mocno zalesiony i w pierwszej chwili niewiele mogę zauważyć. Przełączam się na tryb map topograficznych i teraz widzę wyraźnie symbole gołoborzy i skał - jest ich całkiem sporo, łącznie z najbardziej znanym turystom Szczelińcem i Błędnymi Skałami. Wszystkich nie uda się sprawdzić. Próbuję innego tropu: Kudowę widać było znad kamiennego stołu, a więc kamieniołom i skałki powinny być zwrócone w stronę południową, ponadto nie mogą być dalej niż kilka kilometrów... Obszar poszukiwań zawęża się. Przybliżam i oddalam mapę na ekranie. Do potencjalnego miejsca położenia kamieniołomu zaczyna pasować Góra Wyniosła: ma ponad 690 metrów n.p.m., a na mapie topograficznej widzę po jej zachodniej stronie symbol gołoborza. W linii prostej do Kudowy: dwa i pół kilometra. Hmm, niestety nieco poniżej jest podobny punkt: Krucza Kopa, leżąca na wysokości 722 metrów, z rzędem bulwiastych skalnych ścian na mapie. Z Wyniosłej Góry będzie tam około kilometra, mogę sprawdzić oba miejsca podczas jednego wyjazdu. Niestety, to nie wszystko. Bardziej na północy też są dwa inne, nadające się miejsca: Lustrzana Góra, leżąca nad Drogą Stu Zakrętów i Ptasia Góra, tuż nad Drogą Aleksandra, w masywie Skalniaka. Którą opcję wybrać? Przełączam kilkanaście razy z widoku topo na zdjęcia... Niektóre miejsca są całkowicie zalesione, na niektórych dostrzegam rumowiska kamieni... Te chyba bardziej odpowiadają miejscu, które widziałem na filmie w YouTube. Uznaję, że najbardziej rokujące są wzgórza w masywie Skalniaka, gdzie dojadę najszybciej i będę mógł je sprawdzić jedno po drugim. Jeśli starczy mi czasu ruszę na Wyniosłą, na koniec zostawię Kruczą Kopę. Brzmi to jak dobry plan. Parówki, śnieg i mgła Mój najbliższy wolny dzień to sobota. Jest początek grudnia, dzień jest bardzo krótki. Wstaję punktualnie o szóstej, pakuję aparat i pół godziny później wsiadam do auta. Jestem zwolennikiem dobrych śniadań, ale w sobotę o ósmej rano w Kudowie-Zdroju nie mogę znaleźć odpowiedniej jadłodajni. W końcu trafiam do baru mlecznego niemal w centrum miasta, dostaję parówki w folii, bułki z masłem i kawę. Pan przy stoliku obok, sądząc po stroju, zmierza na budowę, dwóch młodzieńców posila się flakami po nocnej imprezie, można więc powiedzieć, że mam najbardziej nietypową misję. Będę szukał kamiennego stołu, gdzie ofiarom obcinano głowy. Sprawdzam wydrukowane mapy, dopijam kawę i nakładam czapkę. Ruszam w górę miasta Drogą Stu Zakrętów. Parkuję przy skrzyżowaniu z Drogą Aleksandra, gdzie zaczyna się pieszy szlak do Błędnych Skał. Zaczyna padać śnieg, jest cisza i niemal zupełny brak ludzi. Droga Aleksandra biegnie wśród zielonego, świerkowego lasu, pełnego omszałych głazów. Jestem tak blisko, że postanawiam zobaczyć Błędne Skały. Gdy wchodzę pomiędzy fantazyjne głazy, na szczyt opada mgła, która tnie moje policzki kryształkami zmrożonego powietrza. Zimno, marznąco. Do Ptasiej Góry jest kilometr, szukam między drzewami drogi gruntowej, którą widzę na mapie, ale nie mogę jej znaleźć, a może gubię ją niepostrzeżenie przez mgłę. Schodzę chyba za nisko, więc ruszam na przełaj przez zawieszony we mgle las. Idę przez niewygodne wykroty, ale bardzo szybko dostrzegam między drzewami jasne