- Jeżeli jest tak, że wypłaciliśmy gminom 187 mln zł, a gminy wypłaciły 131 mln zł w zasiłkach, to oznacza, że 56 mln nadal leży na kontach gmin - podczas konferencji prasowej z 15 listopada stwierdził wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń. Jednocześnie zaapelował do samorządowców o mobilizację. - Ludzie czekają na pieniądze - stwierdził. To wystąpienie wywołało oburzenie wśród samorządowców, którzy to właśnie w działaniach wojewody i rządu upatrują przyczyn opóźnienia wypłaty środków powodzianom. - Pan wojewoda nie radzi sobie z sytuacją. Przecież to on powinien koordynować prace, wypłaty pieniędzy ludziom i apelować do rządu, jak coś jest nie tak - denerwuje się jeden z naszych rozmówców. - Tymczasem wszystko stoi w miejscu, a on zrzuca winę na samorządowców, którzy robią, co mogą, ale pewnych formalnych przeszkód nie przeskoczą - usłyszeliśmy. Zarzuty? Brak decyzyjności i uzależnienie od decyzji partyjnych. - To jest dziwne, bo przecież wiele lat był starostą powiatu kłodzkiego (w latach 2010-2023 - red.), czyli tam, gdzie ludzie najbardziej czekają na pomoc. To jego matecznik, więc powinien na rzęsach chodzić, by ta pomoc szła szybko i sprawnie do ludzi - dodaje nasz rozmówca z Dolnego Śląska. Sztab pełnomocników, troje od powodzi Samorządowcy punktują reprezentanta władzy w regionie nie tylko za to, jak radzi sobie z powodzią. Jak mówią, odkąd Maciej Awiżeń objął urząd w grudniu 2023 r., zdążył powołać aż 22 pełnomocników. W porównaniu do poprzednika - Jarosława Obremskiego z PiS, to wzrost grubo o ponad 100 proc. - Z wyjątkiem trojga pełnomocników powodziowych, wszyscy są pełnomocnikami społecznymi. Budżet państwa to nic nie kosztuje - tłumaczy Interii wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń. Podkreśla, że ludzie, których wyznaczył do walki z powodzią zarabiają mniej, niż przysługuje zatrudnionym na połowie etatu. - W zasadzie (wynagrodzenie pełnomocników powodziowych - red.) to zwrot kosztów. Jednak w związku z tym, że pracują całą dobę, chcemy zwiększyć zakres etatyzacji. Ich praca jest obciążająca - tłumaczy Awiżeń. - Poza pełnomocnikami w regionie mamy też zespoły specjalistów, które, w razie potrzeby, pomogą gminom - podkreśla. Kim są pełnomocnicy powodziowi wojewody dolnośląskiego? Usuwaniem skutków wielkiej wody na terenie całego województwa zajmuje się formalnie Robert Leszczyński. To przewodniczący wrocławskiej rady miejskiej z KO, oficjalnie emeryt. - Jest emerytowanym logistykiem, żołnierzem. Zna żołnierski fach i robotę, wszyscy go chwalą. To, że jest radnym to jego prywatna sprawa, niespecjalnie mnie to interesuje - tłumaczy Interii Awiżeń. Kolejne pełnomocniczki to Agata Tomaszewicz (zakres jej działania obejmuje Stronie Śląskie oraz Lądek Zdrój - red.) i Danuta Trojan (gmina wiejska Kłodzko - red.). Jeszcze za czasów PiS ta pierwsza była rzeczniczką Lasów Państwowych w Nadleśnictwie Lądek. Druga była pracownikiem Referatu Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa Starostwa Powiatowego w Kłodzku. Według portalu klodzko24.pl, w 2023 r. reprezentowała też... firmę zajmującą się materiałami budowlanymi. - Nie wiedziałem, że Danuta Trojan była przedstawicielką firmy zajmującej się materiałami budowlanymi. Przez większość swojego życia pracowała w zarządzaniu kryzysowym w powiecie. Stąd ją pamiętam, stąd nominacja - mówi Interii