Rostowski: Żyłem w przeświadczeniu, że nasze stosunki są doskonałe
„To nie tacy ludzie mogą doprowadzić do mojego odejścia”- mówi o szefie NBP i MSW Jacek Rostowski w Kontrwywiadzie RMF FM. Jego zdaniem „ta rozmowa (Belki i Sienkiewicza) ma wiele wątków absurdalnych".
- Ani jedna, ani druga strona tego domniemanego dealu nie była możliwa. Po pierwsze, nie było potrzeby doprowadzenia do mojej dymisji, bo dokładnie w lipcu powiedziałem premierowi, że będę chciał odejść w trakcie rekonstrukcji. Premier naciskał jedynie, bym został. Po drugie, nie było żadnej możliwości użycia tego rodzaju zapisów, o których mowa, do wspierania ambicji politycznych rządzących. Jeden pan drugiemu panu sprzedawał most Kierbedzia - mówi o rozmowie szefa NBP i MSW zarejestrowanej w restauracji "Sowa i Przyjaciele" Jacek Rostowski.
Gość Kontrwywiadu RMF FM przyznaje jednak, że "gdyby była próba używania takich zapisów, do finansowania deficytu, w sytuacji nie kryzysowej" on by był temu przeciwny. - Przeciwstawiłbym się i nie byłbym jedyny - dodaje.
Konrad Piasecki: Czuje się pan ofiarą spisku Belki i Sienkiewicza?
Jacek Rostowski: - Szczerze mówiąc w żaden sposób.
Chciał pan odejść niezależnie od tego, że jak oni mówili, chcieli podziękować hrabiemu von Rostowskiemu?
- Wie pan, na pewno ta rozmowa ma wiele wątków absurdalnych. W zasadzie ani jedna, ani druga strona tego domniemanego, hipotetycznego dealu nie była możliwa. Nie było możliwe, to znaczy nie było potrzeby doprowadzenia do mojej dymisji. Właśnie w lipcu - nie wiem,czy przed tą rozmową, bo dokładnej daty tej rozmowy nie znam, czy po - powiedziałem panu premierowi, że definitywnie będę chciał odejść podczas rekonstrukcji.
Ale Sienkiewicz i Belka o tym wiedzieli?
- Tego nie wiem. Mogli nie wiedzieć. Mogli nie wiedzieć. Ale na pewno nie jest tak, że ten deal, w listopadzie ubiegłego roku się skonsumował.
Pan powie, że pan chciał odejść niezależnie od jakichkolwiek nacisków, sugestii ze strony premiera, czy ministra Sienkiewicza.
- Nie było żadnych. Jedyne naciski ze strony pana premiera były abym został.
Człowiek może chcieć odejść, dlatego, że czuje, że wokół niego jest taka atmosfera, że czuje, że musi.
- Nie, jak chciałem odejść, dlatego, że po tym jak byłem ministrem finansów najdłużej urzędującym nie tylko III RP, ale także w niepodległej Polsce i wiedziałem, że już Polska wychodzi z drugiej fazy kryzysu i już przyszedł moment, kiedy był czas na rekonstrukcję i na nową energię dla rządu przez wprowadzenie nowych ludzi, co zresztą się stało.
Czyli pan z absolutną pewnością powie: to nie Sienkiewicz i Belka doprowadzili do mojego odejścia.
- To nie tacy ludzie mogą doprowadzić do mojego odejścia.
Bardzo pan się nie lubił z Markiem Belką?
- Ja mogę tylko powiedzieć, że żyłem w przeświadczeniu, iż z prezesem Belką mam świetne stosunki.
On żył najwyraźniej w nieco innym przeświadczeniu.
- No najwyraźniej.
A w czym mu pan tak przeszkadzał?
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że jak odchodziłem z Rady Ministrów, to pan premier, żegnając się ze wszystkimi ministrami, mówił ciepłe słowa o wszystkich i o mnie też, cytując prezesa Belkę. Tak więc tym bardziej nie wiem, skąd to się wzięło.
Ma pan dzisiaj żal - albo coś więcej - do Belki i Sienkiewicza za tę rozmowę?
- Nie. To znaczy...
Nie czuje się pan - tak po ludzku - obrażony?
- Na pewno nie umiem być obiektywny na temat tych dwóch panów, ale chciałem jeszcze...
Dlatego pytam, czy pan nie czuje się obrażony, bo te rozważania, które panowie snują...
- Tutaj naprawdę kwestia uczuć jest najmniej ważna. A na pewno moich uczuć. Jest najmniej ważna w tej całej sprawie. Ale to, co jest ważne w tej sprawie i myślę kluczowe - że, jedna część tego hipotetycznego dealu była zupełnie absurdalna, bo ja właśnie w tym czasie chciałem odejść. A druga część tego hipotetycznego dealu była nie do przeprowadzenia, dlatego że ustawa, która - i to bardzo dobrze - ma być pod obradami Rady Ministrów, pozwala na zakup skarbowych papierów wartościowych przez Narodowy Bank Polski, ale tylko i wyłącznie w warunkach kryzysu systemu finansowego. I taki jest zresztą wymóg traktatów unijnych, i jest to monitorowane przez Europejski Bank Centralny.