skałki. Pojawia się pierwsze rumowisko kamieni, które mogłem widzieć na satelitarnym zdjęciu, czuję, że idę w dobrą stronę. Mijam jeszcze parę większych głazów i nagle zza krzaków wyłania się stos jasnych kamieni. Gołoborze na Ptasiej Górze. Wspinam się na szczyt rumowiska i staję nagle na wąskiej półce, którą ogranicza ściana jasnych skał. Mgła niepostrzeżenie opada i nagle widzę widok, który znam już z trzyminutowego filmu na YouTube. Intuicja podpowiada mi, że dobrze wybrałem pierwszy cel. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy - niektóre głazy noszą ewidentne ślady obróbki ludzką ręką. Są jakby nieukończone, inne mają regularne otwory i zagłębienia. Idę ostrożnie skalną półką w stronę wschodnią, mając strzeliste ściany kamieniołomu po swojej lewej ręce. Zza krzaków wyłania się ciemny prostokąt wykuty w skale. Podchodzę bliżej i przyglądam się z ciekawością. Wnęka jest precyzyjnie wykuta, głęboka na pół metra, widać zawiasy od jakiś ciężkich drzwi i skobel do zamocowania kłódki. Pierwsze moje skojarzenie to kamienny sejf, schowek na materiały wybuchowe potrzebne do pracy w kamieniołomie. Przechodzę przez załom skały, widzę przed sobą niewielkie wzniesienie, a na nim kolejną skalną półkę. Bingo, przeczucie mnie nie myliło. Jestem w sudeckim Machu Picchu. Miejsce wygląda dokładnie jak na filmie, ktoś wybudował jedynie niewielką piramidkę z kamieni na murku. Stół jest imponujący, ciężka płyta wspiera się na czterech głazach, pokrytych ciemnozielonym nalotem. Dopiero teraz zauważam, że bloki nie są tak precyzyjnie obrobione jak w peruwiańskich Andach, ale i tak robią wrażenie. Z bliska dopiero widzę, że nie są też tak dokładnie ustawione, jeden róg "ołtarza" jest jakby odłupany, a wspierający stół głaz jest przesunięty. Kamienny "fotel kapłana" także nie robi wrażenia, tu precyzji jest jeszcze mniej, można nawet powiedzieć, że jest toporny. Na skalną półkę rzeczywiście prowadzą kamienne schody, które zarosły trawą i mchem. Przykucam przy dwóch zwalonych prostopadłościanach, które musiały stać jeden na drugim, konstrukcja o której Dariusz Kwiecień wspominał, że "dwadzieścia lat wcześniej stała na murku". Nie potrafię sobie wyjaśnić, czym były, dlaczego leżą bezładnie na ziemi i dlaczego mają wyryte z jednej strony zagłębienie, niczym miejsce na pamiątkową tablicę. Wspinam się nieco wyżej, by zrobić dobre zdjęcie aparatem. Teraz dopiero widzę, jak dziwacznie wygląda to miejsce w całości. Myślę i myślę, dopóki mroźny wiatr nie zmusza mnie do powrotu. Schodzę po kamiennych schodach i przez strome gołoborze. Na dole napotykam na starą drogę, wybrukowaną nierówną kostką. To z pewnością dawna droga do kamieniołomu. Mniej więcej na środku jej długości moją uwagę przykuwa sporych rozmiarów kamień z wyrytymi symbolami. Wygląda jakby celowo leżał w tym właśnie miejscu... Ruszam z powrotem, z łatwością docieram do Drogi Aleksandra i zaparkowanego auta. Ścieżką w bok Zaraz po powrocie do domu wybieram najlepsze zdjęcia z kamieniołomu i wysyłam je do Łukasza Orlickiego. Pytam go, co sądzi na temat tego miejsca. Odpisuje kilka godzin później: "Mam trzy hipotezy. Być może to całe miejsce zrobiono dla... zabawy, by pójść na