"Rokita mógł zostać premierem"
Wyborcy PiS i PO przeżyli szok, że koalicja nie powstała - mówi INTERIA.PL znana socjolog, prof. Jadwiga Staniszkis.
INTERIA.PL: Dlaczego PiS nie udało się dogadać z PO?
Prof. Jadwiga Staniszkis: Jestem bardzo rozczarowana, że nie powstała koalicja. W końcówce winne były obie strony. Wcześniej Tusk o tym mówił i ja o tym pisałam, wyglądało to na głęboki kryzys zaufania, związany z nie do końca zrozumianymi przez PO intencjami PiS całkowitej kontroli nad resortami siłowymi. Szczególnie wywiad udzielony "Gazecie Wyborczej" przez Jarosława Kaczyńskiego, w którym pojawiły się nagle sprawy z przeszłości, w które jakoś tam uwikłani był m.in. Rokita czy ludzie z rządu Bieleckiego - chodzi o inwigilację prawicy. To było powiedziane w takim tonie, że nie ma jeszcze potwierdzenia, czy Rokita wiedział, czy nie. Kiedy się prowadzi delikatne negocjacje, to wprowadzanie tego wątku mogło wywołać wrażenie lekkiego szantażu czy rewanżu. Kiedy PiS nie chciało się dzielić resortami, PO pozostał jedyny element kontroli, czyli ogólny nadzór przez premiera i oczekiwanie, że na propozycję Tuska - niech Jarosław Kaczyński będzie premierem, co oczywiście jest niemożliwe w sytuacji bliźniaków, odpowiedź Kaczyńskiego powinna być taka: niech premierem zostanie Rokita. Miałbym ogólny nadzór, czy tych służb nie używa się w sposób upartyjniony, a tamci mają pełną operacyjną kontrolę. Wprowadza się dużo lepiej przygotowaną koncepcję szybkiej walki z korupcją, bo Rokita miał to przygotowane, wreszcie te różnice między PiS a PO w różnych dziedzinach mogłyby doprowadzić do wypracowania nowego pomysłowego rozwiązywania problemów, bo to napięcie temu by sprzyjało. Dla wyborców to szok, bo jak ktoś głosował na PiS, to wiedział, że będzie współpraca z PO i odwrotnie. To jest szok - ta nieumiejętność dogadania się, ta małostkowość, ten brak poczucia proporcji. PO nie jest tu bez winy, wysuwając nieżyczliwych wobec PiS kandydatów na marszałka Sejmu i wicemarszałka Senatu. Ale zwycięzcy powinni umieć nie unosić się ambicjami czy małostkowością - zrobiono wielki błąd. Wizerunek Polski na świecie traci, ludzie są rozczarowani. I nawet jeśli ten rząd będzie zarządzał, to nie jest w stanie dokonać zasadniczego zwrotu. Trudno sobie wyobrazić jakąś poważną europeizację i przebudowę państwa z takimi partnerami, jakich sobie PiS wybrało.
Jak Pani ocenia rząd ekspertów premiera Marcinkiewicza? Uda mu się przetrwać?
Widać, że PiS miało przygotowanych ludzi do służb, a nie miało do innych dziedzin i sięgnęło do zasobów Unii Wolności, nie oszukujmy się, i AWS-owskich rządu Buzka. To jest bardzo deprymujące, bo rząd Buzka działał fatalnie. Widać, że - oprócz Radka Sikorskiego, który na pewno będzie dobrym ministrem, bo bardzo dużo nauczył się podczas pobytu w Stanach - część tego, to będzie realizacja programu a la Unia Wolności. A część to ludzie, o których trudno powiedzieć, jak będą funkcjonowali. Na pewno nie są to ci, którzy byli na pierwszej linii przygotowywania programu PiS, który był dość spójny. Myślę, że samo PiS traktuje tę konstrukcję jako tymczasową. To niedobrze, bo to może być samosprawdzająca się przepowiednia.
Na ile Kazimierz Marcinkiewicz będzie samodzielnym szefem rządu? Może lepiej by było, żeby pełną odpowiedzialność przejął prezes PiS Jarosław Kaczyński?
Nie będzie samodzielny, nie może być. W ogóle dostrzegam tu coś jeszcze innego - wszystkie te partie - i PiS, i PO są składankami z różnych układów. I tak jak tamte podsystemy wyraźnie się różnią. W wypadku tego układu rządowego i tych posłów czy eurodeputowanych (Kamiński i inni), którzy byli bardziej aktywni, oni wywodzą się ze środowiska ZChN. A było ono odmienne od byłego Porozumienia Centrum braci Kaczyńskich. PC to była partia, która dbała o rozdział Kościoła od państwa, partia oświeceniowa, taka żoliborska, inteligencka. I fakt, że to ZChN-owski segment się uaktywnił, nie wróży niczego dobrego. Uważam, że ci którzy głosowali na PiS, oczekiwali czegoś innego. Nie widać tu ludzi, oprócz Dorna, z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego.
