Sekuła-Szmajdzińska: Politycy przekroczyli granice. Myślimy o Smoleńsku w kategoriach fantastyki
- W sprawie katastrofy smoleńskiej zachowania polityków przekraczają już wszelkie granice, a ja mam coraz mniej cierpliwości. To, co próbuje narzucić nam PiS, słowa o zamachu - powodują, że ludzie zaczynają myśleć o katastrofie w kategoriach fantastyki. Coś, co kiedyś pojawiało się na marginesie, dziś staje się sprawą poważną. To nie do zaakceptowania - mówi Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska w Kontrwywiadzie RMF FM.
Konrad Piasecki: Pani poseł, ma pani jeszcze siłę i cierpliwość, by czekać na wrak, na koniec śledztwa, na wyjaśnienie co z trotylem, na wyjaśnienie co z wybuchami?
Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska, posłanka SLD, żona Jerzego Szmajdzińskiego: - Przyznam, że coraz mniej mam i cierpliwości i gotowości. Muszę to przyznać, że właściwie w ostatnich miesiącach wyłączyłam się już z aktywnego komentowania tych spraw, bo czasem dziennikarze oczekują ode mnie odpowiedzi na pytania, które nawet nie powinny paść, bo uważam, że są zwyczajnie niestosowne. To po pierwsze, jeśli chodzi o moją osobę. A po drugie to zamieszanie, które ma miejsce, coraz większe, jest dla mnie już nie do zaakceptowania.
A kto tą pani cierpliwość wystawia na największą próbę? Albo co ją wystawia na największą próbę?
- Przede wszystkim zachowania polityków, które przekraczają już, moim zdaniem, wszystkie granice. Ja nie akceptuję tego co Prawo i Sprawiedliwość próbuje narzucić nam wszystkim, a co, moim zdaniem, jest wysoce niewłaściwe, ponieważ powoduje, że ludzie zaczynają myśleć o katastrofie w kategoriach jakiejś fantastyki. Nie wiem, czy naukowej, czy nie naukowej, ale przede wszystkim myślę tutaj o kontekście zamachu. Coś, co kiedyś mogło się pojawiać gdzieś na marginesie, dzisiaj się staje jakąś sprawą niesłuchanie poważną. Ja się z tym nie zgadzam, absolutnie, jeśli się mówi, że 99 procent zamach miał miejsce, to nie jest to pomysł, który jest dla mnie do zaakceptowania.
Więcej jest w pani żalu dla kolegów z ław poselskich Prawa i Sprawiedliwości niż dla prokuratury, dla rządzących, dla Rosjan.
- Wie pan, ja się na ten temat wypowiadałam zawsze w takim duchu, że uważam, iż nasze państwo ponosi odpowiedzialność przede wszystkim za to, że doszło do katastrofy, choć Rosjanie swój udział też mają, ale w stopniu znacznie mniejszym. To był cały zespół różnych przyczyn, które jaj klocki układały się. Ale już na etapie śledztwa - po katastrofie - głównie odpowiada za to prokuratura. Ja mam sporo zastrzeżeń do pracy prokuratury. Dziś coraz więcej mam tych zastrzeżeń. Przede wszystkim w zakresie informowania nas, rodzin, a właściwie braku informacji na temat tego, jak śledztwo postępuje.
Bo w tych pierwszych kilkunastu miesiącach po katastrofie rządzący się spotykali, prokuratorzy się spotykali.
- Chcę powiedzieć, że zastanawiałam się ostatnio, kiedy my się po raz ostatni spotkaliśmy. Jednak prokuratorzy czuli się zobowiązani w stosunku do nas, żeby nam zdawać relację z tego, co się dzieje w postępowaniu. Dzisiaj nie...
Teraz czuć się przestali.
- Kompletnie, nic. Nie dochodzi do takich spotkań. Poza tym, że ja - jako członek komisji sprawiedliwości - uczestniczyłam. Zresztą raczej biernie, bo nie chciałam się włączać do tego jakoś aktywnie w posiedzeniu komisji sprawiedliwości w Sejmie, to z rodzinami prokuratura się nie spotyka. I ma to też dla niej negatywne skutki. Widzimy jakie później są problemy, że z trotylem mamy problem.
Spotkania organizował premier, dzisiaj też jakby stracił zainteresowanie dla spotkań z rodzinami.