wojewoda dolnośląski. - Agata Tomaszewicz była rzeczniczką Lasów Państwowych, ale jest też mieszkanką regionu. Dziewczyny są bardzo dobre w tych zadaniach. Tam, gdzie jest trudno, panie sobie świetnie radzą. Jeśli coś będzie nie tak, zawsze można zmienić (pełnomocników - red.). Natomiast nie widzę powodu, bardzo dobrze wypełniają swoje obowiązki - stwierdził. Powódź, Dolny Śląsk. Kto zawalił przy wypłatach? Wróćmy do wypłaty środków dla mieszkańców. Jeszcze w poniedziałek rano burmistrz Kłodzka Michał Piszko alarmował, że nikt z poszkodowanych nie uzyskał pieniędzy na odbudowę zniszczonych mieszkań i domów. Chodzi o świadczenie sięgające 200 tys. zł. Jak wynika z naszych informacji, sytuacja uległa poprawie około południa. Dlaczego jednak na pieniądze trzeba było czekać aż do 18 listopada? Kiedy gminy złożyły pierwsze wnioski? - Zapotrzebowania do urzędu wojewódzkiego dla pierwszych 30 rodzin, jako gmina Kłodzko, składaliśmy już 6 listopada na kwotę ponad 3 mln zł. Później, kolejno: 7 listopada dla 43 rodzin na ponad 4 mln zł, 8 listopada dla 17 rodzin na 1,5 mln zł. Potem 12 listopada dla kolejnych 17 rodzin na 1,5 mln zł i tak dalej. Tak aż do 21 listopada - wylicza Piszko. Dlaczego wypłaty ruszyły dopiero kilka tygodni po złożeniu pierwszych wniosków? - dopytujemy. Wojewoda, chociaż przyznaje, że pisma od samorządowców i mieszkańców zaczęły wpływać na początku miesiąca, trzyma się swojego stanowiska. - Pojedyncze wnioski trafiały do nas od 7 listopada, ale trzeba było je poprawiać. Jeśli gminy wypełniają dokumenty, muszą spełnić warunki formalne - podkreśla Awiżeń. - Pojawiły się błędy, trzeba było je korygować. Odsyłaliśmy takie wnioski do gmin, a one miały czas na poprawę. Dopiero kiedy dokumenty były prawidłowe, zgłaszaliśmy się po środki do resortów - twierdzi. Jak dodaje, żeby wypłacić świadczenie do 200 tys. zł, potrzeba najpierw inicjatywy potencjalnego beneficjenta i tu także jest problem. - To ludzie powinni się zgłaszać w sprawie wniosków o świadczenia do 200 tys. zł. Część mieszkańców jeszcze tego nie zrobiła, bo zajęli się ratowaniem dobytku. Do 8.30 dziś mamy raport, że 1005 rodzin otrzymało pieniądze od ośrodków pomocy społecznej na kwotę 64,6 mln zł - słyszymy od wojewody. - Tymczasem Urząd Wojewódzki przesłał ponad 160,5 mln zł do gmin na te zasiłki więc jeszcze jest do wypłaty ponad 95 mln zł - dodaje i apeluje do samorządów "o mobilizację". Na taką argumentację Michał Piszko jedynie kręci głową. - Nie zgadzam się ze słowami wojewody. Żaden z naszych wniosków o wypłatę świadczenia remontowo-budowlanego nie był do poprawy, nie było zwrotów - odpowiada burmistrz Kłodzka. - Jeśli wysyłamy pierwszy wniosek 6 listopada, rozumiem jego weryfikację przez kolejny dzień. Gdybyśmy otrzymali środki dzień później, 8 listopada pieniądze trafiłyby do rodzin. A myśmy czekali prawie dwa tygodnie na pieniądze - obrusza się. Marcin Kierwiński zaskoczony. Interwencja z Warszawy Do przełomu miało dojść w ostatnią niedzielę, kiedy do stolicy Dolnego Śląska przyjechał Marcin Kierwiński, pełnomocnik rządu ds. koordynowania odbudowy terenów popowodziowych i zażądał wyjaśnień. Według informacji ze stron internetowych urzędu, minister oraz bliski współpracownik Donalda Tuska rozmawiał wówczas m.in. z marszałkiem województwa dolnośląskiego Pawłem Gancarzem z PSL, wiceszefem MSWiA Wiesławem