Czy podkreślany przez media "taktyczny sojusz" PiS z Lepperem jest dobry dla wizerunku Polski, a także dla Prawa i Sprawiedliwości?
Wizerunek jest jak cnota: albo się go ma, albo traci. Jestem zwolenniczką daleko posuniętej liberalizacji w UE, zniesienia wszystkich subsydiów. Oczywiście w sojuszu z Lepperem nie ma nadziei, że rząd się przygotuje do takich zmian. To są ludzie, którzy nie wiedzą, na jakim świecie żyją, jeśli chodzi o wieś. Jest cały szereg posunięć, które będą niemożliwe do przegłosowania w tym układzie. A obraz Polski na zewnątrz? Styl to jest kwestia pewnej formy, ale forma jest niezwykle ważna. Z drugiej strony LPR - to, co zrobił z niej Giertych, to, o czym się słyszy, co się czyta, to jest nie do przyjęcia. To jeszcze bardziej utrudni współpracę z PO. Uważam, że PiS zachowało się niezgodnie z wolą wyborców. Możliwa była koalicja przy ustępstwach obu stron. Ten brak ustępstw nie jest niczym uzasadniony. Należało poprawiać instytucje, a nie fascynować się miejscem, gdzie można znaleźć haki na innych. Ta fascynacja służbami jest zatrważająca.
PO zapowiada powstanie twardej opozycji. A jakie miejsce w tym układzie widzi Pani dla Jana Rokity, któremu programowo chyba dość blisko było do braci Kaczyńskich?
Nie braci Kaczyńskich w tym wydaniu. Bo to miały być przede wszystkim standardy moralne tych, którzy są w polityce, czyli nie wpuszczanie do Sejmu ludzi, którzy są teraz wśród posłów, np. osób karanych czy posłów z Młodzieży Wszechpolskiej. Uchodzę za osobę brutalną w tym, co mówię, ale nie można dla władzy korzystać z poparcia takich ludzi. Poza tym ta fascynacja resortami siłowymi! To są zamknięte struktury i żeby móc się tam zorientować, jak zamierza Lutek Dorn, mój były student, socjolog, to wymaga wejścia w sojusz z jakimś jednym segmentem jako przewodnikiem. I to się skończy przymykaniem oczu na działania tego jednego segmentu. Ja wyobrażałam sobie to rządzenie jako zorientowane przede wszystkim ku przyszłości: projektowanie ustaw - np. antylobbingowej, antykorupcyjnej, wymyślanie nowych rozwiązań i przede wszystkim wola wymuszenia, żeby to, co jest, funkcjonowało prawidłowo.
Jak Pani ocenia Kazimierza Marcinkiewicza jako premiera?
Szefowie PiS powinni byli zgodzić się na premiera Rokitę, bo to by załatwiło wszystko i byłby on zdecydowanie lepszy od Marcinkiewicza, bo ma charyzmę, jest inteligentny. Ma cechy przywódcy, po którym inni oczekują, że coś wymyśli, wokół którego skupiają się ludzie. A Marcinkiewicz jest takim sprawnym urzędnikiem. Obserwowałam te cztery reformy Buzka i Marcinkiewicza. To był horror, stan ich przygotowań! Jeżeli Marcinkiewicz bardzo się od tamtego czasu nie zmienił, to nie jestem o nim najlepszego zdania.
Czy w najbliższych miesiącach czekają nas powtórne wybory parlamentarne?
Zobaczymy, czy 10 listopada ten rząd w ogóle się uformuje i czy będzie w stanie funkcjonować. Choć, jak powiedziałam, w resortach gospodarczych są ludzie, których wizji nie znamy - zobaczymy, jak połączą rozwój ze sprawiedliwością. Znaliśmy wizje ludzi, których tam nie ma - Mecha, Zubera. I nie wiemy, czy to będzie rząd, który tę nową jakość będzie w stanie zaznaczyć. Przewiduję, że na pewno ten rząd nie przetrwa czterech lat. Oczywiście wszystko się może zdarzyć, ale wtedy straci PiS, a zyskają SLD i Samoobrona, może też PO. Ale to bardzo ryzykowna gra. W sobotę, gdy było spotkanie u abp. Gocłowskiego w Gdańsku, byłam pewna, że Jarosław Kaczyński powie - "Słuchajcie, no przecież nie mogę, co świat powie? Dwóch bliźniaków? Niech to bierze Rokita". Oni mają to wszystko przygotowane i byłby to naturalny krok, o którym zresztą mówiono. Coś się musiało zdarzyć po stronie PiS, jakieś informacje, podejrzenia, pokusy szantażu, które to rozwaliły. I uważam to za szkodliwe, małostkowe. Najbardziej straci na tym PiS, bo pokazuje, że nie ma kadr.