"Od kilku tygodni czytacie o mnie, że byłem krzywdzącym dzieci zwyrodnialcem, pedofilem, przemocowcem, seksualnym predatorem wobec dorastających dziewcząt" - napisał w poniedziałek na Facebooku Mirosław Skrzypczyński, były prezes Polskiego Związku Tenisowego. Odniósł się do zarzutów, jakie pod jego adresem wysunęła m.in. posłanka Lewicy Katarzyna Kotula. "Pani poseł w wywiadzie przekonuje, że postanowiła dać świadectwo pod własnym nazwiskiem, po przeczytaniu tekstu w Onecie, na temat moich koszmarnych zachowań wobec młodocianych tenisistek w Gryfinie. Tyle, że anonimowa relacja z pierwszego tekstu jest tożsama, jeśli chodzi o okoliczności, słownictwo, argumentację i przykłady z późniejszym wywiadem pani poseł. Czym więc była zszokowana pani poseł? Własną opowieścią? Przecież to się na najprostszym poziomie nie trzyma kupy" - uważa Skrzypczyński. Skrzypczyński: Po trzech indywidualnych treningach współpraca z Katarzyną Kotulą wygasła "Poseł Kotula twierdzi, że gdy miała 13-14 lat kilkanaście razy zamykałem się z nią w przykortowym kantorku w Gryfinie, dotykałem jej piersi i pośladków. Podkreślam. Kilkanaście razy! (...) W klubie był nie kantorek, tylko budynek klubowy, zajęcia odbyły się nie w klubie, tylko w sali gimnastycznej szkoły, zamiast stałych kontaktów - całkowicie epizodyczne trzy zajęcia i to w obecności mojej żony! Gdzie więc jest miejsce na to molestowanie? Jak? Kiedy?" - twierdzi były prezes Polskiego Związku Tenisowego. Mirosław Skrzypczyński twierdzi, że w klubie tenisowym w Gryfinie nie było żadnego przykortowego kantorka. "Był budynek, w którym znajdowało się biuro trenerów. Nigdy nie zamknąłem się w nim z żadną młodocianą zawodniczką" - zapewnia. Tłumaczy, że historia wymaga nakreślenia szerszego tła. "Do Gryfina przyjechaliśmy z żoną w 1989 roku. Ja miałem 26 lat, ona 23 i byliśmy młodym zakochanym małżeństwem. Ona jedną z najlepszych polskich tenisistek, ja jej trenerem. Oprócz trenowania mojej żony miałem też zajęcia z obiecującymi zawodnikami. W sumie w różnych kategoriach wiekowych zebraliśmy wspólnie kilka tuzinów medali na turniejach rangi ogólnopolskiej. Pewnego dnia zwrócił się do mnie tata Katarzyny Kotuli. Poprosił, żebym odbył kilka treningów z jego latoroślą. Zapłacił mi za to sto marek niemieckich. Pozmieniałem grafik, przesunąłem treningi żony i przeprowadziłem z nią trzy indywidualne sesje treningowe" - przekonuje Skrzypczyński. Jak dodaje, "nie były to zajęcia w klubie tenisowym w Gryfinie, lecz w sali sportowej w miejscowej szkole". "Tam właśnie odbywały się zajęcia w sezonie zimowym. Przy każdej z owych sesji treningowych z Katarzyną Kotulą obecna była moja żona, co ona sama dobrze zapamiętała. Nie chcę obrazić, czy dotknąć pani poseł, ale nie była obiecującą zawodniczką. A ja wtedy miałem pod skrzydłami młodzież, która zdobywała medale na mistrzostwach Polski i żonę, która była w seniorskiej czołówce kraju. Nie widziałem sportowego sensu kontynuowania zajęć z Katarzyną Kotulą i po trzech indywidualnych treningach ta współpraca wygasła. Potwierdza to moja żona, która była bezpośrednim, naocznym świadkiem tych wydarzeń" - napisał na Facebooku Skrzypczyński. Skrzypczyński: To jest nieprawda i dowiodę tego w sądzie w procesie przeciw Kotuli "Katarzyna Kotula była też w kilkunastoosobowej grupie młodocianych tenisistów, z którymi odbywałem wspólne zajęcia w Gryfinie. Twierdzi, że katowałem podopiecznych. Kazałem stać godzinę pod ścianą z podniesionymi rękami, biłem tenisistów sztachetą, karałem serwowaniem piłkami tenisowymi w głowę. Gryfino jest małym ośrodkiem, grupa była spora, rodzice interesowali się postępami swych dzieci. Jak miałoby dochodzić do takich wydarzeń? Jak miałaby one zostać zachowane w tajemnicy w kilkunastoosobowym gronie? (...) Na nowoczesnych podówczas kortach w Gryfinie nie było żadnej sztachety! Serwowanie w głowy dzieci? To już szczyt nonsensu. Coś takiego może skończyć się śmiercią! To są niewyobrażalne bzdury, która nie mają potwierdzenia w relacjach innych osób" - przekonuje Skrzypczyński. "Dlaczego Katarzyna Kotula nie powiedziała o tym nikomu przez trzydzieści lat?! Rodzicom, innym członkom rodziny, przyjaciołom, kolegom z drużyny, innym trenerom, późniejszym znajomym i bliskim? Wiecie państwo, dlaczego? Bo to jest nieprawda! I dowiodę tego w sądzie w procesie przeciw pani Kotuli. Mam nadzieję, że nie będzie się zasłaniać immunitetem poselskim" - stwierdził. Katarzyna Kotula oskarża Mirosława Skrzypczyńskiego Według opublikowanego pod koniec października artykułu w Onecie Mirosław Skrzypczyński miał stosować przemoc fizyczną i psychiczną wobec członków swojej rodziny oraz zawodniczek, które w przeszłości trenował. Kolejne oskarżenia wobec niego wysunęła posłanka Lewicy Katarzyna Kotula, w przeszłości zawodniczka klubu Energetyk Gryfino, która powiedziała, że jako 14-latka była napastowana seksualnie przez Skrzypczyńskiego co najmniej kilkanaście razy. Jej zdaniem ofiar było więcej. 24 listopada Skrzypczyński zrezygnował z funkcji prezesa PZT, którą pełnił od 20 maja 2017 roku, jednak pozostał w zarządzie związku. Z członkostwa zrezygnował dopiero kilka dni później, po apelu ministra sportu i turystyki Kamila Bortniczuka.