Leśniakiewiczem, samorządowcami i urzędnikami. - Kierwiński zwracał się wcześniej do samorządowców i pytał o rządowe środki dla powodzian. Kiedy dowiedział się, że nie mają pieniędzy u siebie, był w szoku. Dlatego pojechał do Wrocławia - mówi jeden z naszych informatorów. - Atmosfera na spotkaniu z ministrem była naprawdę gęsta. Trudno się dziwić, skoro w mieście słychać, że środki wstrzymywano do ostatniego poniedziałku, bo ktoś w urzędzie wymyślił, że zanim zaczną weryfikację wniosków, poczekają aż wpłynie ich sto - usłyszeliśmy. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, do 14 listopada urząd wojewódzki zweryfikował... cztery wnioski. Z naszych informacji wynika, że do 18 listopada środki na zasiłki remontowo-budowlane dostało jedynie Stronie Śląskie. - Cały system od początku źle zadziałał. Koordynacją pomocy powinno zajmować się MSWiA oraz wojewodowie, powoływanie Marcina Kierwińskiego jako pełnomocnika wprowadziło jedynie dodatkowy chaos, bo teraz nie wiadomo, kto za co odpowiada, do kogo z czym się zwracać - uważa Paweł Hreniak, poseł PiS i były wojewoda dolnośląski. - Rząd zadziałał słabo na poziomie centralnym, a wojewoda, który jest wykonawcą decyzji rządowych na poziomie lokalnym. Główny błąd został popełniony jednak na poziomie strategicznym, nie sądzę więc, by dzisiaj dymisja wojewody coś wniosła - dodaje. W regionie słychać, że samorządowcy poskarżyli się Kierwińskiemu na wojewodę dolnośląskiego. Włodarze zwrócili też uwagę na jeszcze jeden aspekt. - Urzędnicy boją się podpisywać decyzje, bo dziś jest atmosfera rozliczania, a każdy wie, że jak jego podpis będzie w dokumentach, to może za to kiedyś odpowiedzieć. A tu trzeba działać szybko, sprawnie i odważnie, bo ludzie są w dramatycznej sytuacji i czekają na te pieniądze - wskazuje nasz rozmówca. Faktem jest, że odpowiednie informacje trafiły m.in. do szefa MSWiA, Tomasza Siemoniaka. Słychać było także o możliwej dymisji polityka. Koledzy pomogli wojewodzie. Dymisja niewykluczona - Wybronili go politycy PO, którzy za nim stoją - mówi nam jeden z samorządowców. Dodaje, że chodzi m.in. o Monikę Wielichowską, posłankę KO, wicemarszałek Sejmu. To ona miała rekomendować premierowi Awiżenia na funkcję wojewody. - Na to stanowisko pierwotnie szykował się Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha i pewnie sytuacja dziś wyglądałaby inaczej, gdyby to on był wojewodą - relacjonuje nasze źródło. Innym argumentem za brakiem dymisji ma być to, że mogłoby to zostać odczytane jako przyznanie się do tego, że rząd nie radzi sobie z sytuacją po powodzi. Jak słyszymy, niewykluczone jednak, że temat ten wróci w następnych tygodniach czy miesiącach, kiedy sprawa przycichnie medialnie. Jakkolwiek by nie było, strumień rządowych pieniędzy w końcu zaczął trafiać do poszkodowanych. Ten fakt osobiście zaanonsował wojewoda. Michał Piszko, burmistrz Kłodzka: - Łącznie, wniosków mamy 331. Złożyliśmy zapotrzebowanie, na dziś, na 214 rodzin na kwotę ponad 20 mln zł. Pieniądze otrzymaliśmy w poniedziałek, wtorek i środę. Dotychczas wydano 113 decyzji, na konta ludzi wypłaciliśmy ponad 17 mln zł. 31 decyzji jest gotowych do odebrania w OPS przez osoby uprawnione. Jeśli chodzi o wypłatę wszystkich świadczeń, dochodzimy do poziomu 34 proc. - przekazał. Kamila Baranowska, Jakub Szczepański ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!