Stocznia Gdańska dla Donbasu?
Rada nadzorcza Stoczni Gdańskiej zdecydowała o dokapitalizowaniu spółki kwotą od 300 do 400 milionów złotych, co w praktyce oznacza jej sprywatyzowanie. Wśród potencjalnych inwestorów największe szanse ma Donbas - dowiedział się "Newsweek".
Stocznia Gdańska ma szansę wyjść na prostą. W piątek rada nadzorcza spółki, której dominującym właścicielem jest Skarb Państwa lub jego agendy, jednogłośnie postanowiła o dokapitalizowaniu. Prywatny inwestor ma objąć 75 proc udziałów. Są dwie duże zagraniczne firmy gotowe wyłożyć takie pieniądze: ukraiński koncern hutniczy Donbas i włoska firma transportowa FVH. To, która z nich przejmie większość udziałów zależy od pakietu inwestycyjnego i socjalnego, jaki zaproponuje.
Według informacji "Newsweeka", większe szanse ma Donbas, który zainwestował już w Hutę Częstochowa, a od niedawna ma też około pięć proc. udziałów w Stoczni Gdańskiej. Dziś w stocznię - zdaniem Romana Gałęzewskiego, członka rady nadzorczej - trzeba zainwestować około 600 milionów zł, głównie w nowe maszyny i budowę pochylni. Państwa na to nie stać.
Ale władze stoczni zdecydowały się na prywatyzację także, a może przede wszystkim z powodu żądań Unii Europejskiej. Bruksela od dawna domagała się, by stocznia została sprywatyzowana przynajmniej w 75 proc. do końca tego roku - podaje "Nesweek".
Dziś mimo, że na świecie panuje dobra koniunktura na statki, szczególnie te specjalistyczne, Stocznia Gdańska nie potrafi wykorzystać swego potencjału.
Ponadto Komisja Europejska pod groźbą przymusowego zwrotu pomocy publicznej udzielonej stoczni domaga się ograniczenia mocy produkcyjnych, co może stać w sprzeczności z planami inwestycji. Zarząd uważa, że jest to kwestia do dyskusji z Komisją , a w ostateczności - jego zdaniem - po dokapitalizowaniu można będzie zwrócić pomoc. Czy byłoby to 36 czy 192 mln zł też jest przedmiotem sporu z Brukselą.