- Nie ma tych spotkań, w ogóle nie ma żadnych spotkań. Ja już liczę, że to chyba 2 lata, może 1,5 roku, kiedy do takich spotkań dochodziło. To uderza w nas i w państwo, bo obywatele są kompletnie zdezorientowani. Uważam, że powinny być wyprowadzone ruchy wyprzedzające, a nie potem paniczne reagowanie na różne zdarzenia, które powinny być wyjaśnione na bieżąco.
A jeśli chodzi o tę gorącą w ostatnich tygodniach sprawę wraku: Pani się czuje oszukana przez premiera prezydenta Miedwiediewa?
- Wie pan...
Bo było spotkanie, podczas którego Miedwiediew coś obiecywał.
- Było spotkanie. Akurat to spotkanie, o którym Pan mówi - ma pan pewnie na myśli spotkanie w Pałacu Prezydenckim. Ja również miałam możliwość rozmowy, dosłownie w cztery oczy, z panem prezydentem, ale nie ukrywam, że wówczas - przynajmniej z mojej strony - nie padały słowa dotyczące samego wraku. Bo to też trzeba brać pod uwagę, co wtedy było istotne, a co jest dziś. Wtedy ten wrak nie był aż takim gorącym tematem. Ja zdecydowanie postawiłam na bliską współpracę prokuratury polskiej i rosyjskiej. I solennie pan - wówczas prezydent - Miedwiediew obiecywał mi, że ta współpraca będzie bliska i że on zrobi wszystko, dosłownie użył takich słów, żeby ta współpraca była bliska, służąca rzetelnemu wyjaśnieniu przyczyn katastrofy.
Nie czuje się pani rozczarowana?
- Bardzo się czuję rozczarowana, bo obserwowałam też to, jak na konferencji prasowej zachowywał się pan prezydent Putin. No dał jakiś sygnał oczywiście - to jest taki sygnał, że się może tym zajmie, że będzie rozmawiał z komitetem śledczym w tej sprawie w Rosji - sądzę, że od niego to zależy... No ale to wszystko jest znowu ze względu na to, że dziennikarz bardzo sprytnie zareagował podczas tej konferencji i narzucił to panu prezydentowi. Ale to jest wszystko długo, późno i nie wiem, czy doprowadzi do ostatecznego satysfakcjonującego nas efektu.
A jeśli ten wrak kiedyś wróci - a zapewne kiedyś wróci - co się pani zdaniem powinno z nim stać? Bo to też są najróżniejsze głosy.
- Wie pan, przyznam, że nie myślałam jeszcze na ten temat. Nie wiem, nie jest gotowa do takiej odpowiedzi. Na pewno najgorszym pomysłem jest to, żeby kawałki tego wraku znalazły się jako części pomników w kilkudziesięciu miejscach w Polsce. Absolutnie nie dopuszczam takiej możliwości.
To na koniec chciałem panią zapytać o politykę. Pójdzie pani za Siwcem ku Palikotowi i Kwaśniewskiemu?
- Ja przede wszystkim nie rozumiem tego ruchu mojego kolegi, pana europosła Marka Siwca. Nie wiem co go skłoniło do takiej decyzji.
Nie jest tak, że SLD jest dziś bytem więdnącym i wszyscy uciekają z niego?
- Oj nie, no niech pan tak nie mówi. Kiedy ta decyzja została podjęta i ukazała się na pasku w telewizji, to tego samego dnia podano informacje sondażowe o sytuacji SLD i jako jedyna partia wówczas miała skok do góry, więc nie można tego w taki sposób łączyć. Do mnie w każdym razie ta decyzja merytorycznie nie dotarła, bo jakoś jej nie mogę uzasadnić.
Czy pani po roku - ponad już roku w tej chwili w sejmie - więcej jest w pani zachwytu, czy rozczarowania sejmem, polityką, pani w niej obecnością?
- Wie pan, ja tą politykę obserwuję od wielu lat, nie byłam aktywna dosłownie, ale zawsze mocno obserwowałam, też mam krótką, ale działalność w samorządzie warszawskim. Nie jestem rozczarowana, ja się zajmuję sprawami merytorycznymi, dzięki komisjom, w których pracuję i właściwie tego się spodziewałam. Ale mam nadzieję, że wyciśniemy więcej, bo na razie to faktem jest, że koalicja rządząca mając taką sprawną maszynkę jaką jest PSL i Platforma, robi co chce, krótko mówiąc. A to się musi zmienić.