romantyczny spacer z towarzystwem i zobaczyć nietypowe miejsce. Taki efekt fascynacji tematami ezoterycznymi. Drugi pomysł - miejsce przeprowadzania pseudoceremonii". "Co masz na myśli?" - odpisuję. "Być może na stole odbywały się jakieś ceremonie związane z kultem słońca lub czymś podobnym... Trzeci wariant, chyba najprostszy - miejsce związane z kamieniołomem, jakiś warsztat pracy?". Miejsce na romantyczny spacer mnie nie przekonuje. Stół i kamienny "fotel", owszem, nadawałyby się do tego, ale schody prowadzące do tego miejsca urywają się nagle w połowie gołoborza. Trudno mi sobie wyobrazić panów i damy zmierzające na spacer po ostrych skalnych blokach. Pseudoceremonie? Niewiele wiem na ten temat. Za warsztatem pracy przemawia z kolei wnęka wykuta w skale. Zardzewiałe zawiasy z pewnością niewiele mają wspólnego z kultem słońca i czuję, że moje przeczucie, że to wnęka na materiały wybuchowe, jest słuszne. Zaglądam do słownika geografii turystycznej Sudetów, biorę tom poświęcony Górom Stołowym. Ptasiej Górze poświęcono zaledwie dziesięć krótkich linijek tekstu. Dowiaduję się, że dawniej miejsce to nazywało się "Die Wände" - Ściany, a kamieniołom eksploatował przeważający w tych górach piaskowiec. Wpisuję raz jeszcze "Ptasią Górę" i "kamieniołom" do wyszukiwarki. Niespodziewanie trafiam na bloga "Ścieżką w bok", gdzie na podstronie widzę... znany mi kamienny stół. Jasny gwint! Gdybym lepiej poszukał, znacznie ułatwiłbym sobie życie, ponieważ autor bloga... był już w tym miejscu przede mną. Czytam z uwagą: "Kamieniołom na Ptasiej Górze można znaleźć na mapie z 1919 roku. Na wcześniejszej mapie - z 1905 - nie ma go jeszcze oznaczonego". Okazuje się też, że schodząc brukowaną drogą, nie zauważyłem istotnej wskazówki wyrytej na wspomnianym kamieniu. "Przy drodze wypatrzyć można głaz z wykutym napisem" - opisuje autor bloga. "To data 1894, co mogłoby świadczyć, że początki kamieniołomu sięgają XIX wieku". Najciekawsza jest jednak teoria autora dotycząca skalnego stołu: "Kamieniołom był jednym z większych na obszarze Gór Stołowych. Jego ściana oraz gołoborza mają ponad 4 hektary, a cały teren 10 hektarów. W okresie eksploatacji kamieniołomu musiała pracować tutaj duża liczba osób. Potwierdzeniem jego wielkości jest jedno miejsce w górnej części kamieniołomu". Dalej pojawiają się zdjęcia stołu i zwalonych bloków skalnych sudeckiego Machu Picchu. Autor bloga przedstawia swoją teorię na to miejsce: "Miejsce to, a szczególnie stół, obrosło wśród miejscowych legendami, do czego było używane, jednak przeznaczenie tego miejsca było prozaiczne. Wielkość kamieniołomu - a co za tym idzie ilość kamieniarzy tu pracujących - powodowała konieczność naprawy narzędzi używanych do obróbki kamienia. Ilość koniecznych napraw musiała być spora, więc opłacało się robić je na miejscu. To miejsce to nic innego jak pozostałości »przyzakładowego warsztatu kowala«, czyli kuźni. Sam stół był stołem warsztatowym do naprawy narzędzi. Wnęka z wodą służyła do chłodzenia rozgrzanego metalu, natomiast wgłębienie może być skutkiem eksploatacji, bądź służyło do profilowania wykuwanych elementów". Kuźnia, warsztat kowala... Ciekawa teoria, zgodna z tym, co sugerował