Czyli nie było żadnej, ale - chcę to podkreślić - żadnej możliwości, aby użyć zapisów tego rodzaju dla wspierania ambicji politycznych, czy celów politycznych rządu, czy partii rządzącej.
Ale to w takim razie o czym minister Sienkiewicz mówi: kolega Rostowski powiedziałby "w życiu, bo to zdewastuje opinię, bo jest niewykonalne, bo tego nie wolno robić"?
- Gdyby była próba używania takich zapisów do...
...do ratowania Platformy Obywatelskiej przed wyborami?
- Nie - bądźmy precyzyjni. Do dofinansowania deficytu w sytuacji, w której nie ma kryzysu systemu finansowego i bankowego...
A zbliżają się wybory.
- Ale nieważne, czy się zbliżają wybory, czy jest tuż po wyborach. Ja bym na pewno temu się przeciwstawił.
Czyli rzeczywiście 'kolega Rostowski' powiedziałby nie pozwalam?
- No, ale myślę, że nie byłbym jedyny. Europejski Bank Centralnym też na pewno powiedziałby, że nie pozwala, ale ja bym na pewno powiedział, że się na to nie zgadzam. Ogólne wrażenie jest zupełnie abstrakcyjne. Trochę wygląda to tak, jakby podczas tej rozmowy, każdy z panów drugiem sprzedawał Most Kierbedzia.
No, który nie istnieje - nota bene - już dzisiaj w Warszawie. Sienkiewicz zostaje, Belka zostaje, pan przyklaskuje?
- To nie jest moja funkcja...
Ale pytam pana teraz jako polityka, członka zarządu Platformy Obywatelskiej?
- Minister Sienkiewicz powiedział - i muszę powiedzieć, że jestem pod dużym pozytywnym wrażeniem tego co powiedział, że ma to zadanie, żeby złapać sprawców tego skandalicznego podsłuchiwania przez wiele lat czołowych polityków partii rządzącej i, że potem z polityki odchodzi.
I pan uważa, że to jest kwestia - dni, tygodni?
- Nie, ja nie wiem, czy to jest kwestia dni, tygodni, czy dłużej. Ale chce powiedzieć, że pan minister Sienkiewicz tutaj bardzo mi zaimponował.
A czy powinno się pozostać ministrem i szefem służb po tym jak człowiek daje się nagrać?
- Ale w takiej sytuacji, myślę, że to minister Sienkiewicz jasno powiedział...
Rozumie to, złapie i odejdzie?
- Tak powiedział wczoraj i myślę, że jak najbardziej...
Czy pan będzie tego oczekiwał?
- Nie, przepraszam niech mi pan nie wkłada słów w usta... Uważam, że to przysparza mu dużo honoru i jest to dla mnie postępowanie honorowego człowieka i dżentelmena.
Czy powinno się zostawać szefem Narodowego Banku Polskiego, jak człowiek przeprowadza takie dziwaczne negocjacje i jeszcze żąda odwołania ministra finansów?
- Myśl, która się trochę nasuwa jest taka, że może potrzebujemy zapisu konstytucji, który będzie zapewniał niezależność rządu od Banku Centralnego.
Ale czy Marek Belka nie powinien się oddać do dyspozycji prezydenta? Nie powinien złożyć dymisji? Właściwie jego odwołanie jest bardzo trudne.
- Nie, jego odwołanie jest niemożliwe, ale ja tylko chcę powiedzieć, że taka się nasuwa myśl, iż zawsze zakładano, że rządy będą wywierały presję na banki centralne. Chyba nikomu nie wpadło do głowy, że gdzieś, w niektórych krajach może powstać sytuacja odwrotna.
A nie przyszło panu do głowy, że jest gdzieś granica śmieszności, za którą nie można zbudować autorytetu i piastować funkcji prezesa Narodowego Banku Polskiego i ministra spraw wewnętrznych?
- Już mówiłem o Sienkiewiczu, i muszę powiedzieć, że jestem pod pozytywnym wrażeniem jego wczorajszych, kilkakrotnie powtórzonych słów. Jeśli chodzi o Bank Centralny, to jest tak jak pan powiedział: nie ma sposobu na odwołanie prezesa. Był taki okres, kiedy niezależność - i dalej de facto jest to zapisane w ustawach - stała się fetyszem, wartością, którą wynoszono ponad wszystkie inne. Życie jest bardziej skomplikowane niż wtedy się wydawało. Mówię o tych relacjach między instytucjami.