mi Łukasz. Tylko czy prawdziwa? Konsultacje Postanawiam skonsultować sprawę z gospodarzem terenu i znajomymi archeologami. Piszę do zaprzyjaźnionych archeologów, do dyrekcji parku narodowego Gór Stołowych i do autora bloga "Ścieżką w bok". Najszybciej odpowiada archeolog Paweł Konczewski z "Archeologii Żywej": "Stół nie wygląda na stary, a ślady dłut, które widać na zdjęciach to obróbka mechaniczna. Najpewniej to infrastruktura kamieniołomu, ale możliwe, że wykorzystano go przy okazji XX-wiecznej fascynacji tematami ezoterycznymi...". Radosław Biel, redaktor "Archeologii Żywej", wtóruje: "Też sądzę, że stół jest współczesny. Stawiałbym na element infrastruktury turystycznej, choć pasuje także na miejsce do romantycznych zabaw. Hipoteza stołu ofiarnego... no cóż - trudno powiązać z tym prosty, kamienny stół. Podobieństwo w wyglądzie, szczególnie w przypadku prostych przedmiotów, rzadko wiąże się z podobieństwem pełnionej funkcji". Dzień później dostaję e-mail od autora bloga "Ścieżką w bok": "Jak pisałem na blogu, są to pozostałości kuźni przy kamieniołomie. Bardzo podobna kuźnia znajduje się... w Karkonoszach". Ciekawe! W mailu znajduję link, który prowadzi mnie do innego artykułu autora. Rzeczywiście, w dolinie Certuv Dul, po czeskiej stronie Karkonoszy, znajduje się bardzo podobne miejsce: tutaj stół jest niższy i mniejszy, bardziej kwadratowy, a otwór "na wodę" jest większy i głębszy. O przeznaczeniu tego miejsca świadczy nie tylko to, że znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie na przełomie XIX i XX wieku prowadzono prace kamieniarskie przy tzw. Czarciej Strudze, ale także odbity niczym negatyw zarys pewnego przedmiotu na sąsiednim kamieniu. To ślad po olbrzymim kowadle, podstawowym narzędziu pracy w każdej szanującej się kuźni, co - przyznaję - przemawia do mnie, jeśli chodzi o możliwe przeznaczenie stołu na Ptasiej Górze. Niestety, do czasu ukończenia tekstu nie otrzymuję odpowiedzi z Parku Narodowego, która być może rozwiązałaby wszystkie moje wątpliwości. Kończę badanie tematu, nie do końca jednak usatysfakcjonowany. Rozsądek podpowiada, że to część kamieniołomu, a dziwne wykucia na stole to ułatwienie dla robotników pracujących w kamieniołomie. Gdyby była choć jedna mapa, jeden dokument z oznaczeniem kuźni czy warsztatu w tym miejscu byłbym już stuprocentowo spokojny. Takowego jednak dowodu nie mam. Skąd więc wątpliwości? Chwilę się zastanawiam... Wiem już. To wizja odcinanych, spadających ze stołu ofiarnego głów jest taka pociągająca. Jeśli ktokolwiek z Czytelników posiada informacje na temat opisanego przez mnie miejsca - proszę o wiadomość. KRZYSZTOF KRZYŻANOWSKI Pasjonat dawnego górnictwa i starych dokumentów kartograficznych. Główna specjalizacja: zapomniane podziemia na Dolnym Śląsku i legendy skarbowe. Współautor i autor ok. 130 publikacji oraz 6 książek o powyższej tematyce. Uczestnik i organizator akcji eksploracyjnych i poszukiwawczych, współpracownik "Odkrywcy", od 2008 r. członek Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika "Odkrywca". Autor książek "Skarb generała - tropem tajemnic Szczeliny jeleniogórskiej" i "Śladem Złotego Pociągu", wydanych przez Wydawnictwo Technol.